Przejdź do głównej zawartości

Weekend w SOLCU ZDROJU.

Co robić zimą, aby nie przyrosnąć do fotela? Dalsze wyjazdy to czas i pieniądze. Może więc krótki wypad w okolice? Jeszcze bez rowerów, ale tam, gdzie mamy szanse naładować baterie na resztę zimnych dni....czemu nie? Stawiamy na Solec Zdrój z nadzieją, że chociaż króciutko, to pewnie nie tylko ciało, ale i umysł coś zyska.

Solec-Zdrój, uzdrowisko o prawie dwustuletniej historii, dysponuje najlepszymi w Europie wodami siarczkowymi. Mieszka tu ledwie 900 mieszkańców, ale pewnie wielu z nich uważa, że te zasoby wód leczniczych to ważny powód, aby odwiedzić ten zakątek przynajmniej raz w roku i zostawić tu trochę grosza.

W czasie spaceru po soleckiej wsi trafiamy na mały, parterowy domek oklejony banerem Historia wsi, która kurortem się stała. W środku miłe zaskoczenie...historia Solca Zdroju w pigułce czyli ekspozycja darowanych przez mieszkańców gminy sprzętów, fotografii, ubrań, narzędzi, będących wizytówką miejsca i czasu. W środku kilka izb wypełnionych historią, kalendarzem ważnych dla wsi dat i lokalnym kolorytem, które wraz z prezentowanym filmem pokazują drogę Solca od nieznanego szeroko miejsca na mapie do znanego uzdrowiska. Całość jest ciekawą i godną uwagi inicjatywą Stowarzyszenia Kulturalno-Społecznego Solec Zdrój. Na koniec składam pochwalny wpis do księgi pamiątkowej i... w drogę.

Pierwsze zapiski o małej wsi, położonej na wysokości 160 m n.p.m. i przeciętej niewielką rzeką Rzoska, sięgają XIV wieku. Wieś należała wówczas do Feliksa Tarnowskiego, a od 1508 r. wraz ze Zborowem i innymi okolicznymi wioskami przeszła w ręce Andrzeja Zborowskiego. W tym czasie liczyła ledwie 40 domów i około 300 mieszkańców. Nazwa wsi pochodzi od źródeł, występujących dawniej na okolicznych łąkach, które już w XVIII wieku wykorzystywano do warzenia soli.

Dopiero w 1815 roku Wilhelm Becker, radca górniczy Królestwa Polskiego, poszukując złóż soli kamiennej natrafił na bogate źródła wód mineralnych o właściwościach zbliżonych do wód buskich. Po potwierdzeniu ich właściwości leczniczych zaczęto je używać do kąpieli leczniczych. Już w 1837 Karol Godeffroy założył we wsi uzdrowisko i rozpoczęto inwestowanie w budynki leczniczo-kąpielowe i mieszkaniowe. Do Solca przyłączono nawet 120 ha pobliskiego lasu, co miało zwiększyć uzdrowiskowy charakter miejsca. Największy rozkwit Solca jako uzdrowiska przypada na przełom XIX i XX w., kiedy właścicielami Solca byli bracia Romuald i Włodzimierz Daniewski. Z ich inicjatywy wybudowano nowe domy z żelaza i betonu, a stare odnowiono. Odbudowano też zniszczone podczas pożarów drewniane Łazienki. Dzisiejsza nazwa wsi Solec-Zdrój pojawiła się dopiero w 1974 roku i jest to dziś jedyne prywatne uzdrowisko w Polsce.

Mijamy najstarsze obiekty uzdrowiskowe zlokalizowane głównie w 11 ha Parku Zdrojowym i w jego bliskości. Willa Irena, Jasna, Świt, Prus, Łazienki mimo odpadającej farby czy tynku wciąż przyciągają uwagę i służą kuracjuszom. Do parku przylega 120 ha lasu, a sam park z licznymi sosnami, świerkami, platanem, modrzewiem, ogromną magnolią i lipami jest przestrzenią ciszy i spokoju. Przepływająca przez park rzeka Rzoska, zasila tutejsze stawy przyjazne kaczkom i łabędziom. Szkoda, że obecny właściciel uzdrowiska oddzielił park od lasu wielką groblą i dlatego nie jest już naturalnym przedłużeniem parkowych alei. Co więcej ? Wieść gminna niesie, że obecny Pan na Solcu jest mocno skonfliktowany ze wszystkimi wokół.

Na górce uwagę przyciąga kościół Św. Mikołaja, któremu modernistyczny kształt nadał architekt Franciszek Mączyński. Wybudowany w 1937 roku zachował we wnętrzach elementy, stojącego tu w minionych wiekach, gotyckiego kościoła. Na ołtarzu głównym najcenniejszy zabytek... krucyfiks z przełomu XVI i XVII w. Podziwiamy też renesansową płytę nagrobną z płaskorzeźbą leżącego rycerza na zewnętrznej ścianie kościoła. Ponoć to sam Samuel Zborowski, magnat, niespokojna dusza, awanturnik, skazany na banicję za zabójstwo kasztelana Andrzeja Wapowskiego, a za czasów Stefana Batorego skazany na śmierć i ścięty na dziedzińcu Zamku Wawelskiego w 1584 roku. W krypcie kościoła pochowano wielu członków jego rodziny, ale są wątpliwości czy to też miejsce spoczynku Samuela.

Wieś Solec chociaż Zdrój nie robi wrażenia miejsca, gdzie żyje się dostatnio. Biednych domostw, starych, zniszczonych i wołających o remont domów, płotów tak drewnianych jak betonowych wyjątkowo tu dużo. Wokół szaro i smutno, ale to nie brak słońca jest tego powodem. Kto więc odcina kupony od zysków kurortu, gdzie rocznie przyjeżdża ponad dziesięć tysięcy kuracjuszy? Widząc tutejsze gospodarstwa..pewnie nieliczni. A może pieniądze są, ale dobrego gospodarza brak ? Jedynie przydrożne figurki bez śladów zniszczenia, jakby odporne na upływ czasu. A może otoczono je większą troską niż okoliczne domy? 

Późnym popołudniem wracamy do hotelu z przekonaniem, że pora zrobić coś dla ciała tym bardziej, że czekają na nas wanny pełne siarki, borowiny i ręce, mam nadzieję, sprawnych masażystów, a może inne przyjemności, które rozgrzeją nasze zmarznięte ciała i zmniejszą bóle kręgosłupa po długim spacerze. cdn.


J.11.03.2017


















        

                             










Komentarze

  1. W takim razie musisz jeszcze odwiedzić Busko Zdrój :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy tylko czas i zdrowie pozwoli to wracam na skrzydłach:)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.