Przejdź do głównej zawartości

WIEDEŃ- SOELDEN.


Wyjazd na zimowy odpoczynek zaczął się dla mnie dość niefortunnie. W czasie naszej, krótkiej, wiedeńskiej przerwy w podróży dopada mnie atak bardzo silnego bólu i innych, zaskakujących dolegliwości. Na nic zdały się próby samodzielnego ustalenia przyczyny tego horroru. Nie pozostało nic innego, jak skorzystać z pomocy tutejszych służb medycznych.

Na początek ...drobny szok, bo pogotowie przyjeżdża po kilku minutach, a po kolejnych trafiam na oddział ratunkowy w miejscowym szpitalu. Szybkość działania medycznego personelu i tutejszej diagnostyki zaskoczyły bardzo pozytywnie i dały nadzieje na kontynuowanie dalszej podróży do Soelden w dobrym zdrowiu. Już po kilku godzinach, śnieżnym porankiem, wracam do "żywych" i własnego łóżka, aby za kilka godzin wyruszyć dalej. Perspektywa na doładowanie zużytych baterii mojego organizmu coraz bliższa.

Droga do Soelden długa, odcinkami sucha to znowu mokra, zaśnieżona, kręta i pełna samochodów. Po blisko 6 godzinach jesteśmy na miejscu, a ja marzę tylko o spokoju, ciepłej pościeli i misce zupy.. wciąż dogorywam po wczorajszym ataku bólu i zbieram siły na poznawanie miejsca określanego mianem najsłynniejszego ośrodka sportów zimowych w Austrii. W głowie pytanie..czy warto było jechać tak daleko? 

Ponoć każdego roku trafia tu ponad 2 mln turystów. W czym więc tkwi siła Soelden? Cóż tak przyciąga i sprawia, że w sezonie tak letnim jak zimowym ściągają tu tłumy? Tradycyjnie już, moje opinie na temat tego i podobnych ośrodków zimowego wypoczynku będą subiektywne i tworzone z poziomu doliny i tras spacerowych, a nie zjazdowych, z poziomu dostępnych punktów widokowych i miejsc charakterystycznych, gdzie staram się dotrzeć na własnych nogach i tylko czasem korzystam ze środków lokalnej komunikacji. 

Miasteczko leży na wysokości 1377 m n.p.m. w tylnej części doliny Ötztal przeciętej rzeką polodowcową, wartką, kamienistą Otztaler Ache, która jest ponoć wyjątkowo lubiana przez kajakarzy górskich. Obecnie, miejscami mocno zamarznięta, a miejscami wartko pokonująca wyjątkowo kamieniste dno i odcinkowe, naturalne spiętrzenia wody. Dolina dość wąska, otoczona wysokim pasmem gór, gdzie słońce musi wzbić się mocno ponad horyzont, aby oświetlić ją w całości. Podczas pochmurnych dni, padającego deszczu czy śniegu całą dolinę przykrywa niski pułap chmur co czyni ją klaustrofobiczną i przytłaczającą. Tuż przy jednym z mostów trafiam na tablicę informującą o tragicznej w skutkach, sierpniowej powodzi w 1987 roku, a przy innym na kamień pamiątkowy 20 lecia partnerstwa z miastem Shiozawa oraz tekstem... " biały śnieg łączy nas na zawsze" I to na tyle śladów współczesnej historii miasteczka.

Już w połowie 19 wieku zaczęto budować tu schroniska i wytyczać szlaki górskie, ale budowa centrum sportów zimowych i pierwszych wyciągów rozpoczęła się na dobre w 1948 roku. Rolnicza, pasterska, uboga dolina zaczęła przeobrażać się w miejsce turystyczne i dostatnie. Z dawnych czasów pozostała tylko pierwsza cześć starej nazwy miejscowości Soelden Selda, co oznaczało wówczas najmniejszy rozmiar własności chłopskiej i wskazywało na wyjątkowo biedną część Tyrolu. A dziś? Z tą odpowiedzią poczekam do kolejnych dni jakie przyjdzie mi tu spędzić. Dla moich najbliższych miejsce jest mniej zagadkowe, bo to ich kolejny pobyt na tutejszych trasach zjazdowych.

J. 15-18.01.2016
















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.