Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2010

Powrót przez POI PET.

Kończymy nasz pobyt w Kambodży, a tym samym objazd Indochin. Z Siem Reap jedziemy do Poi Pet, a potem do Bangkoku. Droga do Poi Pet to kolejny koszmar transportowy.  Znowu mikrobus, oczywiście z zepsutą klimatyzacją, bagaże gdzieś między siedzeniami, palące słońce wdzierające się przez szybę. Ziemista, falująca droga. Górka, dołek, górka, dołek, a my podskakujemy rytmicznie uderzając głowami w sufit.

SIEM REAP.

Siem Reap to chyba najbardziej znane miasto w Kambodży. Tu zatrzymuje się każdy turysta, bo to stąd wyruszają wszyscy do Angkor, starożytnego, świętego miasta, uważanego za ósmy cud świata. Miasto, w którym widać działalność NGO, organizacji pozarządowych, wspierających ten biedny kraj. W Siem Reap jest chyba więcej klinik i szkół założonych przez te organizacja niż w całej Kambodży, a może nawet w tej części Azji.

ANGKOR WAT.

Jak podają wszystkie przewodniki, zwiedzanie Angkor Wat powinniśmy rozpocząć od wschodu słońca. Wstajemy w środku nocy. Już o godzinie piątej jedziemy zaspani pustymi jeszcze ulicami. Wzdłuż drogi liczne ostrzeżenia przed minami wciąż zalegającymi okoliczne pola, lasy, zagajniki, drogi. Mamy całkowity zakaz zbaczania z wyznaczonych tras zwiedzania. 

PHNOM PENH.

Z Sajgonu, autobusem wyjeżdżamy do stolicy Kambodży, Phnom Penh. Na granicy wietnamsko-kambodżańskiej kolejka oczekujących, głównie miejscowych. Czeka nas jeszcze załatwienie wizy. Czuć tu jakieś napięcie w powietrzu i brak tego azjatyckiego luzu. Poza tym chaos wokół. Khmerscy tragarze łapią nasze bagaże na rozlatujące się dwukółki i gdzieś je wiozą. Staramy się nie stracić nad nimi kontroli, ale pieczątka w paszporcie równie ważna rzecz.