Przejdź do głównej zawartości

QUM, bliżej islamu i domu.

W drodze na lotnisko spontaniczny zjazd do Qum. W rankingu konserwatywnych miejsc to miasto plasuje się na pierwszym miejscu. Dopinamy nasze stroje, upinamy chusty, aby nie budzić negatywnych emocji. Qum to miejsce pielgrzymek do Mauzoleum Fatimy, siostry ósmego imama, najwierniejszych wyznawców islamu. Wokół bogate domostwa i jeden wieki plac budowy. Nigdzie w Iranie nie widziałam takiego rozmachu w budowaniu nowych obiektów mieszkalnych i handlowych.

Nastrój tu niesamowity jakiego nie poczujesz nigdzie więcej w Iranie. Ogromny parking z setkami samochodów, motorów i uliczne korki to codzienność tego miasta. Ilość mułłów na metr kwadratowy też przyprawia o zawrót głowy. Wokół białe i czarne turbany, czadory nawet na kilkuletnich dziewczynkach. Tłumy wiernych. Chcemy utrwalić ten niesamowity widok, ale próba zrobienia zdjęć nie zawsze jest aprobowana przez wybrane „obiekty” Tu mniej życzliwych, pogodnych twarzy, więcej skupionych, zdziwionych na widok turysty i wyraźna nieufność. Czyżby większa religijność nie szła w parze z ludzką życzliwością ? Tylko sprzedawcy słodyczy promiennym uśmiechem skutecznie zachęcają nas do wydania resztek pieniędzy.

Mnóstwo pielgrzymów z całymi rodzinami to pewnie główne źródło bogactwa miasta. Moc sklepików, góry słodyczy, chińskich mrugających zabawek i pluszaków, miliony świateł, które pięknie oświetlają samo mauzoleum, jego otoczenie i cudowną, złotą kopułę. Modlący się wokół mauzoleum ludzie siedzą na dywanach. Kątem oka widzimy, że wewnątrz też tłumy, ale w czasie modlitwy innowiercy nie mogą przekraczać progu świątyni. Po zakończeniu nabożeństwa tylko specjalną bramą moglibyśmy wejść do środka. Niestety nie mamy już czasu, odlot samolotu coraz bliżej.

Na koniec pobytu w QUM jeszcze jeden szalony pomysł. Ostrym marszem docieramy do domu Chomeiniego bez nadziei na wejście do środka. Jest już bardzo późno, a kierowca przypomina o uciekającym czasie..

Nasze plany korygujemy po dotarciu do posesji. Z jednej z bram budynku wychodzi dwóch mężczyzn i są wyraźnie zaskoczeni naszą obecnością w tym miejscu. Pada pytanie o naszą religie i zamiary. Ale my taktycznie "don’t understand”. Wskazujemy na lidera. Ola podejmuje negocjację, aby choć na chwilę pozwolono nam przekroczyć próg tego domostwa. Dowiadujemy się, że dom jest jeszcze otwarty, bo właśnie skończyły się wykłady dla studentów szkoły koranicznej. Dziś nie ma tu Muzeum Chomeiniego , a jedynie pozostała po nim bogata biblioteka. W tym prostym, skromnym, zaniedbanym trochę domu mieści się dziś biuro religijne i sala wykładowa, miejsce edukacyjne przyszłych mułłów i ajatollahów .

Po kilkuminutowej rozmowie, jeden z mężczyzn pozwolił nam na wejście do środka....usłyszał, że w grupie są muzułmanie i chrześcijanie. Czy mijaliśmy się z prawda? Wiedzieliśmy, że w razie potrzeby nasz lider zda test na muzułmanina. Radość trwała jednak krótko. Zaraz po przekroczeniu progu sali wykładowej na przeciwko nas wyrosła potężna postać mułły. Jego twarz mówiła wszystko. „ani kroku dalej” i ta perska intonacja ! Nie dał się przekonać, aby nasza noga zrobi la jeszcze parę kroków do wnętrza. Może miał gorszy dzień ? Dla mnie miał wyraz twarzy podobny do tych pielgrzymujących, gorliwych wyznawców islamu, tych tłumów, wypełniających szczelnie uliczki Qum.

Na koniec spotkania podarował nam dwa wydawnictwa „ Islamic government ” oraz „Along with imam in QUM city” Czy wyglądaliśmy na chłonnych tej wiedzy? Czy dawaliśmy nadzieję na religijną konwersję? Kto to wie jak nas ocenił i co o nas pomyślał ? Nie było czasu na analizy. Podziękowaliśmy za literaturę, kilka zdjęć na dziedzińcu i biegiem do samochodu, bo Morteza spokój już i tak nadszarpnęliśmy. Mułła przestrzegł na koniec, że następnym razem wizytę trzeba zgłosić w Ambasadzie Polskiej i czekać na specjalne zezwolenie. A my i tak zobaczyliśmy więcej niż oczekiwaliśmy. Ajatollah Chomeini , no cóż, ponoć skromny człowiek, całe życie z jedną żoną i synem, który niestety nie był dumą rodziców i islamu. 

Dopadamy samochodu. Morteza mocniej naciska na gaz. Mkniemy czteropasmową drogą w pełni oświetloną na całej długości do Teheranu. Mijamy liczne samochody różnego wieku i pochodzenia. Już wiemy, że samochód to duma i obiekt pożądania każdego Irańczyka, to synonim jego statusu finansowego. Także nasz kierowca wielokrotnie dawał przykład szczególnej troski o samochód, którym przejechaliśmy ponad 2000 kilometrów bez kłopotów i dość komfortowo. Czy w czasie następnego wyjazdu wrócimy do idei pełnego trampingu i niewygód? Kto to dziś wie?

Na lotnisku żegnamy Morteza i Olę, która nie wraca z nami do Polski. Żegnamy Iran wielu twarzy, pełen kontrastów, miejsc magicznych i zwyczajnych, pełen inspiracji i refleksji, pełen otwartych i życzliwych ludzi. No, może tylko w tym Qum te twarze jakby inne, a może takie same, tylko moje zmęczenie nie pozwoliło na właściwy odbiór zastanych tam emocji i wrażeń. Może warto tu wrócić, aby raz jeszcze przyjrzeć się tym twarzom, oczom, zakątkom, tym bardziej, że nie „dotknęliśmy” Iranu północnego i …niech to będzie pretekst do kolejnej wyprawy.

6 maja, śniadaniową porą witamy Warszawę. Wiem, że nie wszystko udało mi się utrwalić, że może coś pokręciłam, o czymś zapomniałam, ale co tam.. to był przecież zwykły, bezstresowy urlop. Tylko bez tej chusty jakoś tak dziwnie i czuję się jakby naga, ale pełna nadziei na szybki powrót do naszej rzeczywistości.

J. 5-6.05.2014





























































Komentarze

  1. Wspanialy Blog!
    ~fanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za te słowa...to dla mnie duża motywacja do zapisu moich obserwacji i wrażeń z kolejnych wyjazdów. Jeszcze w tym roku Włochy i może Patagonia. pozdrawiam

      Usuń
  2. Świetnie ! Przeczytałam już cały i nie mogę się doczekać następnych wpisów :)
    Gratuluję, oby tak dalej !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo miło czytać te ciepłe słowa. Bardzo dziękuję. Postaram się, aby następne też wzbudzały tak dobre emocje.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.