Przejdź do głównej zawartości

Niemieckie impresje, BERCHTESGADEN, cz.1

Brechtesgaden, kilkutysięczne miasteczko położone u podnóża Alp Salzburskich na terenie Parku Narodowego. Otoczone wysokimi górami, pełne malowniczych krajobrazów, zachęca do spacerów, wspinaczki górskiej, długich wędrówek, sportów zimowych czy wypraw rowerowych. 

Miasteczko charakterystyczne dla Bawarii, z typową dla regionu architekturą, rynkiem miejskim, dobrze zachowanym zamkiem królewskim oraz uzdrowiskową jaskinią solną Berchtesgadener Heilstollen. Oprócz tego kilka hoteli, restauracji, kawiarni, ogródek piwny i mnogość turystów.

Brechtesgaden rozsławiły nie tylko krajobrazy, ale głównie Orle Gniazdo. W latach trzydziestych XX wieku na stokach znajdującego się na obrzeżach miasteczka Masywu Obersalzberg wybudowano reprezentacyjną rezydencję Adolfa Hitlera. 

W ostatniej chwili dopadamy, wypełnionego po brzegi, autobusu odjeżdżającego z lokalnego dworca, który co godzinę dowozi do stacji pośredniej przed Orlim Gniazdem. Dalej kolejny autobus i po 6.5 kilometrach wąskiej, bo 4.5 metrowej drogi i jednej z najpiękniejszych widokowo w Europie, stoimy przed wejściem do tunelu prowadzącego do złotej windy, która zawiezie nas na szczyt Kehlstein i do budynku ze smutną historią w tle.

Ten niezwykły obiekt tzw. Orle Gniazdo zbudowano na wysokości 1834 m. n.p.m. jako prezent NSDAP dla Hitlera z okazji jego 50 urodzin. Pomysłodawcą i szefem realizacji projektu był Martin Bormann. Ta niezwykła budowla o ścianach grubości jednego metra wraz z drogą dojazdową została zbudowana w rekordowym tempie 13 miesięcy. Kehlsteinhaus służył jako Diplomatenhaus czyli siedziba do podejmowania dyplomatów i głów państw. Obiekt wybudowano w ramach kompleksu rezydencji Hitlera, Bormanna, Goeringa i ich zaplecza, wznoszonych od 1933 do końca II wojny ze środków tzw. Fundacji Hitlera w rejonie Brechtesgaden.

Hitler był ponoć oczarowany prezentem, ale z czasem bywał tu coraz rzadziej. Czasochłonny dojazd krętą, wąską drogą, która pokonuje różnice wysokości 700 metrów, ze spadającymi z gór kamieniami oraz paniczny lęk przed atakiem bombowym na niczym nieosłonięty szczyt sprawiały, że był tu tylko kilkanaście razy. Częstym gościem bywała tu natomiast Ewa Braun wraz z siostrami i wieloma przyjaciółkami.

Wysiadamy na parkingu położonym na wysokości 1710 m. n.p.m. Wchodzimy do długiej na 124 metry skalnej sztolni prowadzącej do luksusowej, wykończonej mosiądzem windy, która bezdźwięcznie pokonuje wysokość 124 m w zaledwie 41 sekund. Mój wielki ukłon w kierunku poziomu technicznej, specjalistycznej wiedzy, która umożliwiała konstrukcję tak sprawnego urządzenia oraz ciężkiej pracy budowniczych rezydencji.

W końcu stawiamy nogę na wysokości 1834 metrów n.p.m. gdzie 12 lutego 1938 uzgodniono przyłączenie Austrii do III Rzeszy, ustalono też plan przejęcia przez Niemcy Sudetów, a w marcu 1939 Hitler właśnie tu złożył propozycje Józefowi Beckowi na włączenie Gdańska do Niemiec oraz przyłączenie się Polski do wojny ze ZSRR.

W czasie wojny obiekt nie uległ żadnym zniszczeniom i został zdobyty bez jednego wystrzału. Do roku 1960, był wykorzystywany przez aliantów jako placówka telekomunikacyjna. W latach 60-tych zwrócony władzom Bawarii, a ta dopiero w latach 90-tych przekazuje go gminie Brechtesgaden.

W jednym z pomieszczeń oglądamy i czytamy o historii budowy obiektu oraz spotkaniach jakie się tu odbywały. Zatrzymujemy się na chwilę w sali narad oraz pokoju Ewy Braun. Większą cześć obiektu zajmuje dziś restauracja, gdzie w szczycie sezonu nie łatwo o stolik.

Z każdego miejsca widoki zapierają dech w piersiach mimo mglistej pogody i niskiego pułapu chmur. Próbuję oczami wyobraźni przenieść się do tamtych czasów, ale tłumy odwiedzających nie pozwalają na dłuższą refleksję. Tymczasem zbliża się zadeklarowana przez nas i wymagana przez sprzedających bilety, godzina powrotu do Documentation Station. Późnym popołudniem odwiedzamy tu jeszcze muzeum związku Obersalzburga z nazistami i skutków polityki eksterminacji i ludobójstwa w Europie. Budynek muzeum stoi dziś w miejscu dawnego domu letniskowego Bormanna, który Amerykanie zrównali z ziemią podobnie jak domy należące do innych wybrańców Rzeszy na tym terenie, ale bunkier usytuowany pod rezydencją ocalał i jest także udostępniony zwiedzającym. 

Wracamy mocno zmęczeni, a mnie tak jakoś smutno po obejrzeniu tych tragicznych obrazów z przeszłości. Niestety, najbliższy autobus do Brechtesgaden dopiero za godzinę. Na dole temperatura powietrza bliska trzydziestu stopni. No cóż, ponad 70 lat temu ludzie mieli zupełnie inne problemy i oby nigdy świat nie musiał ich doświadczać.

J.28.07.2016

    

                        






























































Komentarze

  1. Świetny blog! Lubię czytać relacje z Waszych podróży. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za sympatyczny wpis. 2 października wyruszamy do Japonii. Zapraszam do nowej lektury. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.