Przejdź do głównej zawartości

SHIRAZ, miasto ogrodów, poezji i …wina

Miasto niszczone trzęsieniami ziemi i powodziami wciąż tak wiele ma do zaoferowania mieszkańcom i turystom. Docieramy do meczetu Vakil zbudowanym przez Karim Khana w połowie 18 wieku, w czasie dynastii kadżarskiej. 

Hala modlitewna z 48 kolumnami pokrytymi spiralną dekoracją, monumentalny przykład sztuki i rzemiosła Shiraz tamtego okresu. Meczet jakby przyklejony do potężnego bazaru o tej samej nazwie. Ilość stoisk i różnorodność towarów nie zaskakują, a czystość i zapach świeżości wyczuwalny w każdym kątku. Spacer pod zadaszonymi stoiskami sprawia nam wyraźną przyjemność tym bardziej, że na zewnątrz ok 40 stopni w cieniu. Wyjątkowo aromatyczna herbatka wypita w bardzo irańskiej knajpce Saray e mehr, wciśniętej w kąt bazaru, podtrzymuje dobry nastrój. 

Pora na mauzoleum brata imama Rezy zwanego Szah-e Cheragh, miejsce kultu i licznych pielgrzymek. Wejście tylko w czadorach i absolutny zakaz robienia zdjęć, wnoszenia aparatów fotograficznych, większych plecaków i toreb. Grozi nawet konfiskata sprzętu. Oczywiście Irańczycy mogą utrwalać to piękno miejsca, ale co wolno wojewodzie to … Osobne wejście dla kobiet i mężczyzn. Na „bramkach” kilka obserwujących nas kobiet, ubranych szczelnie w czarne czadory i gotowych na dokładne sprawdzenie tego co mamy pod szatami. My, zawinięte w brudne, kwieciste szmaty, wzięte z miejscowego punku obsługi innowierców, przechodzimy jednak bez osobistej kontroli. Po kilku minutach już wiem, że warto było dokonać tego przebrania i że zrobię wszystko, aby zapamiętać jak najwięcej z tego magicznego miejsca i utrwalić obrazy w głowie, gdyż inne narzędzia do zapisu zdarzeń pozostały w samochodzie. Absolutnie cudowne miejsce, to warto zobaczyć i zwyczajnie poczuć. Nasza obecność pozwala na bliski kontakt z obecnymi w mauzoleum kobietami. Mężczyźni poza zasięgiem naszego wzroku, w części oddzielonej wysokim parawanem. 

Dyskretnie obserwujemy ich zachowania, a same czujemy setki oczu na naszych plecach. Wokół lustra. lustra, lustra…kryształy i bajeczne mozaiki, moc dywanów wewnątrz i na placu. Nic piękniejszego jak dotąd nie widziałam, aż chce się usiąść na dłużej i kontemplować magiczne miejsce bez kompleksu braku wiedzy o religii, która ściąga tu miliony wyznawców. Jedni głęboko zaczytani w stronach Koranu , inni jakby nieobecni, jeszcze inni pochłonięci szeptem z sąsiadką czy karmieniem dziecka. Ktoś podchodzi i częstuje nas cukierkami, a my cichutko, dyskretnie staramy się ogarnąć i zrozumieć piękno i siłę takich miejsc i trwać. 

Po wyjściu z mauzoleum tak bardzo chcemy potwierdzenia, że Shiraz to miasto ogrodów, a wokół mało dowodów w sprawie, że Ola postanawia, poza programem pokazać nam jedno z lokalnych, wyjątkowych ponoć miejsc. To Eram , kwiatowy raj, szkółka ogrodnicza i ogród botaniczny w jednym. Na miejscu spotykamy mnóstwo Irańczyków, szkolnych wycieczek i propozycji wspólnych zdjęć, krótkich pogawędek, mnóstwa uśmiechów, pytań „skąd jesteśmy ?” Bogactwo kolorów, śpiew ptaków, chłód wody i intrygującej architektury warte było naszych odwiedzin, ale osobiście spodziewałam się czegoś bardziej okazałego i imponującego. Już wiem, że po mauzoleum imama Rezy trudno będzie o podobne wrażenia i doznania. Poprzeczka zawisła bardzo wysoko.

Wieczorem jedziemy do grobowców wielkich perskich poetów klasycznych Hafeza i Sa’adiego. Kolejne miejsca kultu i uwielbienia Irańczyków. Otoczone morzem kwiatów, drzew i krzewów. Miejsca, w których każdy Irańczyk chętnie bywa, bo poeci to duma i miłość Irańczyków. Każdy uważa się za poetę i sam chętnie odpowiada i opowiada wierszem…ot taka narodowa przypadłość, a może rzadki dar? To miejsca mniejszego skupienia niż meczety. Na twarzach zwiedzających widoczny uśmiech i obowiązkowa fotografia z grobowcem w tle. Strój mniej formalny, chociaż w kanonie, a atmosfera też bardziej wycieczkowa niż pielgrzymkowa. Ta gotowość do odwiedzania takich miejsc wywołuje u mnie ciepłe emocje, odrobinę zaskakuje i imponuje . Tym bardziej, że nasi wieszczowie jakby przykurzeni, zapomniani, a pamięć o nich nie wzbudza widocznych tu emocji czy wzruszeń. Próżno też szukać w naszej kulturze człowieka skupionego nad nagrobną płytą poety czy pisarza, głaszczącego ją nabożnie i szeptem wypowiadającego sobie tylko znane słowa.. chyba, że bliski członek rodziny.

Pora na kolację. Krętymi uliczkami docieramy do restauracji w irańskim stylu. Architektura zlepionych, starych perskich kamienic z wewnętrznymi uliczkami i dziedzińcem sprawia, że zmęczone oczy szerzej się otwierają. Na tym koniec zachwytów, bo to co miało nas zachwycić… kuchnia, jej jakość , smak i wygląd tego co na trafia na nasze talerze, mocno rozczarowuje. Także wyraźnie zagubiona, mało bystra załoga i ogólny bałagan przy obsłudze naszego stołu, nie zachęcają do pozostania tu na dłużej. Wracamy do hotelu. Jeszcze w samochodzie pada propozycja zamówienia wina o bliżej nieokreślonym smaku i kolorze w cenie 100 dolarów za 4.5 litra. Chętnych brak, ale wyraźny dowód, że Shiraz to miasto wina, anonimowego, zakazanego, ale jednak wina.

Po powrocie do hotelu, pochłonięta oceną jakości kolacji i dysputą o nieobecnym winie, tracę czujność i nie zauważam, że moja chusta zawisła na ramionach, a włosy wyraźnie „obnażone”. Na szczęście czujność i refleks hotelowej załogi szybko przywróciły mnie do porządku, ale wyraz twarzy gorliwego boya na długo pozostanie w mojej pamięci. Czas kończyć dzień pełen wrażeń i pora spać, bo przed nami bardzo trudny dzień.

J. 26.04.2014


                             

     




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.