Przejdź do głównej zawartości

Rowerem OSTROWIEC-CEDZYNA-OSTROWIEC.

Od kilku miesięcy wiedzieliśmy, że w maju czeka nas wyprawa rowerami do Cedzyny, gdzie miała miejsce ważna, okolicznościowa impreza czyli... 25 lat pewnej historii. Tydzień przed planowanym terminem prognozy pogodowe nie zachęcały do jazdy na rowerze. Na szczęście po trzech tygodniach zimnych, deszczowych dni, wyszło słońce, temperatura powietrza wzrosła do 23 stopni czyli idealne warunki na pokonanie ponad stu kilometrów po świętokrzyskich szlakach.

Ruszamy wczesnym, majowym popołudniem z nadzieją, że najpóźniej o godzinie 20 przekroczymy próg miejscowego hotelu. Kondycja i doświadczenie rowerzystów różne, ale determinacji i woli szybkiego pokonania wyznaczonej trasy nie można było odmówić nikomu z nas. 

Cała trasa piękna widokowo, o średnim stopniu trudności, z kilkoma ostrymi podjazdami. Pod kołami dominuje asfalt, odcinkami bezdroża, które nie ułatwiały przejazdu. Przy narastającym zmęczeniu wystarczyła chwila nieuwagi, aby zaliczyć parę upadków... dobrze, że wśród łąk i pól, a nie kamienistych czy asfaltowych dróżek.

Rejestr trasy potwierdził, że siedząc na rowerze 4 godziny 18 minut, pokonaliśmy przewyższenia na poziomie 400 m i odległość blisko 64 km. Pozostały czas przejazdu spędziliśmy na drobnych chwilach relaksu, zachwytach nad widokami i zasilaniu organizmu w niezbędne kalorie. 

Ważne, że pierwszą część trasy Ostrowiec-Świrna-Biechów-Nosów-Prusinowice-Czażów-Skały-Pokrzywianka-Grzegorzowice-Stara Słupia-Bartoszowiny-Bieliny-Porąbki-Krajno Drugie-Krajno Parcele-Niwy-Leszczyny-Cedzyna, przejeżdżamy zgodnie z planem i przed zmrokiem docieramy do hotelu, gdzie serwują nam zaskakująco paskudną kolację. Dobrze, że do śniadania pozostało niewiele godzin, a zmęczenie pomogło szybko zasnąć. 

Po dobie pobytu w Cedzynie, w odrobinkę okrojonym składzie, wracamy do Ostrowca. Tym razem przez Radlin-Daleszyce-Smyków-Bieliny-Huta Szklana-Święty Krzyż-Słupia-Jeleniów-Witosławice-Janowice-Momine-Kosowice-Jędrzejowice-Świrne.

Trasa wyjątkowo urocza i wg mnie łatwiejsza niż ta do Cedzyny. Niestety, po zarwanej nocy zmęczenie silniejsze niż w drodze do Cedzyny. Około południa dopada mnie kryzys. Mam wrażenie, że mój rower toczy się z włączonym hamulcem. Po zdobyciu 270 m npm, kolejnym zjeździe i kolejnym podjeździe, już tylko myśl o zalewajce w Hucie Szklanej sprawia, że wciąż kręcę pedałami. Niestety, ostatni stu metrowy odcinek za Hutą Podłysice pokonuję pieszo, z rowerem przy boku. Najważniejsze, że lokalna zalewajka i chwila dłuższego relaksu w cieniu gastronomicznego parasola, pozwala naszej grupce myśleć o kolejnym etapie naszych rowerowych zmagań.

No cóż, myślenie to jedno, a pokonanie kolejnej przeszkody to drugie. Przed nami dość trudny odcinek i kolejne 100 metrów podjazdu na Święty Krzyż. Na szczęście kreatywność i fantazja grupy bierze górę nad ambicjami, a Misiek i Maciek nie zawodzą. Dość sprawnie docieramy do Klasztoru Misjonarzy, a stąd Ci odważni zjeżdżają, a Ci sprawni inaczej sprowadzają swoje maszyny wprost do Słupi Nowej, aby znowu cieszyć się kolejną przerwą w tej rowerowej przygodzie. Obrazy z tego odcinka naszej wyprawy zostawiam już tylko w pamięci rowerzystów wraz z ogromem radości jakie dało nam jego pokonanie.

Im bliżej Ostrowca tym bardziej odczuwam wzrost sił witalnych. Moja dobra kondycja fizyczna u kresu rowerowej wyprawy mocno mnie zaskoczyła. Im bliżej celu, tym bardziej miałam ochotę na wydłużenie trasy o kolejne kilometry. To był chyba jakiś cud miejsca i czasu. Po 70 kilometrach, z pokaleczonym kolanem, po kolejnym upadku, chciałam jechać dalej i dalej. O co chodzi? Może wystarczy właściwie dobrać motywującą, przyjazną i atrakcyjną trasę ? Może wystarczy mieć wokół pozytywnie zakręconych czy zakręconych inaczej ? A może silne zapachy sianokosów, rzepaku i bzów jakie otaczały nas przez 70 km zwiększyły wydajność mojego organizmu?

Mam nadzieję, że odpowiedź pojawi się przy okazji kolejnych wypraw. Już wiem, że wystarczy mieć dobrego kierownika i to Coś co pozwala dojechać do celu. Tylko tyle i aż tyle! 

P.S. Niski ukłon żółtej koszulce. Chapeau bas! I wielka radość, że na końcówce trasy przejechaliśmy wyjątkowo atrakcyjny odcinek, który nie istniał na wszystkowiedzących mapach GPS. Jednym, słowem Wielki Brat czuwa, ale ma też swoje słabości i dziury w potężnej pamięci !

J. 20.05-22.05.2016







































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.