Przejdź do głównej zawartości

WIERSZYNA.

Nasza przygoda z Syberią dobiega końca. Przed wylotem z Irkucka do Moskwy, chcemy jeszcze dotrzeć do Wierszyny, polskiej wieś założonej dobrowolnie, około 1910 roku, przez polskich emigrantów, głównie z Zagłębia Dąbrowskiego.

Przed nami około 100 kilometrów wyboistej, gliniasto-gruntowej, bardzo trudnej drogi, tym bardziej, że ostatni tydzień był tu mocno deszczowy. Po blisko czterech godzinach jazdy jesteśmy na miejscu i pierwsze kroki kierujemy do sklepu, aby "zaciągnąć języka"

Jest pierwszy września. Na polnej, wiejskiej drodze dorośli i dzieci, a wszyscy idą pieszo w jednym kierunku. W miejscowej szkole podstawowej rozpoczyna się właśnie nowy rok szkolny. Staranne ubrania, białe bluzki, wielkie kokardy, wstążeczki we włosach i uśmiechy na twarzach. Na nasze "dzień dobry" słyszymy powitania w języku polskim i rosyjskim. 

Już wiemy jak dojść do szkoły, jak znaleźć proboszcza i jak dojść do polskiego domu. Przed sklepem co chwila pojawia się ktoś z mieszkańców, ale nie wszyscy mają ochotę na dłuższą z nami rozmowę. Twierdzą, że czas nie pozwala, bo gonią do szkoły, bo prace w gospodarstwie i na polu, bo mają dziś dużo na głowie.

Mała, drewniana szkoła skromnie wyposażona i to głównie zasługa polskich organizacji, bo lokalne władze nie są zainteresowane rozwojem takich placówek. Dzieci uczą się tu w języku polskim, a zachęcone przez nauczycielkę podchodzą do nas po zakończeniu uroczystości i niektóre z nich ładną polszczyzną, z lekkim zaśpiewem pytają ..Skąd jesteśmy? Jak nam się tu podoba ? A my...  Jakie są Wasze marzenia ? Bez zastanowienia odpowiadają "studiować w Polsce lub Irkucku", a mają dopiero dziesięć lat. Dyrektorka szkoły kończyła studia w Polsce i wróciła do Wierszyny, bo jak twierdzi.. była tu potrzebna. Może ktoś z tych małych marzycieli też tu wróci?

Ksiądz wiele mówi o pomocy jaką otrzymuje od Polaków co pozwala mu utrzymać mały, drewniany kościółek. Sam dojeżdża z Irkucka, aby przynajmniej dwa razy w tygodniu odprawiać msze w języku polskim. Obecnie remontuje plebanie i ma nadzieję, że wkrótce nabożeństwa będą odbywały się codziennie. We wsi aktywnie działa Dom Polski, taki lokalny Dom Kultury, miejsce spotkań mieszkańców i przyjeżdżających tu Polaków.

Odwiedzamy także miejscowy cmentarz. Trochę zaniedbany, z dużą ilością polskich nazwisk pisanych cyrlicą. Na wielu nagrobkach wykuta długość życia ..90..100 lat. Zaskoczenie tym większe, że warunki życia były tu zawsze bardzo ciężkie, a opieka medyczna niedostępna. 

Nad wsią majestatyczna, wielka góra, którą mieszkańcy nazywają zwyczajnie "Skała". To początek grzbietu biegnącego ku źródłom rzeki płynącej przez wieś. Bardzo zimna, rdzawa woda nie zachęca do kąpieli. Ze wzgórza roztacza się piękny widok na malowniczą, wiejską dolinę z wijącą się leniwie rzeką. Obecnie mieszka tu łącznie około 300 polskich rodzin i wraz z kilkoma rodzinami buriackimi i rosyjskimi tworzą blisko 1000 osobową społeczność. Marzeniem prawie każdego jest wyjechać stąd do miasta, bo tam żyje się łatwiej.

Polskie rodziny wyróżniają się tu zamożnością, bo jak twierdzą są pracowici i piją mniej wódki od Rosjan. To oni zakładali pierwsze w okolicy tartaki czy młyny, ale za swoja przedsiębiorczość płacili wysoką ceną, głównie w czasach bolszewickiej władzy.

Kilka osób skończyło studia w Polsce i rzadko odwiedzają rodzinne strony. Tak ksiądz, jak dyrektorka szkoły prosi nas o pomoc rzeczową i finansową, która pozwoli im na kolejne miesiące spokojnej pracy. Oboje traktują swoją pracę jak swoistą misje i dziękują za pomoc, którą już otrzymali. Obecnie płynnie językiem polskim posługuje się tu tylko niewielka grupa mieszkańców wsi, tym bardziej imponują starania i troska o zachowanie polskiej kultury i języka.

Dopiero wieczorem wracamy do Irkucka. Ostatnie pakowanie. Przed nami dwa dni samolotowo-pociągowej podróży powrotnej do kraju, aby po krótkiej przerwie snuć kolejne wyjazdowe plany.

Czy warto było wyruszyć na Syberię? Nie mam wątpliwości, że tak! Chociaż trasa naszej wyprawy nie uwzględniła ogromnej części tej wielkiej krainy to i tak zachwyciła mnie prostota tutejszego życia, piękno przyrody, głęboka wiara i tradycja mieszkających tu ludzi. Z drugiej strony zaskoczyła tęsknota mieszkańców za carem, Stalinem, Putinem, ale jak zobaczysz tę beznadzieje i biedę wokół, ten świat jakby przeniesiony z minionej epoki, to zdziwienie szybko mija. To naród, który tęskni za silnym przywódcą tu na miejscu, aby zrobił porządek i dał nadzieję na lepsze jutro.

Państwo dziś nie żywi i nie ubiera. To moc natury pozwala tu trwać, zagubionym po upadku ZSRR, pokoleniom. Oni nawet nie chcą tak dużo jak ma bogata Moskwa, wystarczy asfaltowa droga, wodociąg we wsi, łazienka w domu, praca, bezpłatna opieka lekarska czy studia dla swoich dzieci. Polska to dla nich kraina mlekiem i miodem płynąca i wyjeżdżając stąd trudno się z tym nie zgodzić.

J. 1-3.09.2009























Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.