Przejdź do głównej zawartości

BOSKI RZYM, akt trzeci, ostatni.

Dziś miała być papieska audiencja. Prośba była wysłana przez nas kilka miesięcy wcześniej, ale papież Franciszek nie pierwszy raz zaskakuje swoimi decyzjami. Tylko dlaczego nas? Odwołał wszystkie audiencje tak w lipcu jak sierpniu. No cóż, każdy powinien mieć plan B.

Nasz na dziś jest prosty .....podążymy śladami kardynała, który na terenach winnic założył w XVII w. piękny park Villa Borghese. Na początek szeroką piniową aleją dochodzimy do wzgórza Pincio polecanego punktu widokowego i pierwszego w Rzymie publicznego ogrodu, wybudowanego na polecenie Napoleona Bonaparte. Tuż obok pałacyk Valadiera z XIX w., gdzie obecnie mieści się ekskluzywna restauracja. 

Idąc w kierunku Galerii Borghese mijamy, zatopione w zieleni, liczne popiersia słynnych postaci, nie zawsze nam znanych i kilka ciekawych budynków czy zegar wodny napędzany strumieniem wody o czterech tarczach umiejscowionych na małej wieży stojącej na miniaturowej wysepce. Na terenie parku znajduje się kilkanaście obiektów, ale najbardziej znany to Galeria Borghese. Wejście do galerii wymaga wcześniejszej rezerwacji, której nie zrobiłam, bo dzisiejszy dzień mamy mocno podszyty grupową "reisefieber" więc jak tu skupić uwagę na tych ponadczasowych wartościach? 

Czytam w przewodniku, że gromadzenie dostępnego w Galerii zbioru dzieł sztuki rozpoczął kardynał Scipione Borghese, siostrzeniec papieża Pawła V. On sam był jednym z pierwszych mecenasów Berniniego oraz wielbicielem sztuki Caravaggia, co znalazło odbicie w zawartości kolekcji. Co ważne w 1891 do Villi Borghese powróciła część kolekcji wymuszona przez Napoleona sprzedażą do Luwru i w tym samym roku cała kolekcja została zakupiona przez państwo włoskie. Dzieła, niegdyś prywatnej, kolekcji zostały w ten sposób udostępnione szerokiej publiczności już w 1903 roku.

Docieramy do świątyni Asklepiosa otoczonej czymś na kształt stawu pełnego wodnego ptactwa, ryb i miłośników machania wiosłami. Krótko.. nie powala. Warto dodać, że park został obsadzony 400 piniami, między którymi umieszczono rzeźby Pietra Berniniego oraz fontanny Giovanniego Fontany. 

Druga podgrupa zjeżdża wózkiem w okolice parkowego ZOO i w ten sposób odległość do dworca Termini, z którego odjeżdża nasz pociąg, dość mocno się wydłuża. Warto też dodać, że determinacja zespołu, wiara i ambicja w osiąganiu kolejnych celów jedyna w swoim rodzaju ! Raz wózek goni piechurów raz piechurzy wózek. Nie ważne, że do Via Fiaminia dojechaliśmy po kilku dodatkowych kilometrach. Teraz ma być już tylko z górki. Z pewnością zdążymy na właściwy peron i do właściwego wagonu. Tak przynajmniej wskazują wszelkie okoliczne znaki, nasz optymizm i podręczna mapa. Niestety, pod stopami i kołami wciąż i wciąż okolice Via Fiamini, a Piazza de Popolo, którego widok chcemy jeszcze skonfrontować z tym ze wzgórza Pincio wciąż w sferze marzeń i wyobrażeń. 

Po kolejnych kilometrach docieramy wreszcie do Piazza de Popolo. Plac jak plac i gdyby nie przeczytana w przewodniku historia miejsca, przejechalibyśmy przez sam jego środek z prędkością światła. A tak, refleksja i .... konieczność odesłania czytelnika do Wikipedii, bo my koncentrujemy tym razem uwagę nie na historii, a na poszukiwaniu chłodu i klimatycznej knajpki. Nasze stopy, umysły, żołądki i opony wymagają już mocnej regeneracji. Boczna uliczka, sympatyczna obsługa, krótkie menu i niezakłócone poczucie naszej estetyki przekonują do pozostania tu na złapanie oddechu i uzupełnienie nadwyrężonej energii. W końcu nakarmieni, zrelaksowani podążamy ulicą Via Babuino za rozgrzanym do czerwoności wózkiem i docieramy do znanego nam już Placu Hiszpańskiego. Ostatnie zdjęcia i próba zatrzymania w czasie jak najwięcej detali okolicy. Kolejne białe taxi i obieramy jedyny słuszny o tej porze kierunek,.. DWORZEC TERMINI.

Kończymy naszą przygodę z Rzymem. Wózek wróci na półki wypożyczalni. Nasz apartament otworzy swoje podwoje dla innych. Wspomnienia i wrażenia zabieramy ze sobą, Każdy z nas może z dumą powiedzieć " dał radę" UFF ! Co więcej... mamy TAJNE porozumienie, że za 20 lat w tym samym składzie pojawiamy się na kolejnych rzymskich trasach, bo jeszcze tyle do zobaczenia. Dopuszczamy jedynie myśl o konieczności wynajmu trzech dodatkowych wózków i niezliczonej ilości lasek, gdyby nasza pamięć i układ ruchu zawiodły na całej linii. Zdobędziemy Rzym na nowo ! Czemu nie? I niech mi ktoś powie, że fantazjuje. Ja, skromny skryba, twardo stąpający po ziemi powiem więcej......o dodatkowych opiekunów wózków nie będzie trudno.. przynajmniej taką mam nadzieję 

Rzym, no cóż....... miasto jednoczące skrajności, stojące niegdyś na czele świata pogańskiego, a dziś będące centrum chrześcijaństwa. Miasto, które czerpało garściami z potęgi cesarzy i papieży, miasto, które budowano łupiąc świat, miasto, które nawet w czasach, gdy burzono świat miało swojego Mussoliniego, który uchronił je od zniszczeń.

Rzym. Wieczne Miasto, które przy zmiennych kolejach losu trwa nieprzerwanie od kilku tysięcy lat. Najpierw starożytna potęga stała na czele świata pogańskiego, by stać się wpływowym centrum zachodniego chrześcijaństwa. To miasto mitycznych Siedmiu Wzgórz, które kształtowało kulturę zachodniej Europy, miasto antycznych ruin, renesansowych pałaców i świątyń, barokowych placów i fontann, miasto, którego kościoły kryją rzeźby i obrazy największych mistrzów europejskiego malarstwa. Miasto akweduktów. Miasto muzeum, w którym na obejrzenie każdego eksponatu trzeba by poświęcić całe życie. Starożytne ruiny i nowoczesna metropolia. Zakurzone zaułki i szerokie aleje. Miasto, którego charakter oddają sami mieszkańcy, nieco szorstcy, a przy tym żywiołowi i serdeczni, a także tradycyjna, smakowita kuchnia. Miasto pielgrzymów. Miasto, którego nie można raz w swoim życiu nie zobaczyć. Rzym szepcze Ci do ucha o własnej potędze, o pięknie zaklętym w budynkach i obrazach, o magii miejsc, które każą tu wracać. I ja tu wrócę! I ja to wiem!

"Nie ma spraw obojętnych ani banalnych w tym mieście, jeśli się samemu ze sobą nie przyniosło banału ani obojętności. Każdy ma taki Rzym, na jaki zasługuje" pisał Jan Parandowski w książce "Mój Rzym". Odkryjmy więc Rzym na miarę naszych możliwości, bo on w pełni na to zasługuje.

A Wiedeń, no cóż magiczny inaczej , ale tym razem to tylko punkt pośredni na naszej mapie podróży, do którego właśnie zmierzamy kolejnym pociągiem. Już nie tak komfortowy jak poprzednie, ale kto powiedział, że wszystko musi być na TOP ? Otuleni pościelą przewoźnika próbujemy złapać sen chociaż stukot kół i temperatura w przedziale nie ułatwiają zadania. Przed nami długa noc z kolejowym śniadaniem w tle. Ważne, że zdrowi, szczęśliwi i pełni wspomnień wracamy do naszej codzienności. Dla jednych to ogród pełen warzyw, dla innych ławeczka przed blokiem, a dla jeszcze innych próba zarabiania na kolejne wyprawy, bo taki piękny i ciekawy ten świat..

J.23-25 07.2014



                          

   

























Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.