Przejdź do głównej zawartości

ANGKOR WAT.

Jak podają wszystkie przewodniki, zwiedzanie Angkor Wat powinniśmy rozpocząć od wschodu słońca. Wstajemy w środku nocy. Już o godzinie piątej jedziemy zaspani pustymi jeszcze ulicami. Wzdłuż drogi liczne ostrzeżenia przed minami wciąż zalegającymi okoliczne pola, lasy, zagajniki, drogi. Mamy całkowity zakaz zbaczania z wyznaczonych tras zwiedzania. 

Droga bardzo wyboista, więc jakiekolwiek próby drzemki graniczą z cudem. Po około 7 kilometrach jesteśmy na miejscu. Unosząca się w powietrzu poranna mgła, chłód i brak słońca sprawiają, że możemy poczuć wręcz mistyczny klimat tego miejsca. Zajmujemy dobre "miejscówki" na obserwację wschodu słońca. Wokół przybywa coraz więcej osób spragnionych tego Czegoś!. Wreszcie migawki aparatów mają zajęcie i pracują jak szalone, a my szczęśliwi, że widzieliśmy, że nie zasnęliśmy i jeszcze utrwaliliśmy drobinkę piękna.

Angkor został odkryty w 1861 roku przez francuskiego przyrodnika w samym centrum tropikalnej dżungli. Początkowo nikt nie chciał wierzyć, że jest on dziełem zwykłych śmiertelników. Przez kilkaset lat zapomnienia i izolacji do Angkoru zaczęła wdzierać się przyroda, potwierdzając swoją władze nad tym co stworzył człowiek. Potężne drzewa wrastały w głąb budowli, a swoimi wielkimi korzeniami oplatały świątynie tworząc niesamowity obraz. Ich usunięcie spowodowałoby zawalenie się budowli, a pozostawienie, wcześniej czy później, też doprowadzi do ich całkowitego zniszczenia.

Angkor zbudowano między IX, a XIV wiekiem n.e. Był centrum władzy dynastii królów Khmerskich, która rządziła jednym z największych i najpotężniejszych imperiów w historii Azji Południowo-Wschodniej. Każdy władca kazał na swoją cześć wznosić świątynię, która miała zapewnić mu nieśmiertelność. Powstało około 200 świątyń zbudowanych głównie z piaskowca. Są dziełem prostych, niewykwalifikowanych ludzi, często niewolników, którzy na co dzień mieszkali w bambusowych chatach krytych strzechą. Tempo ich budowy było wręcz imponujące. Największa i najwspanialsza ze wszystkich świątyń, Angkor Wat, wznoszono 30 lat.

Aby rzetelnie zwiedzić cały zespół świątyń trzeba poświęcić co najmniej kilka dni, gdyż są porozrzucane na przestrzeni ponad 30 km. Ich zwiedzanie potrafi więc mocno zmęczyć. My spędzamy tu jeden dzień, ale trafiamy na wyjątkowo wysoką wilgotność powietrza i ostre słońce. Po kliku godzinach marzymy o odrobinie wytchnienia.

Niestety, Angkor to także najbardziej turystyczne miejsce w Kambodży. Ruiny świątyń kontrastują z budkami z jedzeniem i straganami z pamiątkami. Na każdym kroku zaczepiają kilkuletnie dzieci, które nie chodzą do szkoły, bo cały dzień sprzedają bransoletki lub inne ozdoby. 

Obecnie trwa walka o zachowanie Angkoru. Wiele świątyń odnowiono, często dzięki prywatnym sponsorom. Jednak nie wszystkie są poddawane renowacji. Na wielu widać upływ czasu. Mchy, rośliny, krzewy porastają świątynie i często są ciekawszym obiektem dla fotografii niż sanktuaria. Prawdopodobnie jeszcze wiele świątyń wciąż jest ukrytych w tropikalnym lesie i czeka na odkrywcę. Czasem uderza kontrast między szarym kamieniem, a jaskrawo-pomarańczowymi szatami mnichów uciekających przed aparatem fotograficznym. Khmerskie powiedzenie głosi: "Gdy wyruszysz do Angkoru, nie wrócisz sobą" i na pewno jest w tym wiele prawdy. Już wiem, że potężne świątynie, a właściwie to co po nich pozostało, na długo pozostają w pamięci...

J.3.03.2010

P.S. Dedykuję Moim wspaniałym Towarzyszom podróży.




 

 

 







  



 

 


 




 


 




 










 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.