Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2014

PATAGONIA, epilog.

Miłe te nasze powroty do kraju chociaż wracamy szarą, deszczową, zimą, a wyjeżdżaliśmy barwną, słoneczną jesienią. Pourlopowa codzienność odrobinę trudniejsza, bo bardziej pracowita niż sam tramping, ale kto powiedział, że po powrocie będzie łatwiej? 

Taneczne BUENOS.

Prosto z Colonia del Sacramento wracamy promem przez Rio de a Plata do Buenos Aires. Wyjątkowo dużo czasu zajmuje nam argentyńsko-urugwajska odprawa biletowo-paszportowa. Dopiero późnym popołudniem wyruszamy na nasze ostatnie spotkanie z miastem tanga i weekendowej zabawy.

COLONIA del SACRAMENTO czyli słodycz w pigułce.

Wyjeżdżamy z Montevideo do Colonii del Sacramento chyba najbardziej wygodnym, rejsowym autobusem w czasie naszej podróży. Nawet WiFi na pokładzie i telefony komórkowe znów się grzeją. Na zewnątrz piękne słońce, dużo zieleni, pojedyncze siedliska. Krajobraz jakże inny od patagońskiego.

MONTEVIDEO czyli 3xM.

Ushuaia żegna nas pięknym słońcem. Z lokalnego lotniska obieramy kierunek Montevideo z przesiadką w Buenos Aires. Wczesnym popołudniem jesteśmy na miejscu. Po zakwaterowaniu pierwsze kroki kierujemy w stronę Placu Wolności z pomnikiem i mauzoleum urugwajskiego bohatera narodowego Jose Gervasio Artigasa. 

Ziemia ognista...USHUAIA c.d.

Snując się po Ushuaia nie mam wrażenia, że znajdujemy się na końcu świata. Miasteczko owszem malowniczo położone, ale mocno skomercjalizowane. Przy licznie docierających tu turystach ten słynny szyld miasta „Ushuaia fin del mundo” jakoś mi tu nie pasuje. 

Ziemia ognista....USHUAIA

Rano wita nas piękna, słoneczna i bezwietrzna pogoda. Kolejne, miłe zaskoczenie. Zaczynamy trekkingiem do Parku Narodowego Tierra del Fuego i.. kolekcjonowania pieczątek. Na małym drewnianym pomoście, w drewnianej budce, zwanej pocztą na końcu świata, kupujemy kartki pocztowe ostemplowane jedynymi w swoim rodzaju znakami i podsuwamy paszporty, aby kolejna pieczątka zajęła całą jego stronę.. tak dla dobrych wspomnień. 

Na koniec świata.

Wracamy do Argentyny. Już o 9 rano zajmujemy miejsca w dalekobieżnym autobusie na minimum 12 godzin z opcją nawet 20 godzin spędzonych w podróży.. Wszystko zależy od pogody, która "zarządza ruchem" w Cieśninie Magellana.

PUNTA ARENAS c.d.

Pogoda pozwala nam wypłynąć na wyspę Magdaleny, gdzie biwakują pingwiny i na wyspę Marty, ulubioną miejscówkę uchatek. Chodzimy wyznaczoną ścieżką wśród pingwinów Magellana, zaglądamy im do norek skąd często swoje łebki wychylają ledwo opierzone młode. 

Kierunek PUNTA ARENAS

Z dworca w Puerto Natales, liniami Bus-Sur wyjeżdżamy do Punto Arenas...dużego miasta, blisko 120 tysięcy mieszkańców zróżnicowanego etnicznie i kulturowo. To ma być nasz spokojny dzień i kolejny, który zbliża nas do miejsca na końcu świata, do Ushuaia.

Trekking TORRES del PAINE

R ano, wraz z chilijskim pilotem, wyruszamy na kolejny trekking w czasie naszej patagońskiej przygody. Tym razem mamy dojść do Basa de Las Torres, na wysokość 850 metrów. Planowany czas przejścia w jedną stronę to około 4.5 godziny. Park Narodowy Torres del Paine, który jest dziś naszym celem, dzieli od Puerto Natales tylko dwie godziny drogi. 

Kierunek PUERTO NATALES.

Opuszczamy El Calafate. Kolejny autobus wiezie nas z prędkością 90 km na godzinę, wręcz płynie po gładkiej nawierzchni. Przed nami 400 km do Puerto Natales w Chile. Wjeżdżamy na kultową Route 40 łączącą większość krajów obu Ameryk o długości liczonej od kręgu polarnego na Alasce do miasta Ushuaia w Argentynie o długości około 25750 km.

Otuleni wiatrem w EL CHALTEN.

Całe wczorajsze popołudnie, noc i dzień należy do wiatru, który z ogromną siłą zawładnął El Chalten. Zwykle ludzie szukają tu schronienia przed kaprysami pogody. Tym razem wiatr zszedł razem z nami z wysokich gór i nie odpuszczał. Już podczas wczorajszej kolacji właścicielka knajpki ostrzegała, że to dopiero przedsmak jego siły jaką poznamy w ciągu najbliższych godzin.

Trekking ... FITZ ROY

Pogoda znowu nam sprzyja. Świeci słońce. Temperatura powietrza 22 stopnie. Prawie bezwietrznie. Bosko, gdyby nie odrobinę sztywne nogi po wczorajszym wysiłku. Wyruszamy z wysokości 520 m n.p.m. Przed nami duże wyzwanie... Fitz Roy, szczyt na granicy chilijsko-argentyńskiej...Andy Patagońskie.

Trekking ..LAGUNA TORRE

El Chalten to stolica trekkingu. Małe, górskie miasteczko na skraju Parku Narodowego Los Glaciares, między grzbietami górskimi, w miejscu gdzie rzeka Fitz Roy wpada do Las Vueltas. Osadę zbudowano w 1985 roku w celu zabezpieczenia spornej granicy z Chile. Dziś istnieje z turystyki i dla turystyki. Nazwa "Chaltén" pochodzi od słowa "Tehuelche". Indianie wierzyli, że to wulkan na szczycie góry zasłania ją swoim dymem przez większość czasu.

Z UPSALĄ w tle.

Już o 7 rano wyjeżdżamy w kierunku lodowca Upsala. Kolejny dzień w Argentynie potwierdza świetną organizację lokalnej turystyki. Wygodne autobusy odbierają z poszczególnych punktów w miasteczku spragnionych lodowych wrażeń.

W blasku PERITO MORENO.

Świat jest pełen naturalnych cudów, które pragniemy zobaczyć na własne oczy. To dlatego przygnało nas do Patagonii, a ta argentyńska jej część ma być szczególną ucztą dla oczu. 

Berberys bukszpanowaty czyli El CALAFATE.

Opuszczamy prowincje Chubut. Jeszcze tylko muzeum historii, fauny i flory półwyspu i z lotniska Trelew startujemy do El Calafate w prowincji Santa Cruz. Po wylądowaniu dostrzegamy kilku mężczyzn z karteczką " Grupo Jarek" 

Półwysep VALDES cd.

Miało być szaro i sztormowo, a tymczasem budzi nas piękne słońce i lekki wiatr. Idealna pogoda na długi spacer. Wokół bezdroża i lekkie wzniesienia. Wybieramy 5 km trasę w kierunku kolonii otarii, morskich lwów. Krajobraz stepowy, odrobinę bezbarwny. Czasem trafiamy na kępę drobnych kwiatów czy krzew wyższy i bardziej zielony niż inne...to taka drobna radość dla oczu.

Półwysep VALDES.

Chwilowo żegnamy Buenos Aires. Kolejny dzień zaczynamy bardzo wcześnie. Z lotniska Jose Newbery lecimy do Trelew, aby po kilku godzinach rzucić bagaże w hostelowym pokoju, w jedynej na półwyspie Valdes osadzie Puerto Piramides z 200 mieszkańcami. Najbliższe dwa dni spędzimy w rezerwacie Valdes, który w 1999 roku uznany został przez UNESCO Naturalnym Dziedzictwem Ludzkości. 

Boskie BUENOS cd.?

Po śniadaniu, lokalnym autobusem dojeżdżamy do dzielnicy La Boca, słynnącej ze swej niezwykłej barwy. Już od "progu" zachwyca autentycznością i artystycznym bogactwem zaklętym w tętniących życiem uliczkach. Ta niegdyś portowa dzielnica, zawdzięcza swoją nazwę, la boca ..usta, od meandrującej do La Platy niewielkiej rzeki Riachuelo. 

Boskie BUENOS ?

Po spokojnej nocy, o 9.10 czasu lokalnego, dość miękko lądujemy na lotnisku Buenos Aires Ezeiza. Wita nas ciepły, słoneczny dzień, uśmiechy na twarzach i ta ciekawość, która pcha do przodu. Jeszcze tylko formalności paszportowe, zdjęcia, pieczątki, proste pytania służb mundurowych, skanowanie odcisków palców, wypełnianie granicznych karteczek, odbiór bagażu, spotkanie z resztą grupy i ....wreszcie możemy zacząć naszą patagońską przygodę. Po sprawnym zakwaterowaniu w centrum miasta, ruszamy zobaczyć coś więcej poza drogą lotnisko-hostel.

W drodze do BUENOS AIRES.

Po sytym śniadaniu obieramy kierunek Wiedeń. Plan jest prosty.... dotrzeć do punktu pośredniego na spotkanie z częścią naszej grupy i zasłużony wypoczynek przed długą podróżą jaka wciąż przed nami. Duży ruch, remonty dróg, mgła oraz opowieści różnej treści sprawiają, że jedziemy bardzo wolno i nie zawsze właściwą drogą. 

My beautiful time with them, part 1

At the end of our camp I would like to say “ It’s was unusual time for me and I’m proud as a peacock, that I could know so fascinating team.” Do you remember my story? If not, please read it one more as recollection of our stay in small, polish town Suchedniów.

BOSKI RZYM, akt trzeci, ostatni.

Dziś miała być papieska audiencja. Prośba była wysłana przez nas kilka miesięcy wcześniej, ale papież Franciszek nie pierwszy raz zaskakuje swoimi decyzjami. Tylko dlaczego nas? Odwołał wszystkie audiencje tak w lipcu jak sierpniu.  No cóż, każdy powinien mieć plan B.

Boski RZYM, akt drugi.

Po wczorajszym długim i męczącym spacerze, nasze siły znów gotowe na stracie z rzeczywistością. Kolejny dzień zaczynamy od wizyty w Amfiteatrze. Duszno i parno, nie najlepsza to wróżba, ale ciekawość pcha naprzód.

Boski RZYM, akt pierwszy.

O wyjeździe do Rzymu myślałam wielokrotnie, ale było nam jakoś nie po drodze. Docieramy tu dopiero teraz z postanowieniem przemyślanego planu zwiedzania z uwagi na wiek, ograniczenia ruchowe naszej grupki i krótki czas jaki planujemy tu spędzić.

Kierunek Wieczne Miasto.

Już o dziewiątej rano wyjeżdżamy na dworzec kolejowy Wenecja Mestre. Przejazd pociągiem Italo do Rzymu ma być dodatkową atrakcją naszej wyprawy.

Przystanek WENECJA.

Podróż pociągiem do Rzymu z przystankiem w Wenecji okazała się świetnym pomysłem. Na peronie Wiedeń Meidling spotykamy Meksykankę, która od kilkunastu lat samodzielnie zwiedza świat.  Bardzo otwarta gaduła jedzie do Florencji z przesiadką w Mestre. Obdarowuje mnie ludową laleczką magnesem... tak dla dobrych  wspomnień. Dodatkowo wymieniamy wizytówki i zaproszenia. Ja do Polski ona Meksyku. Kto wie ? 

W drodze do RZYMU

Spontaniczny pomysł, aby wyjechać z najbliższymi do Rzymu pojawił się w odpowiednim miejscu i czasie. Pozostało tylko odpowiedzieć na pytanie kiedy i jak najlepiej dojechać, bo średnia uczestników wyprawy blisko 70 lat. 

QUM, bliżej islamu i domu.

W drodze na lotnisko spontaniczny zjazd do Qum. W rankingu konserwatywnych miejsc to miasto plasuje się na pierwszym miejscu. Dopinamy nasze stroje, upinamy chusty, aby nie budzić negatywnych emocji. Qum to miejsce pielgrzymek do Mauzoleum Fatimy, siostry ósmego imama, najwierniejszych wyznawców islamu. Wokół bogate domostwa i jeden wieki plac budowy. Nigdzie w Iranie nie widziałam takiego rozmachu w budowaniu nowych obiektów mieszkalnych i handlowych.

KASZAN pachnący różami

Na moje oko dość bogate miasto, piękne duże domy, czasem to wręcz okazałe rezydencje. Według chrześcijańskiej tradycji to właśnie z Kaszanu wyruszyli Trzej Królowie kierując się do Betlejem. Choć prawdziwość tej historii jest wątpliwa, wskazuje na duże znaczenie tego miasta na początkach naszej ery. Prawdą jest natomiast piękno jakie nas zewsząd otacza.

Kierunek KASZAN

Późnym wieczorem ostateczne pożegnanie z Isfahanem zaczynamy od wizyty na bazarze w starej, bardzo konserwatywnej części Isfahanu.  Właściwy wygląd to podstawowy warunek spokojnego przejścia tą okolicą.

ISFAHAN, wokół placu Imama

Po tradycyjnym irańskim śniadaniu, jajko na twardo, dżem, słony ser i lavash (chleb), wyruszamy na plac Imama. Po drodze odwiedzamy kwaterę polskich grobów na ormiańskim cmentarzu. Dopiero dziś otrzymaliśmy pisemną zgodę na przekroczenie bramy cmentarza.

ISFAHAN, bajkowa stolica dynastii Safawidów.

Dzielnica ormiańska, Dżulfa z katedrą Vank z XII wieku to miejsce, od którego zaczynamy naszą przygodę z Isfahanem. Wsłuchujemy się w tragiczną historię Ormian, których niegdyś przygarnęli Persowie, a którzy stanowią dziś majętną i najliczniejszą społeczność chrześcijańską w Iranie. 

Coraz bliżej ISFAHANU.

Po śniadaniu wyjazd w kierunku Isfahanu. Przed nami długa, całodzienna podróż z przerwami na zwiedzanie ciekawych miejsc mocno osadzonych w historii i tradycji Iranu.

Przez pustynię od punktu A do B

Po śniadaniu w cieniu drzew i przy dźwiękach wartkiej wody, opuszczamy kadżarską rezydencję. Zgodnie z życzeniem właściciela przekazujemy listę uwag co do jakości wykończenia i funkcjonalności miejsca. Mam nadzieję, że dobrze zrozumie moje intencje, a długa lista uwag nie zirytuje go zbytnio i na dalszą drogę otrzymamy jego pełne błogosławieństwo. 

YAZD, najstarsze zamieszkałe miasto na ziemi.

To także centrum irańskiego zoroastryzmu, jedno z bardziej konserwatywnych miast Iranu. Spacerujemy Starym Miastem, zwiedzamy Meczet Piątkowy ze swoim charakterystycznym wysokim portalem. Trafiamy do więzienia Aleksandra Wielkiego oraz Grobowca Dwunastu Imamów z XI wieku i kompleksu Amir Czaqhmaqh.

W drodze do YAZD

Jedziemy przez Wyżynę Irańską. Surowy krajobraz nie zachwyca. Wokół dominuje szarość, kolor gliny, srogość gór, nieliczne pola uprawne jakby wyrwane nieprzyjaznej naturze.

SHIRAZ, miasto ogrodów, poezji i …wina

Miasto niszczone trzęsieniami ziemi i powodziami wciąż tak wiele ma do zaoferowania mieszkańcom i turystom. Docieramy do meczetu Vakil zbudowanym przez Karim Khana w połowie 18 wieku, w czasie dynastii kadżarskiej. 

TEHERAN, zgiełk, spokój, młodość.

25 kwietnia 2014 spotykamy się na lotnisku w Warszawie, aby dołączyć do tych zdecydowanych na poznanie IRANU. Po krótkiej przerwie tranzytowej w Wiedniu, lokujemy ciało i myśli w samolocie do Teheranu.