Przejdź do głównej zawartości

SCHLADMING.

Późnym popołudniem wyjeżdżamy z Wiednia w kierunku Schladming. Po trzech godzinach jazdy, mało zatłoczonymi drogami, wita nas mocno oświetlona dolina, a po nocy piękne słońce i błękit nieba. 

Miasteczko prawie puste. Miłośnicy nart od rana wyjeżdżają na trasy pokryte świeżym śniegiem grubości ponad 80 cm. Trzeba przyznać, że Schladming wie jak przyciągnąć turystę. Świetna baza usługowa od hoteli, restauracji do wypożyczalni sprzętu sportowego. Świadomie wybieramy marzec z tygodniem niższych cen. Cieplej jak w środku zimy, a na 140 km tras narciarskich wciąż leży gruba warstwa śniegu i ten profesjonalny serwis wokół, który kusi nas kolejny rok. 

Osobiście nie jestem miłośnikiem nart i tras zjazdowych. Mnie cieszą tutejsze trasy spacerowe. Krążę uliczkami miasteczka, brzegiem wartkiego nurtu rzeki Enns, obserwuję tutejszą codzienność, czasem przysiadam w słońcu i zwiększam poziom witaminy D3 w organizmie z książką w ręku. 

W powietrzu czuć wiosnę. Każdego dnia temperatura powietrza ponad 20 stopni. W błogim nastroju ruszam w poszukiwaniu śladów wiosny. W przerwach na odpoczynek pochłaniam książki, a świat zewnętrzny jakby nie istniał. I raz oglądam klimatyczne zaułki z pięknymi, drewnianymi domkami i bardzo schludnymi obejściami, raz zanurzam się w fotelu miłej knajpki i nie odrywam wzroku od stron książek Miłoszewskiego... no chyba, żeby pochłonąć miskę "rindfleischsuppe mit frittaten" lub wypić łyk lokalnego piwa. 

Na drzwiach, progach domków, w ogródkach......zajączki, jajka, bombki, szyszki, jabłka, świeczki, suszone wianuszki, plastikowe krasnale, suszone kwiaty, zioła, misie, kosze, donice czy ludowe, barwne rzeźby. Świat jakby zawieszony miedzy zimą i wiosną. A może u nich im więcej tym lepiej i nie ważne jaka pora roku ...zawsze są gotowi na każdą okazję. W ogródkach i na polach fiolet i biel pierwszych wiosennych kwiatów. W powietrzu co pewien czas roznosi się zapach naturalnego obornika, a to wyraźny znak, że wiosna zbliża się wielkim krokami i że licznie oferowane tu produkty BIO wciąż będą trafiać na sklepowe półki. 

W ostatnim dniu pobytu jedziemy na kilka godzin na masyw Dachstein. Kolejką linową wjeżdżamy na znajdujący się na północy masywu szczyt Krippenstein i wysokość 2109 m n.p.m. Trudno utrzymać równowagę i spokojny oddech w czasie spaceru po zawieszonym między górami mostem z wejściem wprost do jaskini z lodowymi rzeźbami nawiązującymi do miejscowych legend i ducha gór. Masyw Dachstein wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO jako część obszaru pod nazwą "krajobraz kulturowy Hallstatt-Dachstein Salzkammergut". Rażąca wprost biel śniegu, ostre słońce, porywczy wiatr i temperatura w okolicach zera, nie pozwalają na dłuższe zachwyty widokami chyba, że zza szyb miejscowej knajpki, z czego chętnie korzystamy.

Droga powrotna do Wiednia też spokojna, bo w sobotę większość jedzie w góry, a nie z nich wraca. Ale tym razem opłacało się zrobić coś zupełnie innego niż reszta, aby kilkugodzinne korki nie zabrały nam dobrej energii jaką naładowaliśmy nasze "akumulatory". 

J.17.03-21.03.2015








  






















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.