Przejdź do głównej zawartości

Opactwo KLOSTERNEUBURG.


Znowu Austria, znowu Wiedeń, znowu piękny czas z najbliższymi. Tym razem mieszkamy w 19 dzielnicy Wiednia, bo od miesiąca Hania wraz rodzicami właśnie tu ma swój dom. Blisko zieleni, winnic, wody i terenów kojarzonych przez Wiedeńczyków z relaksem, aktywnością sportową i piękną naturą.

Cudownie jest każdego dnia oglądać różne jej odsłony, czuć wiatr, zapach wody, słyszeć śpiew mew, szum drzew, puszczać na wodzie kaczki, podziwiać wynurzające się z traw dostojne łabędzie czy przezroczystą głębię Kuchelauer Hafen. Ktoś przepływa kajakiem, ktoś biega dla zdrowia, ktoś ciśnie pedały roweru. Świt zachwyca podobnie jak schyłek dnia. Czasem, gdy pustka wokół, to dynamika i barwa nieba nie pozwalają oderwać wzroku. Miejsce, gdzie czas dla siebie ma różne oblicza i wyjątkowy urok. Pięknie jest słyszeć ciszę wielkiego miasta i rozkoszować się urokiem miejsca. Trudno uwierzyć, że to wciąż ten sam, a jednak inny Wiedeń.

W bliskiej odległości nowego adresu Hani, na wzgórzu, miasteczko Klosterneuburg, dobra miejscówka na zagospodarowanie kilku wolnych godzin. Dla naszego skarba to pierwsza, poważana wyprawa połączona ze zwiedzaniem nobliwego miejsca, klasztoru otoczonego najstarszą austriacką winnicą.

Zlokalizowane na szczycie wzgórza zabudowania klasztorne robią wielkie wrażenie, a prowadząca tu droga odkrywa oczom zwiedzających pełnię ich majestatu. Opactwo założone w XII wieku oferuje historyczne wnętrza z mrocznymi, średniowiecznymi piwnicami oraz degustację wina w przyklasztornej Winotece. Ponad 900 lat temu założyciele klasztoru uznali, że źródłem utrzymania zamieszkujących tu mnichów powinna być produkcja wina. Nie wszystkie atrakcje ucieszą więc dziecko, ale klimat i wielkość wnętrz pewnie zrobi na niej duże wrażenie. 

Dziś do Opactwa należy ponad 100 hektarów winnic w czterech lokalizacjach. Na 23-hektarowym terenie położonym tuż przy Opactwie uprawia się białe szczepy Grüner Veltliner, Riesling i Sauvignon Blanc. W pobliskim Kahlenbergerdorf na 25 hektarach rośnie Weißburgunder, Chardonnay, Gewürztraminer, Welschriesling i Pinot Noir. W największej winnicy opactwa w Tattendorf uprawia się endemiczne czerwone St. Laurent, Blaufränkisch, Zweigelt oraz Cabernet Sauvignon i Merlot, a w najmniejszej pięciohektarowej posiadłości w Gumpoldskirchen, dwa endemiczne czerwone szczepy Zierfandler i Rotgipfler.

Winne piwnice rozlokowano na czterech kondygnacjach, łączna ich długość to kilka kilometrów różnych barw, smaków i roczników. Tylko niewielką ich część jest udostępniana zwiedzającym na blisko godzinny spacer.

Klosterneuburg to powiatowe miasteczko nad Dunajem z ponad 26 tysiącami mieszkańców. Granice Klosterneuburg sąsiadują z granicami Wiednia, od którego oddzielają go wzgórza Kahlenberg i Leopoldsberg. W granicach miasta leży również północna część wyspy Donauinsel. Miasteczko pełne zieleni, wąskich uliczek, mostków, przecinane płynącymi ze wzgórz strumykami. Z uwagi na bliskość Wiednia i dobrą z nim komunikację każdego roku przyciąga nowych mieszkańców i mnóstwo turystów. 

Ta podwiedeńska miejscowość, już za panowania Babenbergów w pierwszych wiekach tworzenia austriackiego imperium, pełniła rolę stolicy. W I połowie XVIII wieku, Karol VI pragnął nawet przebudować tutejsze opactwo na cesarską siedzibę. Dziś, to nie tylko najstarsze winnice, ale też największa skarbnica dzieł sztuki sakralnej okresu średniowiecza, która wypełnia tutejsze Opactwo.

Ekspozycja muzealna obejmuje dzieje Opactwa oraz m.in wybitne dzieła rzeźbiarskie z XII-wiecznym ołtarzem autorstwa Mikołaja z Verdun i figurami apostołów oraz XIV-wieczna gotycka rzeźba Madonna z Klosterneuburga. W dziale gotyckiego malarstwa tablicowego, znajdują się kwatery Ołtarza Albrechta z około 1437 roku oraz XVI-wieczny Ołtarz Leopolda. Uwagę zwraca też tryptyk przedstawiający drzewo genealogiczne dynastii Babenbergów i cenne zbiory malarstwa książkowego. Opactwo w Klosterneuburgu było tematem kilku obrazów Egona Schiele, a jeden z nich znajduje się w klasztornym muzeum.

Ile z tej wyprawy zapamięta blisko dwuletnia Hania? W czasie zwiedzania chwilami mocno skupiona na słowach przewodnika i obrazach wokół, a chwilami pełna ruchowej ekspresji i radości. No cóż, każdy ma swój sposób na poznawanie otaczającej go rzeczywistości. Piękne też było i zaskakujące, gdy Hania, po każdym etapie zwiedzania, nagradzała przewodnika głośnym "bawoo, bawoo !". Oby wszyscy mieli tak wdzięcznych słuchaczy. 

Największy zachwyt Hani budzi jednak kontakt z naturą, którą ma na wyciągnięcie rączki. Nie ważne czy zimno, czy ciepło, czy pada deszcz, czy wieje silny wiatr, zabawy z piłką w ogrodzie, czy spacer nad wodą i opróżnianie pełnego kamieni wiaderka wydaje się czynnością, która daje jej najwięcej frajdy. Także dzikie łabędzie i kaczki nie budzą już strachu, a blisko siedmiometrowa głębia pod pomostem przeraża bardziej babcie niż wnuczkę. 

J.3.03.2019

























Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.