Przejdź do głównej zawartości

TOSKAŃSKIE KLIMATY.

Plan zwiedzania na dziś mamy dość intensywny. Czeka nas całodzienna jazda i piesze wycieczki głównie krętymi i wąskimi uliczkami Toskanii z odrobiną historii i pięknych krajobrazów w tle. Po typowo toskańskim śniadaniu, obieramy kierunek Arezzo. Wita nas nowoczesne, blisko stutysięczne miasto. Pierwsze wrażenie nie zachwyca, ale wystarczyło wejść w uliczki starówki, a klimat ulega pozytywnej zmianie.

Tereny dzisiejszego Arezzo były jednym z ważniejszych miast państw etruskich. W czasach panowania rzymian wybudowano tu m.in amfiteatr, który przetrwał do dnia dzisiejszego, podobnie jak mury obronne z IV w., p. n. e oraz wille patrycjuszy. Okres największego rozkwitu miasta przypada na XIV wiek, aby 100 lat później mocno podupaść i stracić na znaczeniu. Także podczas II Wojny Światowej Arezzo mocno ucierpiało, ale już w czasach gdy stało się siedzibą episkopatu zyskało m.in Pieve di Santa Maria, jeden z najpiękniejszych w Toskanii, zbudowanych w stylu romańskim kościołów z 4-kondygnacyjną fasadą.

Interesujący jest średniowieczny, malowniczy plac Piazza Grande, zabudowany ładnymi domami i pałacami z epoki. Powierzchnia placu jest dość mocno pochylona w kierunku południowym, nadając całości specyficzny charakter. Za placem rozciąga się park, zamknięty dawnym murem, z bajecznym dla oka widokiem na okoliczne winnice. Tuż obok Piazza Grande podziwiamy XIV wieczną bazylikę św Franciszka, w której przechowywany jest największy artystyczny skarb miasta, renesansowy cykl fresków Piero della Francesca.

Na szczycie malowniczego wzgórza góruje potężna, budowana przez kilka stuleci, katedra św Piotra i św. Donata. W jej wnętrzu piękne witraże francuskiego malarza Guillaume'a de Marcillata, XV wieczny fresk Maddalena, Piero della Francesca oraz zaprojektowany przez Giorgia Vasariego drewniany chór.

Co ciekawe, w Arezzo kręcono film La vita e bella. W czasie wędrówki to tu to tam, nasi miłośnicy filmu odkrywali miejsca, które tworzyły niepowtarzalny klimat filmu. Co więcej ? Arezzo wydało na świat, jednego z najwybitniejszych pisarzy włoskich i europejskich epoki renesansu Francesco Petrarca (1304-1374)

Pora żegnać Arezzo. Czas na miasteczko Cortona, która kusi turystów swym średniowiecznym charakterem i jednym z najstarszych we Włoszech stylów w architekturze m.in. domami z charakterystycznymi wysuniętymi i opartymi tylko na belkach wyższymi kondygnacjami. Chwilami mam wrażenie, że spadną na nasze głowy.

Miasteczko, jakby przyklejone do wzgórza góruje nad całą doliną Val di Chiana. Nie trzeba wspinać się na sam szczyt do zbudowanej w XVI wieku, Fortezza del Girifalco, fortecy Medicich, by podziwiać fantastyczną architekturę czy rozkoszować się widokiem kiści wisterii, pól słonecznikowych i łąk z niezliczonymi ilościami maków. Podziwiamy też przycupniętą od strony północnej świątynię Santa Maria Nuova i znajdujące się na terenie doliny jezioro Trasimeno.

Przyjemnością samą w sobie jest spacerowanie, czy wręcz włóczenie się po uliczkach Cortony. W znacznej jego części nie ma możliwości poruszania się samochodem. Wiele bardzo wąskich uliczek pnie się stromo w górę bez szans na podjazd samochodem. Z tych samych powodów włóczęga kończy się zadyszką, tylko czasem korzystanie z ruchomych schodów daje krótki oddech.  Okalające wzgórze uliczki często łączą bardziej lub mniej strome, dłuższe i krótsze kamienne schody. Ciekawe wrażenie robią przejścia czy schody przez wnętrza kamienic. Ściany mają niekiedy kolebkowe sklepienia ozdobione płaskorzeźbami, herbami lub kwiatowymi donicami. Kamienne domy ozdabiają dodatkowo drewniane okiennice, fantazyjne kołatki czy pochodzące z różnych epok stylowe balkony. 

Słoneczny dzień sprawia, że w powietrzu roznosi się zapach ziół i kwiatów czy aromat świeżo parzonej kawy. W wielu miejscach, każdy skrawek ziemi przy domach zajmuje geranium, sałata, zioła oraz roślinki przywiązane do bambusowych tyczek. W wielu oknach wiszą piękne koronkowe, czasami ręcznie robione niciane firanki. Czasem zaglądamy do wnętrza, gdzie łatwo dostrzec jego umeblowanie czy rodzinę siedzącą przy wspólnym posiłku.

Są też uliczki nieco szersze, przy których partery budynków zajmują małe sklepiki z włoskimi przyprawami i smakołykami, także antykwariaty czy perfumerie. Warte odwiedzin są też uliczki biegnące na obrzeżach wzgórza wypełnione z jednej strony kamiennymi domami, a z drugiej fantastycznym widokiem na dolinę. Uwagę zwraca uliczka Vicolo Iannelli, przy której wciąż stoi jeden z najstarszych średniowiecznych domów we Włoszech i siedzący przed domami plotkujący przy kawie mieszkańcy.  

Po Wenecji, Cortona jest drugim miastem we Włoszech pod względem ilości zawieranych tu związków małżeńskich przez cudzoziemców. Każdego roku w miejscowym Palazzo del Consilio Komunale, dozgonną miłość przyrzeka sobie sto kilkadziesiąt par z zagranicy. Ktoś kiedyś napisał, że mieszkańcy miasta powinni za życia postawić pomnik Frances Mayes, amerykańskiej pisarce, która kupiła tu dom, napisała książki  Pod słońcem Toskanii, Bella Toskania oraz Codzienność w Toskanii rozsławiając miasto i region wśród amerykańskich i angielskich turystów. Na koniec naszej tu wizyty, przed muzeum Etrusków, już mocno zmęczeni przysiadamy w tutejszej winotece na  bruschette z serem pecorini i lampkę wina z tutejszych winnic.

I wreszcie Montepulciano, jeden z naszych faworytów na trasie, słodycz w pigułce. Przepiękne, zadbane kręte uliczki, piwniczne zakamarki, ukwiecone uliczki i balkony, gdzie mimo mocno turystycznego charakteru udało się tu zachować toskański styl i autentyczność. Piękny ratusz, katedra i kościoły w renesansowym stylu. Bajecznie widoki wokół i liczne sklepy z regionalnymi produktami. Jeden z nich oczarował nas szczególnie i wchłonął na blisko godzinę. W małej przestrzeni pełnej zakamarków zmieszczono nawet muzeum sera, a ilość zebranych tu wyrobów przyprawiała o zawrót głowy. Od serów w popiele, opasłych szynek, przeróżnych antipasti przez pomidory, oliwki, bakłażany zatopione w ziołach po smakowite nalewki i wina. Wszystko czego dusza zapragnie i jeszcze więcej. Palce lizać!

W Montepulciano kręcono w 2009 roku sceny, rozgrywające się według fabuły w miasteczku Volterra, do filmu Saga Zmierzch, Księżyc w Nowiu oraz częściową akcję filmu Niebo wyreżyserowanego przez Toma Tykwera, na podstawie ostatniego scenariusza duetu Kieślowski & Piesiewicz.

Na dobry koniec dnia zajeżdżamy do San quirco d'Orcia, przytulnego, spokojnego miasteczka, położonego trochę na uboczu. Tu więcej mieszkańców niż turystów. Wszyscy mocno sobą zajęci, zatopieni w rozmowach, a my jakby obok, bo życie toczy się tu mniej turystycznym rytmem. Jedynie czasem, ogorzałe od słońca panie wyglądające z okien, zaczepią przechodnia uśmiechem i słowem w sobie znanym celu i języku. A my no cóż, myślimy już tylko o drobnej choćby przekąsce i odpoczynku dla nóg i umysłu. Jak na jeden dzień wystarczy tych wrażeń i piękna krajobrazów. Czas wracać do naszego Buggiano na zasłużony wypoczynek.

Po przejściu wielu kilometrów kamiennymi uliczkami i zachwytach nad tutejszą architekturą, bajecznymi fasadami budynków, słodkimi mikro sklepikami, lokalnymi wyrobami, podziwiamy jeszcze cyprysową aleje i magiczne wzgórza Toskanii. Ach i te smaki wieczornej kolacji, że mimo wielkiego zmęczenia, chciałoby się powiedzieć chwilo trwaj !

J. 29.04.2013.












































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.