Kolejne 230 km przed nami. Nocnym pociągiem jedziemy do Gorakphur. Znowu brudno, smutno, ciasno. Szczęśliwie ten blaszany, zakratowany, pociągowy monster wtoczył się rano na miejscowy dworzec. W poczekalni już nas nie zaskakują spacerujące krowy, śpiący na szmatach czy gazetach dziesiątki ludzi, ale siedzący na krześle uzbrojony żołnierz. I nie żeby z małym pistoletem, ale wielkogabarytowym karabinem. Obserwuje nas uważnie i w czasie naszej próby zorientowania się co, gdzie, kiedy... zaleca, aby bagaże na czas poszukiwania informacji złożyć przy jego stanowisku, bo będzie bezpiecznie.