Przejdź do głównej zawartości

Przystanek WENECJA.

Podróż pociągiem do Rzymu z przystankiem w Wenecji okazała się świetnym pomysłem. Na peronie Wiedeń Meidling spotykamy Meksykankę, która od kilkunastu lat samodzielnie zwiedza świat. Bardzo otwarta gaduła jedzie do Florencji z przesiadką w Mestre. Obdarowuje mnie ludową laleczką magnesem... tak dla dobrych wspomnień. Dodatkowo wymieniamy wizytówki i zaproszenia. Ja do Polski ona Meksyku. Kto wie ? 

Austriackie koleje OBB zapewniły nam komfortowy wręcz przejazd. Cztery osoby w przedziale, wygodne, rozkładane siedzenia, czysto, dyskretna klimatyzacja, przekąski i napoje w zasięgu ręki oraz cudne widoki za oknem sprawiły, że w dobrej kondycji i nastrojach wysiadamy na stacji Venezia Mestre. Jeszcze sprawna przesiadka na taxi i po około trzydziestu minutach docieramy do hotelowego pokoju.

Mestre, to miejska część Wenecji położona na stałym lądzie i połączona z częścią wyspiarską mostem Wolności. Nasz hotel Al Vivit znajduje się w samym sercu miasta, na Piazze Ferretto z dużą ilością sklepów, restauracji i barów. W hotelowej recepcji otrzymujemy komplet informacji dotyczących lokalnej komunikacji, miejsc godnych naszej uwagi i ciekawych restauracji. Tu też kupujemy 12 godzinne bilety, z których możemy korzystać bez ograniczeń w ramach publicznych środków transportu w całej Wenecji. Przed kolacją spacerujemy w cieniu zabytkowej średniowiecznej wieży zegarowej z widocznymi historycznymi pozostałościami miasta i wokół zamkniętego niestety kościoła, Wokół cicho, wręcz sennie, czas popołudniowej sjesty.

Wiemy, że wyspiarska Wenecja to miasto dla piechurów o zdrowych nogach i dobrej kondycji, ale wierzymy, że i naszej grupce uda się zobaczyć co nieco bez nadmiaru zmęczenia czy uszczerbku na zdrowiu. Gdzie warto dotrzeć? To dla wielu trudne pytanie, bo na turystę czeka 450 pałaców i budynków ważnych historycznie oraz 400 mostów. My planujemy spędzić tu nie więcej jak osiem godzin z uwagi na ograniczenia ruchowe Ireny i bardzo wysoką temperaturę powietrza jaka dokucza każdemu bez względu na wiek. Chcemy dotrzeć do tych najbardziej charakterystycznych miejsc jak przystało na pośredni przystanek w podróży.

Nazajutrz, po smakowitym śniadaniu, miejskim autobusem dojeżdżamy do Piazze Roma, gdzie jesteśmy umówieni z lokalnym przewodnikiem. O dziewiątej rano temperatura powietrza wynosi już 27 stopni, zanosi się więc na wyjątkowo gorący dzień. Pilnujemy nakryć głowy i ilości wypijanej wody. Tramwajem wodnym tzw. vaporetto płyniemy kanałem Grande w okolice mostu Rialto. Przed naszymi oczami przesuwają się fasady dawnych pałaców. arystokratów i kupców weneckich. Widoczny zachwyt i uśmiech nie tylko na naszych twarzach. Wysiadamy przy Rialto.

Ten jednoprzęsłowy most z XVI wieku, przerzucony nad kanałem Grande to prawdziwa wizytówka miasta. Arkadowa, kamienna konstrukcja wygląda na niezwykle lekką. W dwóch rzędach, przodem do środka mostu liczne kramy rzemieślników tworzą ciekawą uliczkę handlową i dzięki arkadowej konstrukcji są z zewnątrz praktycznie niewidoczne. Gdyby jeszcze tych schodków do zdobycia było mniej i uliczki były bardziej przyjazne dla tych, którzy wspierają się o lasce. Gdyby!. Idziemy bardzo powoli, noga za nogą, ale i tak jesteśmy pod wrażeniem siły i determinacji Ireny, która z wielkim wysiłkiem, wsparta o lasce, pokonuje kolejne schody i ciasne, pełne turystów kamieniste uliczki i placyki. Jej mina po zdobyciu najwyższego punktu na moście Rialto bezcenna. Drugą z naszych turystek ani zatrzymać, wręcz potrzebna wzmożona czujność, aby Janiny w tym tłumie nie zgubić. Tempo zwiedzania staramy się więc dopasować do możliwości każdej z nich. Wciąż przypominamy, że kapelusz trzeba mieć na głowie nie w ręce i że woda w butelkach jest po to, aby ją pić, a nie tylko nosić.

To w tej dzielnicy na wysokich, otoczonych wodą wysepkach osiedlali się pierwsi mieszkańcy Wenecji. Nazwa Rialto pochodzi od łacińskiego zwrotu „rivus altus” czyli “wysoki brzeg”. Ta część miasta oprócz słynnego mostu ma niezliczoną ilość wąskich uliczek i ukrytych placyków. To tu kwitnie życie miasta i intensywny handel co widać i słychać wokół. Wiele historycznych budynków spaliło się podczas wielkiego pożaru w roku 1514. Z pierwotnej zabudowy pozostało niewiele. Dawne czasy przypomina ożywiony ruch na lokalnym targowisku, do którego powoli zmierzamy.

Nazwa dzielnicy San Polo pochodzi od antycznego kościoła San Paolo Apostolo. Jest to najmniejsza i zarazem najstarsza dzielnica Wenecji. Sercem dzielnicy jest właśnie zdobyty przez nas most Rialto i targowisko Mercato di Rialto, gdzie najchętniej zatrzymujemy się przy stoiskach z darami morza. Próba zgadywania nazw tego co leży na straganach zwykle kończy się niepowodzeniem, ale nasza przewodniczka okazuje się znawcą tematu i bez zająknięcia wypowiada nazwy wyłowionych stworów.. Oj, żeby jeszcze to wszystko zapamiętać. Przy kolejnym stoisku przeprowadzamy szybki test z zasłyszanych właśnie nazw. Wyniki poprawne tylko w części, ale co tam.. w głowie mają pozostać głównie obrazy i oby zostały w niej jak najdłużej. Powoli, krok za krokiem przybliżamy się do kolejnego tramwajowego przystanku, aby dotrzeć na nabrzeże największej z dzielnic Castello. Po drodze mijamy Galerie Peggy Guggenheim, która mieści światowej sławy zbiory dzieł sztuki, małe pasażerskie stateczki, liczne gondole..i kolejne pałace możnych tego i tamtego świata. Zwiedzanie galerii zostawiamy na inna okazję jaka może się jeszcze kiedyś przydarzy.

Wysiadamy przy nabrzeżnej promenadzie Riva degli Schiavoni z pięknym widokiem na lagunę z licznymi kościołami, luksusowymi hotelami i pomnikiem Emanuela II, który zjednoczył Włochy. To religijne centrum Wenecji. Z nabrzeża, po drugiej stronie Wielkiego Kanału, widzimy wyróżniającą się bryłę Basilica di Santa Maria della Salute. Bazylika powstała w wyniku kolejnej epidemii dżumy w północnych Włoszech w latach 1629-1631, która zabiła jedną trzecią mieszkańców Wenecji. Aby powstrzymać epidemię, Senat postanowił jako wotum wybudować kościół dedykowany Maryi Dziewicy. Budowa trwała 50 lat. Bazylika jest inna niż pozostałe weneckie świątynie. Jej barokowy projekt zamknięto w strukturze ośmiobocznej, z charakterystyczną kopułą i bogatym zdobieniem na zewnątrz. Wewnątrz można zobaczyć obrazy Tintoretta i Tycjana, ale my tylko słuchamy tej historii i podziwiamy bryłę z nabrzeża kanału.

Przesiadka na kolejny tramwaj i dopływamy do wyspy Maggiore, aby zwiedzić kościół San Giorgio Maggiore, kościół opactwa benedyktyńskiego zbudowany w latach 1597-1610 według projektu Andrea Palladio. We wnętrzu obrazy mistrzów renesansu, m.in. "Ostatnia Wieczerza" i "Zbieranie manny" autorstwa Tintoretto. To w tym kościele odbyły się w 1880 roku konklawe i koronacja papieża Piusa VII. Świątynia wzniesiona w formie bazyliki, a jej trzynawowe wnętrze wieńczy kopuła. W niszach, umieszczono posągi św. Jerzego, św. Szczepana oraz dożów Wenecji. To tu wsiadamy do windy, aby podziwiać Wenecje z góry. Nie widzimy tych 118 wysepek wchodzących w skład archipelagu, ale i tak widok robi wielkie wrażenie i chciałoby się zostać tu dłużej, ale przed nami ostatni punkt programu Bazylika, pałac Dożów, plac Św Marka i.... przerwa na zasłużony relaks. UFF! Temperatura powietrza 37 stopni.


Wręcz ugotowani docieramy do dzielnicy San Marco, duchowego i politycznego centrum miasta, serca Wenecji. Nazwa dzielnicy pochodzi od kościoła San Marco Evangelista, który został wybudowany w roku 832 jako domowa kaplica Dożów. Naszym głównym celem jest Bazylika Św. Marka. Mijamy pałac Dożów. Nie wchodzimy do środka, sił brak, ale słuchamy opowieści o gotyckiej siedzibie władców i rządu Wenecji. Przez blisko 1000 lat pałac był siedzibą dożów, choć znajdowały się tu także pomieszczenia Senatu, Rady Dziesięciu, sądy, miejskie więzienia i izba tortur. Pałac od strony północnej przylega do Bazyliki św. Marka. Historia pałacu, podobnie jak sąsiadującej z nim świątyni, sięga I poł. IX w. Do Bazyliki wije się długa kolejka chętnych do wejścia. My przechodzimy wraz z przewodnikiem bocznym wejściem, bez kolejki, za dodatkową, symboliczną opłatą. Po około czterdziestu minutach kończymy zwiedzanie. Zmęczenie dopada i starszych i młodszych. Pora na zaplanowany dwugodzinny odpoczynek. 

Placem San Marco pełnym wykwintnych kawiarni, ekskluzywnych butików, luksusowych hoteli i turystów, oplecionym labiryntem małych uliczek i kanałów docieramy ponownie do nabrzeża. Ciepły obiad i zimne campari z sokiem pomarańczowym mocno regenerują nasze siły. Około 17-tej obieramy kierunek Mestre. Snujemy się wąskimi uliczkami i licznymi mostkami w kierunku przystanku. W kanałach rozbrzmiewa śpiew gondolierów i dźwięki gitary. Trąci kiczem, ale jeżeli Ci w łodziach rozsyłają promienne uśmiechy to ...chwilo trwaj !

Fasady domów od strony głównych kanałów są najczęściej ładne i odrestaurowane. Od tyłu, od strony lokalnych kanałów jest gorzej. Odpadają tynki, ściany budynków to prawie ruiny. Te mniejsze kanały mają także rzadziej rotowaną wodę i gorszy przepływ co daje nieciekawy zapach.

Miasto staje się powoli skansenem turystycznym. Coraz bardziej ubywa mieszkańców. Młodzi wyjeżdżają w poszukiwaniu pracy i normalnego życia. Starzy mieszkańcy zostają, bo nie chcą już niczego zmieniać. Codziennie zamykane są kolejne sklepy, a miejsce piekarni czy sklepu spożywczego zajmuje kolejny sklep z..... pamiątkami lub restauracja. Starzy Wenecjanie powoli odchodzą. Kolejne mieszkania wykupują bogaci turyści zafascynowani miejscem, ale bywają tu tylko od czasu do czasu. Ceny nieruchomości i koszty życia są coraz wyższe i coraz więcej okiennic zostaje zamkniętych na głucho...

W drodze na przystanek wodnego tramwaju jeszcze rzut oka na Most Westchnień wykonany na początku XVII w. z białego piaskowca, z kamiennymi kratami w oknach, który łączył Pałac Dożów z dawnym więzieniem. Obudowaną konstrukcje przewieszono nad Kanałem Pałacowym. Wewnątrz mostu znajdują się dwa oddzielone od siebie korytarze. Przez most prowadzono skazańców do cel, gdzie mieli odsiadywać swój wyrok. Most swoją sławę zawdzięcza XIX-wiecznym romantycznym pisarzom. Wedle ich wyobrażeń przechodzący tędy skazańcy mieli tęsknie wzdychać do pozostających na wolności ukochanych i do "wolnego świata", który widzieli ostatni raz przed odbyciem kary, niektórzy ostatni raz w życiu..

W Mestre pusto, spokojnie i cicho. Wreszcie ! Po krótkim odpoczynku docieramy do lokalnej knajpki, gdzie wcześniej zarezerwowaliśmy stolik na pożegnalną z Wenecją kolację. Wszyscy zasługujemy na coś szczególnego. Magia kelnera sprawiła, że na stole pojawił się duży wybór polecanych przez niego dań tak dla miłośników morskiej kuchni jak i zwierząt lądowych. Próba nazwania tego co na talerzu przyniosła zaskakująco dobre wyniki. Nauka nie poszła jednak na marne, ale co najważniejsze smak i zapach wciąż siedzą z tyłu głowy.

J. 18,19.07.2014




















  









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.