Przejdź do głównej zawartości

Wschodnia ELBA.

Samochodowe czy piesze podróżowanie po Elbie nie jest łatwe. Wąskie, kręte, czasem szutrowe drogi czy zakręty 180 stopni nie należą do rzadkości, a jak do tego dodamy duże różnice poziomów, to po całym dniu kierowca ma obolałe nie tylko ręce, ale i głowę. Codziennie maskę naszego samochodu i wnętrze przykrywał piasek przywiany tu z nad Sahary, a jak do tego dodamy Włochów jeżdżących na zderzak z dużą prędkością, to można poczuć koloryt tutejszych dróg, który nie zawsze wywołuje pozytywne emocje tak u kierowcy jak i pasażerów.

Samochodem docieramy do maleńkiego Cavo ze skalistą piaszczystą plażą, do Rio nell Elba czy Capo d'Enfola, gdzie błękitna woda Morza Tyrreńskiego oblewa cypel, a morze maków zalewa pobliskie wzgórza. Trudno byłoby zapomnieć malownicze Porto Azurro, którego brzeg szczelnie wypełniała linia kolorowych kamieniczek, a tutejszy port należy do najpiękniejszych na całej Elbie. W przeszłości przybywały tu promy z lądu, aż do momentu kiedy zdecydowano się przekierować je do pobliskiej Rio Marina. Dzisiaj cumują tu jedynie małe łodzie rybackie, jachty i motorówki.

W ciągu dnia upał nie odpuszcza. Dobrze, że morska bryza daje chwile wytchnienia od wysokiej temperatury powietrza i gdyby jeszcze nie spotykany tu i tam włoski chaos i bałagan można by sadzić, że jesteśmy w raju. W San Martino zwiedzamy dom Napoleona, w którym nigdy nie zamieszkał. Dziś należy do Rosjanina Demidoffa, który urządził tu muzeum Cesarza i na brak zwiedzających nie może narzekać. 

Po raz kolejny witamy Portoferraio. Kiedy wczoraj  przypłynęliśmy do tutejszego portu, miejsce nie robiło specjalnego wrażenia, ale dziś wystarczyło tylko parę kroków, aby dostrzec piękno największego miasta na wyspie. W zatoce cumują dziesiątki jachtów, przypływają tu też potężne promy. 

Odwiedzamy Villa dei Mulini, piętrowy budynek, będący miejscem zesłania Napoleona z 13 komnatami zachowanymi w stanie, w jakim zostawił je cesarz. Z pierwszego piętra roztacza się piękny widok na ogród i zatokę. W ogrodzie można spacerować i z bliska podziwiać bogactwo tutejszych roślin, a potem zatrzymać na dłużej wzrok i myśli na przepięknej zatoce pełnej lekko falujących jachtów.

Miasto wznosi się amfiteatralnie nad portem. Od północy otoczone wysokim, skalistym brzegiem, od zachodu fortem Falcone i cytadelą Medicee, a od wschodu fortem Stella. Angielski admirał Nelson powiedział o tym miejscu, że ze względu na położenie to najdoskonalszy port na świecie.

Gorące powietrze nie ułatwiało spacerów po mieście, a wspinaczka ku fortecom Forte Stella i Forte Falcone wymagała nie mało trudu. Ale gdy już je zdobędziesz, to widok na starówkę i zatokę wynagradza wszelki trud. Ani zdjęcia, ani moje opowieści nie są w stanie oddać tego piękna. To po prostu trzeba zobaczyć!

Elba jest górzystą wyspą co nie ułatwia tak pieszych jak i samochodowych wycieczek. Ale najwyższy szczyt Capanne, który sięga 1018 m n.p.m, całoroczna zieleń wyspy i mocno zróżnicowany krajobraz przyciąga jak magnez, a bogactwo kwiatów, błękit morza i plaże to wisienka na tutejszym torcie.

Po całym dniu odpoczywamy w  Rio Marina. Polecana w przewodnikach knajpka zamknięta na głucho. Trochę zrezygnowani, trafiamy na małą, wąską i senną uliczkę, gdzie widać jakiś ruch tylko przy kilku wystawionych na uliczkę stolikach. Grupka panów, w mocno  emerytalnym wieku, toczyła tu spokojne o czymś rozważania i dysputy. Nieśmiało zajmujemy miejsce obok. Niestety, pisane menu okazało się dla nas nieczytelne, bo czcionka i język bardzo regionalne. Na szczęście, dość szybko zjawia się uśmiechnięty właściciel, kelner i kucharz w jednym, a jego znajomość hiszpańskiego pozwoliła na komunikację z naszą Dagą. I co? Polecane ziemniaki z kalmarami w rozmarynie i antipasti były genialne! A wokół ten włoski luz i mało zabiegany świat i jak tu nie odpłynąć w zachwycie?

Z każdą minutą knajpkę wypełniali kolejni, spragnieni bardziej rozmowy, niż strawy. Liczni mieszkańcy płci męskiej po kolejnym kieliszku wina rozprawiali coraz głośniej i bardziej ekspresyjnie. Jak dobrze, że przypadek pcha czasem do miejsc tak mocno osadzonych w lokalnym klimacie i tak bardzo swojskich, chociaż obcych.

J.2.05.2013




















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.