Przejdź do głównej zawartości

WROCŁAWski weekend.

Być we Wrocławiu i nie znaleźć czasu na spacer wśród najbardziej znanych i budzących zachwyt miejsc, byłoby dużym nieporozumieniem. Mimo deszczowej i wietrznej aury, późnym popołudniem, z parasolem w ręku, wyruszamy na Stare Miasto. Trudno jednak zachwycać się tym co wokół, gdy człowiek myśli o suchym i ciepłym schronieniu, bo wiatr, deszcz i niska temperatura zwalają dziś z nóg.

Zmarznięci i mocno przemoczeni, ładujemy akumulatory w małej, wegetariańskiej knajpce Żyzna...polecanej jako najsmaczniejsze miejsce dla wegetarian we Wrocławiu. W maleńkim wnętrzu delektujemy się krótkim, autorskim i smakowitym menu, a popołudnie smaków kończymy z widokami na mokry wrocławski rynek w tutejszej Pijalni Czekolady.

Wzrok przyciąga każda z 60 kamienic otaczających ten dawny, największy plac targowy w Polsce. Uroku Rynku dopełnia późnogotycki Ratusz z 66-metrową, najokazalszą w Polsce wieżą i unikatowym w skali europejskiej zabytkiem świeckiej architektury gotyckiej. Wszystkie tutejsze kamienice, ufundowane onegdaj przez wrocławskich patrycjuszy, podobnie jak ratusz, były w 1945 roku, w trakcie walk o Wrocław, poważnie uszkodzone. Dzisiejszy, reprezentacyjny charakter Rynku przyniosły mu liczne powojenne odbudowy i konserwacje. Wciąż, od setek lat niezmienną pozostaje jego wielkość czyli 213 metrów długości i 178 metrów szerokości oraz 11 ulic jakie do niego prowadzą.

Poza Rynkiem zachwycił nas klimat Ostrowa Tumskiego, Wyspa Piasek z biblioteką Uniwersytecką i kościołem Maryi Panny, Wyspa Młyńska i Słodowa. Na dłużej zatrzymujemy się w pełnej magii, wyjątkowej energii i uroku Katedrze św. Jana Chrzciciela, która uważana jest za pierwszą, w pełni gotycką świątynią na ziemiach polskich. Podczas oblężenia Twierdzy Wrocław, zniszczeniu uległo aż 70% katedry. Spłonęły dachy, sklepienia głównej nawy, organy i część malowideł. Zniszczeniu uległ również ołtarz główny. Dopiero powojenna odbudowa przywróciła charakter i wyjątkowość tego miejsca. 

W czasie tego krótkiego pobytu naszą uwagę przyciąga wiele miejsc, kamienic, placów i aż trudno uwierzyć, że toczone tu walki wojsk radzieckich i niemieckich, między 13 lutym, a 6 maja 1945, zniszczyły ponad 70 % substancji mieszkaniowej i publicznej miasta. 6 maja 1945 roku, o godzinie 18.30, kiedy podpisano kapitulację Wrocławia w willi Colonia na Krzykach, Wrocław był miejscami jednym, wielkim gruzowiskiem. Tylko niektóre budynki, kamienice czy kościoły udało się odbudować. Część obiektów przez wiele lat po wojnie popadała w ruinę, aż w końcu decydowano się je rozebrać, a wiele ulic całkowicie zmieniło swój charakter. 

Co ciekawe, w powszechnym przekonaniu, Wrocław został zniszczony głównie podczas II wojny światowej. Długo milczano na temat powojennej działalności Rosjan ta tym terenie, dokonujących podpaleń całych dzielnic, które dogasały tygodniami. Przez kolejne lata setki milionów cegieł wędrowały do zniszczonej Warszawy nawet kosztem obiektów, które nadawały się do odbudowy. Na zabytki nie było pieniędzy. Jedynym pomysłem, była masowa rozbiórka, która w latach 50-tych minionego wieku uczyniła Wrocław największą polską cegielnią. To kolonizatorskie podejście tak nie szokuje w świetle politycznej niepewności i pilnej potrzeby odbudowy spustoszonego kraju. Jednak w wielu przypadkach rozbiórki miały charakter wręcz barbarzyński, można było z niej zrezygnować dla dobra przyszłych pokoleń. No cóż, młyny historii mieliły swoim tempem wg politycznego zapotrzebowania.

Te powojenne dewastacje sprawiły, że bezpowrotnie utracono wspaniałą, przedwojenną architekturę, która już nigdy nie będzie ozdobą miasta. Niestety, po wojnie ani władze, ani napływowa ludność nie zaprzątały sobie głowy zachowaniem zabytków dla przyszłych pokoleń. W labiryncie gruzów trzeba było przetrwać, ułożyć sobie życie, choć i tak bez gwarancji na przyszłość z uwagi na ówczesną geopolitykę. 

Tym bardziej cieszy widok odbudowanego Dworca Głównego czy zachowany Bunkier przy Placu Strzegomskim, który jest dziś siedzibą Muzeum Współczesnego, czy fontanna Alegoria Walki i Zwycięstwa, która stawiła czoła wojennym zawieruchom. Architektura miasta wydaje się więc mocno zróżnicowana. Obok nowoczesnych budynków ze szkła i aluminium stoją plomby mieszkaniowe z lat 60-tych czy kamienice z końca XIX i początku XX wieku. Te ostatnie w większości odbudowane z gruzów wg swoich pierwowzorów. Paradoksalnie, ta mieszanka stylów i różnorodność zabudowy nie męczy, a miasto wydaje się przyjazne, kompaktowe i młode duchem.

Miastu dodaje uroku 12 wysp oraz wszechobecne kanały i ponad 100 mostów, którymi trudno nie przejść lub przejechać nawet w czasie krótkiego tu pobytu. Nazywanie Wrocławia Wenecją Północy nie wydaje się więc przesadzone. I te krasnale przyczepione do wrocławskich ulic ..i jak tu się nie uśmiechać nawet w pochmurny dzień. 

Wokół mnóstwo młodych ludzi, nowych inwestycji, gwaru. Widać, że życie toczy się szybko, ale bez szalonego pędu jaki obserwuje w innych miastach. Oko cieszą mniejsze i większe skwery zieleni czy parki. Ponoć ten piastowski gród jest najbardziej zielonym miastem w Polsce, bo na jednego mieszkańca przypada 25 m2 zieleni, nie licząc tej osiedlowej.

Wydaje się, że tylko wyjątkowi malkontenci mogą narzekać na życie w takim mieście i... My, bo pogoda w czasie tego weekendu nas nie oszczędzała, a zimno i deszcz zmuszały czasem do rezygnacji z pieszej wędrówki na rzecz środków komunikacji miejskiej. A miała być piękna wiosna w pięknym mieście. I co ? Prognozy swoje, a natura swoje. cdn

J.19.03.2017





























Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.