Przejdź do głównej zawartości

KIERMUSY.

W tym roku nasze krótsze i dłuższe przerwy w pracy spędzamy głównie w Polsce. Czasem są to wyjazdy rowerowe, czasem dotykamy kultury wyższej, a innym razem decydujemy się na wypad z naszą kochaną gromadką na Podlasie i... ponad połowa 2015 roku za nami. Odkrywam nasz kraj na nowo. Góry, doliny, rzeki, jeziora, morze i rodacy, którzy coraz bardziej rozumieją potrzeby turystów i wiedzą jak ich przyciągnąć. Tym razem wyjeżdżamy na Podlasie. Przy naszym boku dzieci w wieku od 8-14 lat i całe dziesięć dni wspólnego wypoczynku podzielonego między Kiermusy i Białowieże.

Po kilku godzinach jazdy wreszcie Kiermusy. Na miejscu wita nas klekot bociana, śpiew jaskółek, brzęczenie much, złośliwe osy, ryk krowy i ostre słońce... jak okiem sięgnąć płasko i nawet zielono mimo suszy. Na wielkim tarasie wchodzącym wprost do stawu pełnego trzciny, traw i bobrowych ścieżek, łapiemy w nozdrza zapach suszonego siana. Gdzieś w oddali pojedyncze drewniane domostwa i stado koni skubiące kępki trawy. Dla mnie bosko, ale czy za chwilę nie usłyszę, ale nuda !

Jak zainteresować dzieciaków oderwanych od komórek, komputera, miejskiego życia, parków rozrywki czy parków linowych... pięknem przyrody, lokalną architekturą, odrobinką historii, tutejszym życiem, spokojem i ciszą wokół ? Jak przekonać do odkrywania lokalnych smaków stołu ? I może to dziwne, ale.... jak na chwilkę oderwać od książek, które przenoszą w inny świat, gdy ten wokół tak piękny i różnorodny? Jak przekonać do bycia... tu i teraz ? Po kilkunastu minutach pobytu pada jednak pytanie... a co tu będziemy robić? Pozostaje mi obiecać, że nudy nie będzie....tylko tyle i aż tyle.

No cóż.. zaczynamy od wizyty w świecie bobrów. Kilka godzin po przyjeździe wyruszamy do Wizny na wieczorno-nocny spływ rzeką Narew w poszukiwaniu tych wodnych gryzoni. Mam nadzieję, że zmierzch na wodzie, wśród dzikich brzegów rzeki, zrobi na całej trójce silne wrażenie. W czasie rejsu słuchamy opowieści o rzece i jej mieszkańcach, o zdradliwym charakterze starorzecza, o inności miejsca, a mocny reflektor wprost z łodzi oświetla jej dzikie brzegi.

Kilka razy udaje nam się dostrzec bobry zajadające trawę lub robiące wieczorną toaletę. Cisza wokół przerywana pluskiem wody czy śpiewem ptaka i mgła unosząca się nad taflą wody oraz lekki wiatr sprawiają, że nawet dzieci wchodzą w tutejszy klimat i z lornetkami w rękach, w dużym skupieniu wypatrują wszystkiego co się rusza czy wydaje dźwięki. UFF ! Oby jak najdłużej.

Spływ ostro meandrującą rzeką przynosi zwyczajne ukojenie po długiej podróży i wyjątkowo upalnym dniu....przynajmniej nam dorosłym. Po blisko dwugodzinnej obserwacji natury, zaczynają się jednak pytania kiedy wracamy? Coraz trudniej zainteresować dzieci pięknem i klimatem rzecznego spływu, bo jak długo można słuchać nurtu rzeki czy wpatrywać się w jej brzegi ? Wciąż zachęcam do słuchania tej tylko pozornej ciszy, bo natura żyje też nocą i wysyła nam mnóstwo dźwięków...spróbujmy je tylko w tej ciszy wyłapać, ale nasz 8 latek pyta ze zdziwieniem ale jak słuchać ciszy? No właśnie, jak słuchać ciszy?

Nawigator łodzi niskim głosem opowiada o tej polskiej Amazonce, o jej wielu korytach, które z lotu ptaka przypominają otoczony bagnami splątany labirynt. Nie łatwo też rozpoznać, w którym kierunku płynie i że ten narwiański świat traktowany jest przez miejscową ludność z wielkim szacunkiem i pokorą. Ponoć niejeden śmiałek wybierając się w podróż rzeką, dotarł w zupełnie inne miejsce niż zamierzał. Ot siła i tajemnica natury.

Bagienna dolina Narwi jest jedną z ostatnich w Europie ostoi ptactwa. Rozległe moczary, porośnięte gąszczem trzcin i turzyc są rajem dla skrzydlatych gości. W dolinie niewiele jest lasów, tylko na obrzeżach rosną te bagienne, nadając jej niesamowity, owiany mgłą tajemnicy nastrój. My kończymy dziś naszą przygodę na spływie jej nurtem i nie zapuszczamy się na rozległe, podsuszone upałami moczary. Może w następnych dniach ?

W drodze na przystań Narwi przejeżdżamy przez wieś Wizna, gdzie naszą uwagę przykuwają liczne murale dedykowane m.in generałowi Raginsowi dowódcy bohaterskiej obronie odcinka Wizna w dniach 7-10.09 1939 r. czy innym ważnym, historycznym wydarzeniom. W tej wiejskiej przestrzeni powstały małe dzieła sztuki gdańskiej szkoły muralu, która z lokalnym stowarzyszeniem utrwala pamięć o dramatycznej przeszłości tego miejsca.

Do najciekawszych murali, które stworzyli studenci i absolwenci ASP z Gdańska, należy obraz powstały na bazie zdjęcia wykonanego przez niemieckiego żołnierza w dniu 10 września 1939 roku. Mural ten jest sto razy większy od tej archiwalnej fotografii. Co ważne, umieszczono je w tym samym miejscu, gdzie przed laty wykonano zdjęcie. Są też inne, które zatrzymują nas na krótko jeszcze przed spływem. Niestety, nie udało nam się zrobić zdjęć tych najważniejszych.

Dzień kończymy na tarasie naszej stanicy w towarzystwie śpiewu ptaków, gry odrobine w temacie, bo "prawo dżungli" i nielicznych gości. Duszno. Jaskółki latają nisko... jest więc szansa na deszcz.....UFF ! Może wreszcie. Dzieciaki wciąż nie zmęczone chociaż chętnie by coś jeszcze przekąsiły. Rytm posiłków mamy ustalony i wielokrotnie przekonywałam, aby z większą troską podchodziły do wyboru całodziennego menu, a niestety było jak zwykle. Tym razem nadzieja na łatwy dostęp do kuchennych czy sklepowych zapasów prysła jak bańka mydlana. No cóż, kolejna lekcja za nami, ale powiało optymizmem, bo.... śniadanie już za siedem godzin.


J.8.08.2015



  




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.