Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2008

Znowu HAWANA. Czemu nie?

Wracamy do Hawany. Przed nami jeszcze wiele miejsc, do których warto dotrzeć. Plan na dziś i jutro to m.in Regla, uboga dzielnica Hawany, kościół Czarnej Madonny, dom Hemingwaya, dom Bacardi czy manufaktura rumu Havana i kolacja doprawiona lokalnym trunkiem w rytmach salsy.

VARADERO, smak kubańskiego luksusu.

W drodze powrotnej do Hawany zatrzymujemy się na jedną noc w Varadero. Mamy ogromną ochotę poznać miejsce, które dla wielu Europejczyków jest esencją Kuby. Udostępnione tu 15 tysięcy pokoi zatrzymuje wielu turystów, którzy nie próbują nawet ruszyć szlakiem Che Guevary czy zwykłego Kubańczyka. Słońce i plaża to dla nich wystarczający powód, aby tu być.

Plaża z historią w tle.

Noc spędzamy nad brzegiem oceanu. Wokół żywej duszy. Spokojnie, bezpiecznie, sucho, ciepło? Czy na pewno? A powietrze, aż dech zapierało, świeże, rześkie, wilgotne i ten szum oceanu w tle. I ten bezkres i łagodność oceanu, i nasza świadomość jego niewyobrażalnej siły i zmienności.  Jakby tego nie opisywać, magia, której warto było dotknąć. Nawet przestrogi miejscowych policjantów, którzy nagle wyrośli przed nami by ostrzec, że to nie miejsce na biesiady i nocleg, bo może być przypływ, że może być niebezpiecznie, na nic się zdały. Dodatkowo, przekazana im buteleczka polskiego spirytusu miała wyjątkowy dar przekonywania, że racja jest po naszej stronie...czyli sucho, ciepło i bezpiecznie. Zniknęli tak szybko jak się pojawili. Ciekawi byliśmy tylko ich reakcji na pierwszy łyk tego polskiego monstrum.

W drodze do CAYA COCO.

Wczesnym rankiem opuszczamy Playa Siboney bez większego żalu. Tylko te boskie homary! Będziemy tęsknić. Mgła. Przy drodze mnóstwo chętnych, aby podjechać byle dalej, byle szybciej , byle jak. Czyżby praca i nauka wymusiła tę szczególną aktywność tubylców? A może to pora na odwiedziny rodziny czy proste zakupy ? Któż to wie ?

Dalej od ludzi.

Plażowania na Siboney wyjątkowo nie polecam, chyba, że szum fal Zatoki Karaibskiej komuś wystarcza. My do późnego wieczora zostawiamy wybrzeże i wyruszamy do zagubionej w dżungli plantacji kawy, później ogród botaniczny, delfinarium i muzeum motoryzacji, bo tych ulicznych eksponatów wciąż nam mało. 

Kierunek SANTIAGO de CUBA.

Jedziemy przez środkową Kube mijając miasteczka, wioski i gospodarstwa rolne jakby z innej epoki. Obserwujemy, podpatrujemy i staramy się zrozumieć ten, tak inny od naszego świat. Przejeżdżamy prze góry Sierra Maestra, które w latach 1956-57 były schronieniem dla Fidela Castro i Che Guevary. Docieramy też do najświętszego sanktuarium na Kubie ..El Cobre, a na plażach Siboney odpoczywamy po trudach podróży, by kolejnego dnia powitać Santiago. 

Klejnot Kuby. TRYNIDAD.

Lokalna taksówką wyjeżdżamy z Hawany w kierunku Trynidadu z kierowcą, który w czasie całej naszej podróży będzie stróżem naszej poprawności politycznej i nie tylko. Młody inżynier, któremu praca z turystami daje więcej satysfakcji finansowej niż praca w wyuczonym zawodzie.

Miasto utracone. HAWANA.

Po dotarciu do Hawany już wiem, że charakter tego miasta najlepiej odda fotografia, nie słowa, bo jak opisać miasto utracone, miasto, które dziś, na początku XXI wieku przenosi nas w lata 50-te XX wieku? Jak opisać coś co nie istnieje i tylko Twoja wyobraźnia może przywołać, wskrzesić piękno, którego już nie ma, piękno minionej epoki, które rozpłynęło się w tropikalnym, wilgotnym klimacie i komunistycznej ideologii, piękno zahartowanych trudami życia i wciąż uśmiechniętych ludzi, piękno kolonialnej architektury i muzyki, która rozbrzmiewa w każdym, nawet maleńkim lokalu. Bo nie ma tu życia bez gorących rytmów podkreślanych klaskaniem, akompaniamentem bębnów, kastanietów czy instrumentów strunowych w rytmach salsy, rumby, czy mambo. 

Przystanek MADRYT

W drodze na KUBE, na jeden dzień trafiamy do Madrytu, najwyżej położonej stolicy Europy. Te kilkanaście godzin to ledwie dotknięcie miasta jego atrakcji, zabytków, kuchni i atmosfery.