Przejdź do głównej zawartości

PATAGONIA, epilog.

Miłe te nasze powroty do kraju chociaż wracamy szarą, deszczową, zimą, a wyjeżdżaliśmy barwną, słoneczną jesienią. Pourlopowa codzienność odrobinę trudniejsza, bo bardziej pracowita niż sam tramping, ale kto powiedział, że po powrocie będzie łatwiej? 

W Argentynie dotarliśmy do czterech prowincji ...Buenos Aires, Chubut, Santa Cruz oraz Tierra de Fuego z Ziemią Ognistą i Ushuaia. W Chile przejechaliśmy Magellany, a w Urugwaju podejrzeliśmy Montevideo i Colonia del Sacramento. Czy warto było? Zdecydowanie tak!

Możliwość obserwacji natury, jej barw, kaprysów i siły budziły mój szczególny respekt. Wielkie wrażenie zrobiła na mnie zebrana i pięknie podana wiedza w muzeach Ushuaia o trudnej i dramatycznej przeszłości regionu, o bogactwie natury oraz bohaterstwie i determinacji mieszkańców Ziemi Ognistej. Zwraca także uwagę, podkreślana wielokrotnie w czasie naszej podróży, duma pochodzeniowa społeczności chilijskich Magellanów czy urok wpisanego na listę UNESCO urugwajskiego miasteczka Colonia del Sacramento, czy masteczko El Chalten jakby rodem z " Przystanku Alaska"

Nie zapomnę spontanicznie i namiętnie tańczących tango na skwerkach i ulicach Buenos i tej szczególnej ekspresji ruchów i emocji jakie im towarzyszyły. Trudno pominąć smaki lokalnych kuchni od empanady przez boskie steki, kraby i inne dary morza, których polskie nazwy wciąż pozostają dla nas tajemnicą i to lokalne wino, z którego tak Chilijczycy jak Argentyńczycy są bardzo dumni, a my szczęśliwi, że trafiliśmy na ich wyjątkowe bukiety. 

Czasem słyszeliśmy polski język na trasie, ale znakiem czasu było kierowane pod naszym adresem pytanie "skąd jesteście" ? I nie chodziło o miejscowość, ale kraj zamieszkania. Byli więc Ci z Francji, USA, Izraela, Anglii, Niemiec. A my z całej Polski, z wyjątkiem tej jednej z... Austrii, której znajomość hiszpańskiego ułatwiała nam codzienność i "otwierała" wiele drzwi. 

Czego mieliśmy dość? 

Białego pieczywa, a właściwie bułek zapychaczy i serwowanego na śniadania wszechobecnego dżemu czy dulce de leche, a na pokładach samolotów słodkich batoników i ciasteczek. To mój pierwszy tramping, po którym wracam cięższa niż wyjechałam, mimo nie małego wysiłku i potu jaki z czoła spływał każdego dnia. 

Zainspirowana naszymi licznymi rozmowami o tym co piękne, co smaczne, co niezwykłe w czasie naszego wyjazdu PATAGONIA 2014, stworzyłam własny ranking szczęścia i tego ŁAŁ!

I tak kuchnia, której poświęciłam nie mało uwagi i energii poszukując lokalnych smaczków, inności i dobrej atmosfery miejsca. Chwilami miałam wrażenie, że nie tylko moje myśli krążyły tak często wokół smaków i zapachów.

Atrakcje kulinarne, numer 1. knajpka Paradise w Puerto Piramides za boskie owoce morza. 2. Don Ernesto w Buenos za soczysty, miękki, pachnący stek wołowy i flan. 3. Bistro w El Chalten za prostotę smaków i cudną, rodzinną atmosferę. 4. historyczna hala w Montevideo za gastronomiczny pomysł otwartych grilli oraz rewelacyjną adaptację i klimat miejsca. Zaskoczyła mnie też popularność dyni w tym regionie i kosmiczna słodkość "choja".

Atrakcje turystyczne, numer 1. Uliczne tango mieszkańców Buenos za energię, spontaniczność, namiętność i radość bycia tu i teraz co fascynuje mnie zawsze i wszędzie. 2. Fitz Roy i Perito Moreno za niezwykłość barw i form natury. 3. Colonia del Sacramento za zachowanie przeszłości, troskę o detale, za szczególny urok, spokój i klimat miejsca w miniaturze. 4. Rio de la Plata, za jej "oceaniczną" wielkość i Largo Argentino za niespotykany mlecznozielony kolor wody.

I na koniec próba usprawiedliwienia samej siebie. Znowu nie udało mi się wysyłać na bieżąco moich listów z podróży z powodów mniej lub bardziej prozaicznych...brak sieci WiFi lub zwykłe, codzienne zmęczenie. Sił wystarczyło mi jedynie na robienie codziennych notatek i zdjęć. Dopiero po powrocie, skończyłam opis całej wyprawy i zaczęłam serio myśleć o kolejnej. Dokąd w przyszłym roku? Może Birma, a może Jordania, a może Jedwabny Szlak, a może Podlasie ? A może zupełnie gdzie indziej ? Kto to dzisiaj wie? 

I jeszcze jedno...mam nadzieję, że jeszcze nie raz przyjdzie mi przemierzać świat z takim pilotem linii lotniczych Iberia jak z tym z Buenos do Madrytu. To było najbardziej płynne i miękkie lądowanie jakiego doświadczyłam w ostatnich latach i to godzinę przed wyznaczonym terminem. Oby zawsze tak komfortowo i bezpiecznie i oby więcej wyjazdów z tak pozytywnie zakręconą, spontaniczną i odporną na trudy podróżowania ekipą. OBY !

J.10.12.2014

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.