Siem Reap to chyba najbardziej znane miasto w Kambodży. Tu zatrzymuje się każdy turysta, bo to stąd wyruszają wszyscy do Angkor, starożytnego, świętego miasta, uważanego za ósmy cud świata. Miasto, w którym widać działalność NGO, organizacji pozarządowych, wspierających ten biedny kraj. W Siem Reap jest chyba więcej klinik i szkół założonych przez te organizacja niż w całej Kambodży, a może nawet w tej części Azji.
Jest kilka sposobów przedostania się z Phnom Phen do Siem Reap. Wodą i szybką łodzią. Lądem i autobusem turystycznym lub lokalnym, lub pick up'em.. Można też przelecieć lokalnymi liniami lotniczymi. My stawiamy na miejscowy autobus.
Dworzec w Phnom Phen pełen ludzi chętnych do wyjazdu i tych w służbowych uniformach, od których trudno dowiedzieć. się czegokolwiek. Chaos, kurz, bieda. Średnia wieku taboru samochodowego bardzo duża, tak jak wielkość dziur w nawierzchni dworca. W końcu ruszamy. Autobus załadowany po brzegi. Oprócz ludzi przewozi kartony, paczki, motorowery i coś tam jeszcze, bo to także popularny i opłacalny dla kierowcy sposób na szybkie dostawy czegokolwiek na trasie autobusu.
Po drodze, obowiązkowy przystanek w Skuon, gdzie mamy kolejną możliwość wydania naszych groszy, a sprzedawcy zarobienia kolejnych. Po sześciu godzinach jesteśmy na miejscu, a nasze bagaże rozkładamy w dość wygodnym, cichym, sympatycznym hotelu.
Po drodze, obowiązkowy przystanek w Skuon, gdzie mamy kolejną możliwość wydania naszych groszy, a sprzedawcy zarobienia kolejnych. Po sześciu godzinach jesteśmy na miejscu, a nasze bagaże rozkładamy w dość wygodnym, cichym, sympatycznym hotelu.
Siem Reap, drugie pod względem wielkości miasto w Kambodży nad rzeką o tej samej nazwie. Zyskało na popularności ze względu na bliskość ruin Angkoru Miejsce podobne do innych w miast w Kambodży. Wąskie uliczki, utwardzone tylko częściowo. Zakurzone, leniwe miasteczko. Biedne zaułki, mnóstwo jakby niczyich dzieci. Obok nowoczesnych budynków stoją małe, drewniane chatki ustawione na palach na wodzie, a także pozostałości po epoce kolonialnej. Odwiedzamy stary bazar, podobny do tych jakie mieliśmy już okazje oglądać w innych krajach Azji, ale tu zdecydowanie mniej ludzi, miejscami wręcz pusto. Zaglądamy do lokalnych sklepów, gdzie nie trudno o znane światowe marki w dobrych cenach czyli znowu moc podróbek. W samym mieście nie ma zbyt wielu atrakcji, jest to raczej baza noclegowa dla turystów chcących zobaczyć Angkor Wat, która jest niekwestionowaną perełką i celem także naszej podróży.
Krótki tu pobyt zresetował odrobinę moje emocje po wizycie w Phnom Phen, a lokalna kuchnia dała szanse zjeść coś więcej niż robaki. No i ten koktajl z mango wyciskany rękami sympatycznej dziewczyny sprawił, że nie można było skończyć na jednej szklance. I jak walczyć z takim łakomstwem? Nie tak dobry jak w Laosie, ale smak pamiętam do dziś.
J.2-4.02.2010
Komentarze
Prześlij komentarz