Jeszcze zimą nabieramy przekonania, że weekend majowy spędzimy na rowerach. Pozostaje pytanie....Gdzie ? Wybór pada na Przemyśl i podkarpackie szlaki. Pełna obaw czy, aby nie nazbyt trudne trasy, czy poziom trudności nie przerośnie moich umiejętności i wydolności. No cóż, świat należy ponoć do odważnych, więc podejmuję to wyzwanie z nadzieją, że będę miała więcej powodów do radości jak smutku.
Prognozy pogodowe nie są niestety optymistyczne. Ma być deszczowo i chłodno....pozostaje potęga umysłu i wiara, że okolice Przemyśla ominą ciemne, burzowe chmury. Po zakwaterowaniu sprawnie "zbroimy" siebie i rowery, aby szybko wyruszyć do centrum Przemyśla, a stąd do Krasiczyna. Wiara czyni cuda i... słoneczko pojawia się na przemian z drobnym deszczykiem. Jest więc dobrze, a kawa na dziedzińcu zamku bardzo realna.
Moje pierwsze wrażenie z objazdu centrum Przemyśla nie najlepsze. Z każdego kąta wyzierają setki różnorodnych reklam, plakatów i nijakich szyldów zaśmiecających wspólną przestrzeń. Dodatkowo miejscowy rynek zasypano pryzmami czarnej ziemi i pokryto kramami, stoiskami, budami i dekoracjami różnej barwy i wielkości. Trudno dostrzec to piękno secesyjnej architektury, o której tak chętnie rozpisują się przewodniki. Trzeba przyznać, że częściowo to także "zasługa" rowerzystów, bo w ten weekend Przemyśl to "Bike Town 2015" i widowiskowe dyscypliny rowerowe rozgrywane w centrum i okolicach.
W historycznej scenerii przemyskiej architektury oraz Twierdzy Przemyśl, już w po raz kolejny, odbywają się zawody downtown, FMBA Dirt Contest, Maraton Twierdza Przemyśl, Pump Track Challenge i Flatland. Ponoć to wydarzenie nie tylko dla rowerowych szaleńców, ale nasza grupka planuje pokonać kilometry swoim tempem, trasą i poza oficjalnym programem imprezy.
Z Przemyśla do Krasiczyna jest tylko 8.8 km, ale tradycją naszych rowerowych wycieczek jest szukanie "skrótów". Co to oznacza w praktyce? Ni mniej ni więcej tylko fakt, że trasa z pozoru krótka i prosta nabiera zupełnie innych barw i odległości, gdy tylko szef naszych wypraw i przewodnik w jednym, uruchomi swoją nawigację, wielką wyobraźnię i ciekawość miejsca.
I tak, trasę Przemyśl- Krasiczyn- Przemyśl rozciągamy do 36 kilometrów. Wracamy o zmroku. Ostatni odcinek jedziemy wzdłuż koryta Sanu, w kroplach deszczu, z włączonymi światłami i lekko zakręceni tym pierwszym dniem rozruchu. Kawa, herbata i drobne co nieco na dziedzińcu zamku smakowały zwyczajnie bez szczególnych zachwytów czy aromatów.
Budowę otoczonego parkiem zamku rozpoczął Stanisław Krasicki na przełomie XVI i XVII. Cztery narożne wieże Boska, Papieska, Szlachecka i Królewska odzwierciedlające wieczny porządek oraz renesansowo-manierystyczny styl całości, nie zrobiły na mnie szczególnego wrażenia. Jakoś tak mało przyjaźnie, a nawet obco. Nawet koronkowe zwieńczenia krużganków nie ociepliły zimnego wizerunku całości. Trzeba jednak przyznać, że burzliwa historia zamku robi wielkie wrażenie, podobnie jak zapach parkowych lip. A może trzeba tu przyjeżdżać wypoczętym, aby odbiór całości był bardziej łaskawy dla miejsca ?
Nasz powrót do hotelu budził nadzieje na zasłużony relaks, smakowite uzupełnienie straconych kalorii i ciepły kącik po chłodnym wieczorze. Tymczasem napotykamy na prawie pusty 'szwedzki stół" nijakie wnętrze tymczasowej, hotelowej jadalni i jakoś tak bezosobowo z banalną nutą melodyczną i imprezą okolicznościową w tle oraz personelem, który pewnie chciał, ale nie zawsze mógł.
No cóż ważne, że pierwszy dzień za nami i udało się pokonać powalone drzewa, stada muszek, ostre wzniesienia, leśne dukty, drobne mokradła, bite trakty, deszczyk i niedosyt hotelowych usług....z przekonaniem, że jutro znów będzie dzień.
J. 1.05. 2015r
Prognozy pogodowe nie są niestety optymistyczne. Ma być deszczowo i chłodno....pozostaje potęga umysłu i wiara, że okolice Przemyśla ominą ciemne, burzowe chmury. Po zakwaterowaniu sprawnie "zbroimy" siebie i rowery, aby szybko wyruszyć do centrum Przemyśla, a stąd do Krasiczyna. Wiara czyni cuda i... słoneczko pojawia się na przemian z drobnym deszczykiem. Jest więc dobrze, a kawa na dziedzińcu zamku bardzo realna.
Moje pierwsze wrażenie z objazdu centrum Przemyśla nie najlepsze. Z każdego kąta wyzierają setki różnorodnych reklam, plakatów i nijakich szyldów zaśmiecających wspólną przestrzeń. Dodatkowo miejscowy rynek zasypano pryzmami czarnej ziemi i pokryto kramami, stoiskami, budami i dekoracjami różnej barwy i wielkości. Trudno dostrzec to piękno secesyjnej architektury, o której tak chętnie rozpisują się przewodniki. Trzeba przyznać, że częściowo to także "zasługa" rowerzystów, bo w ten weekend Przemyśl to "Bike Town 2015" i widowiskowe dyscypliny rowerowe rozgrywane w centrum i okolicach.
W historycznej scenerii przemyskiej architektury oraz Twierdzy Przemyśl, już w po raz kolejny, odbywają się zawody downtown, FMBA Dirt Contest, Maraton Twierdza Przemyśl, Pump Track Challenge i Flatland. Ponoć to wydarzenie nie tylko dla rowerowych szaleńców, ale nasza grupka planuje pokonać kilometry swoim tempem, trasą i poza oficjalnym programem imprezy.
Z Przemyśla do Krasiczyna jest tylko 8.8 km, ale tradycją naszych rowerowych wycieczek jest szukanie "skrótów". Co to oznacza w praktyce? Ni mniej ni więcej tylko fakt, że trasa z pozoru krótka i prosta nabiera zupełnie innych barw i odległości, gdy tylko szef naszych wypraw i przewodnik w jednym, uruchomi swoją nawigację, wielką wyobraźnię i ciekawość miejsca.
I tak, trasę Przemyśl- Krasiczyn- Przemyśl rozciągamy do 36 kilometrów. Wracamy o zmroku. Ostatni odcinek jedziemy wzdłuż koryta Sanu, w kroplach deszczu, z włączonymi światłami i lekko zakręceni tym pierwszym dniem rozruchu. Kawa, herbata i drobne co nieco na dziedzińcu zamku smakowały zwyczajnie bez szczególnych zachwytów czy aromatów.
Budowę otoczonego parkiem zamku rozpoczął Stanisław Krasicki na przełomie XVI i XVII. Cztery narożne wieże Boska, Papieska, Szlachecka i Królewska odzwierciedlające wieczny porządek oraz renesansowo-manierystyczny styl całości, nie zrobiły na mnie szczególnego wrażenia. Jakoś tak mało przyjaźnie, a nawet obco. Nawet koronkowe zwieńczenia krużganków nie ociepliły zimnego wizerunku całości. Trzeba jednak przyznać, że burzliwa historia zamku robi wielkie wrażenie, podobnie jak zapach parkowych lip. A może trzeba tu przyjeżdżać wypoczętym, aby odbiór całości był bardziej łaskawy dla miejsca ?
Nasz powrót do hotelu budził nadzieje na zasłużony relaks, smakowite uzupełnienie straconych kalorii i ciepły kącik po chłodnym wieczorze. Tymczasem napotykamy na prawie pusty 'szwedzki stół" nijakie wnętrze tymczasowej, hotelowej jadalni i jakoś tak bezosobowo z banalną nutą melodyczną i imprezą okolicznościową w tle oraz personelem, który pewnie chciał, ale nie zawsze mógł.
No cóż ważne, że pierwszy dzień za nami i udało się pokonać powalone drzewa, stada muszek, ostre wzniesienia, leśne dukty, drobne mokradła, bite trakty, deszczyk i niedosyt hotelowych usług....z przekonaniem, że jutro znów będzie dzień.
J. 1.05. 2015r
Komentarze
Prześlij komentarz