Przejdź do głównej zawartości

WIEDEŃ, miasto winnic.

Każdy pobyt w Wiedniu daje nam wiele powodów do radości. W ostatnim czasie, najważniejszy z nich to Hania. Dla jej uśmiechu warto jechać choćby na koniec świata. Od blisko miesiąca nasz skarb jest już przedszkolakiem i mam nadzieję, że ucieszy się także na widok czekających na nią dziadków w przedszkolnej poczekalni.

Weekend to okazja, aby dać dziecku i sobie więcej niż w ciągu pracowitego tygodnia. Na szczęście nasz przedszkolak przyzwyczajony do bywania tu i tam oraz do długich i częstych wędrówek z rodzicami, bez sprzeciwu rusza z nami kolejnym szlakiem.

Tym razem korzystamy z uroków winiarskiego Wiednia. W każdym roku, jest taki jeden jesienny dzień, kiedy miasto pokazuje inne niż zwykle oblicze. Po zakończeniu winobrania, tysiące ludzi ruszają jedną z pięciu spacerowych tras wśród wiedeńskich winnic. Wszyscy spragnieni pięknych widoków, smaków i aktywnego wypoczynku. Dzień jedyny w swoim rodzaju, bo można zasiąść z lampką wina wśród krzewów winorośli z widokiem Wiednia otulonego blaskiem słońca na horyzoncie. Chwile szczęścia w najczystszej postaci. 

Na początku były wiedeńskie winiarnie, Heurige, rustykalne gospody, w których siadało się na długich, drewnianych ławkach, aby zjeść i wypić coś lokalnego lub zwyczajnie spotkać się z sąsiadem. Nad wejściem wisiał zwykle pęk zieleni, gdy lokal był otwarty. Dzisiaj wciąż mnóstwo takich miejsc z tą tylko różnicą, że ich gastronomiczna oferta jest bardziej urozmaicona, a dopełnieniem lokalnych smaków są wyborne, wiedeńskie wina.

Wiedeń rozciąga swoją zabudowę na mocno pofadowanym terenie. Miasto otaczają wzgórza, a ich południowe, słoneczne stoki i wapienna gleba sprzyjają uprawie głównie białej winorośli. Najwięcej winnych krzewów porasta wzgórza Mauer, Nussberg, Kahlenberg i Bisamberg, a produkcja Rieslinga ma się tu wyjątkowo dobrze. Czasem warto połączyć zwiedzanie Wiednia z poznawaniem winiarskich tradycji. Słynny miejski szlak turystyczny numer pięć prowadzi przez stare uliczki z tłoczniami i składami wina, przez winnice i dębowe lasy.

Jednym z wielu powodów, dla których uwielbiam Wiedeń jest duża ilość terenów zielonych nie tylko na spacery z dzieckiem. Nie trzeba wyjeżdżać z miasta, aby odpocząć od miejskiego zgiełku i nacieszyć się przyrodą. Czasem kilka kroków, czasem kilka przystanków metrem, autobusem lub tramwajem i już można poczuć się jak na wsi. 

Niedzielny spacer zaczynamy przy Kuchelauer Hafen i dalej noga za nogą idziemy uliczkami miasta i wzgórzami w kierunku Neustif. Miejsce startu nie wybraliśmy przypadkiem. Już wkrótce Hania zamieszka tu bliżej natury i wiedeńskiego relaksu. Po blisko dwóch godzinach wędrówki wśród ciszy tutejszych uliczek, szumu strumyka, zielonych jeszcze traw, słońca i w cieniu głównie liściastych drzew, zasiadamy wygodnie na skraju jednej z wielu tutejszych winnic.

Wokół nas tłum ludzi przy stołach, na leżakach, trawie i drewnianych siedziskach. Miejsce kusi produktami z winorośli, smakami na talerzu i nie wymaga dalekich podróży, a jedynie cierpliwości w długich kolejkach po tutejsze specjały. Wszystkie napoje serwowane są z przekąskami domowej roboty, kiełbaskami z dziczyzny, kurczakiem i prosiakiem z rożna czy śliwkowym i brzoskwiniowym ciastem. Obowiązkową przystawką do każdego posiłku jest wspaniały widok na miasto i okoliczne wzgórza. 

Wiedeń jest jedyną na świecie metropolią, na której terenie znajduje się 700 hektarów winnic produkujących znaczne ilości wina. Od dawna, te lokalne trunki podaje się nie tylko w gospodach przy winnicach, ale również w wielu barach, winotekach i restauracjach. Wiedeńskie winnice produkują ponad 2 mln litrów wina rocznie, a środowisko winiarskie liczy blisko 250 winiarzy, których ambicją jest produkcja coraz lepszego wina. Dziś takie marki jak Grüner Veltliner, czy Gemischter Satz przeżywają prawdziwy renesans. Ten ostatni powstaje z 20 gatunków winorośli, które rosną razem w tutejszych winnicach. 

W Wiedniu, oprócz ulubionego gatunku wina, nie trudno znaleźć coś jeszcze, co potrafi zaimponować.. ta nieuchwytna lekkość bytu, uśmiech, brak nerwowości ruchów i zachowań, która cechuje tutejszych mieszkańców, a która jest cudownie zaraźliwa. Cieszyć się chwilą, żyć tym, co tu i teraz. W Wiedniu można się tego nauczyć. I ta kultura picia wina imponuje mi wyjątkowo czyli nie nadużywanie możliwości własnej głowy.

Nasza grupka zasmakowała w młodym winie Sturm. O tej porze roku to jeden z ulubionych napojów Wiedeńczyków. Nadmiar jego konsumpcji może zaskoczyć swoją siłą. Czujność zalecana. Ten rarytas to bardzo młode wino, a raczej półprodukt powstający przy jego produkcji i serwowany tylko od sierpnia do listopada. Sturm jest mętny, o zawartości alkoholu od 4% do 10%, lekko musujący i w zależności od miejsca konsumpcji ma różny smak, od kwaskowatego aż po słodki. 

Dzielnicą z największymi tradycjami winiarskimi i z największą ilości winiarni jest Grinzing, gdzie kończymy nasz blisko 10 km niedzielny spacer. Tutejsze winiarnie mogą sprzedawać wino wyłącznie z własnych winnic. Zwykle jednoroczne, schłodzone, lekko musujące, białe i obowiązkowo w kuflach. Wino pochodzi zawsze z ostatnich zbiorów. Datę rozpoczęcia jego sprzedaży z bieżącego roku przyjmuje się dzień św. Marcina czyli 11 listopada. Wino wyprodukowane ze zbiorów z poprzedniego roku zmienia w tym dniu nazwę na Alte i nie może już być sprzedawane jako młode wino Heuriger. 

Winiarnie Heurigen to zazwyczaj niewielkie lokale, gdzie oprócz wina serwowane są też posiłki. Tradycje winiarni Heurigen sięgają XVIII w, gdy pozwolono bez płacenia podatku sprzedawać w winiarniach, do konsumpcji na miejscu, wino własnej produkcji z winogron z własnej winnicy, a później także jedzenie z własnego gospodarstwa.

Grinzing nie jest jedyną winiarską dzielnicą Wiednia, Winiarnie Heurigen znajdziemy również w dzielnicach Neustift, Heiligenstadt, Sievering i Nussdorf. Dawniej były to winiarskie wioski. Po włączeniu w granice miasta Wiednia w większości zachowały swój małomiasteczkowy charakter, a mieszkańcy Wiednia i liczni przyjezdni chętnie wyruszają jednym z kilku szlaków turystycznych prowadzących winnymi wzgórzami. 

Cudownie było przenieść się na kilka godzin w jakże inny, mało miejski klimat. Zmęczeni, ale zrelaksowani już myślimy o podobnym wypadzie za rok. Oby tylko pogoda była równie piękna jak w ten weekend, a nasz mały przedszkolak miał siłę i ochotę pokonać dłuższy niż dziś dystans na własnych nóżkach. Oby!

J.30.09.2018



































































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.