Przejdź do głównej zawartości

Ziemia ognista...USHUAIA c.d.

Snując się po Ushuaia nie mam wrażenia, że znajdujemy się na końcu świata. Miasteczko owszem malowniczo położone, ale mocno skomercjalizowane. Przy licznie docierających tu turystach ten słynny szyld miasta „Ushuaia fin del mundo” jakoś mi tu nie pasuje. 

Mam wrażenie, że miasto rozrasta się nie kontrolowanie, a kolejnymi inwestycjami rządzi przypadek. Ograbiona z drzew góra nad miastem zapełnia się kolejnymi domami i bardzo kaleczy krajobraz. W różnych miejscach rozpoczęte budowy obiektów, którym wyraźnie brak wspólnego mianownika. Wielki urok mają natomiast stare, drewniane budynki z początku XX w. Często mocno nadgryzione zębem czasu wołają o renowacje. 

Miasto ma jednak swoisty klimat. W porcie kołyszą się żaglówki, tuż obok na mieliźnie spoczywa wrak statku Saint Christopher, przy nabrzeżu Park Pamięci Ofiar walk o Falklandy, wokół ośnieżone szczyty gór i drewniana zabudowa. Do tego na zmianę porywisty wiatr, deszcz i ostre słońce! Jest w tym drobna magia zwłaszcza, gdy stoimy przy szyldzie miasta "Ushuaia fin del Mundo" Dla turystów to dobrą baza wypadowa na bliską Antarktydę, a dla żeglarzy, port w którym mogą się schronić przed huraganowymi wiatrami Przylądka Horn. Położone w argentyńskiej części Ziemi Ognistej Ushuaia to najdalej na południe wysunięte miasto świata. Wystarczy spojrzeć na ustawione przy głównej ulicy drogowskazy ze strzałkami.. Berlin, 14105 km, Buenos Aires, 3040 km, Sydney, 9500 km, Biegun Południowy, 3926 km i całkiem blisko stąd, bo ok. 1000 km do brzegów Antarktydy.

Dziś planujemy zdobyć wiedzę o historii zasiedlania tych ziem, o czasach sprzed ich kolonizacji i trudach życia pierwszych osadników. Już wiemy, że to historia tak smutna jak budująca. W języku plemienia Jaman, Ushuaia znaczy "zatoka zwrócona na wschód". Nazwa zatoki pochodzi od brytyjskiego statku „Beagle”, którym w latach 1831-1836 przybył z ekspedycją Karol Darwin i Fitz Roy. 

Odwiedzamy Muzeum Miasta ze sprzętami, meblami i wyposażeniem tutejszych domostw z okresu blisko 100 letniej historii osadnictwa. Na półkach, ku miłemu zaskoczeniu, hiszpańskojęzyczne książki Sienkiewicza " Quo Vadis" i "W pustyni i puszczy". W Parku Pamięci wiele patriotycznych akcentów na tle galerii zdjęć z okresu walk o Falklandy. Docieramy też do drugiego budynku Muzeum Ziemi Ognistej będącego wcześniej siedzibą lokalnych władz z zachowaniem oryginalnego wyposażenia tzw. Casa de Gobierno. 

Warto było też zobaczyć świetnie zachowany, drewniany dom rodziny Beben z częściowym wyposażeniem i drzewem genealogicznym od protoplasta rodu do czasów współczesnych. Ta bogata rodzina o korzeniach chorwacko-hiszpańskich, wzbogaciła się na sprowadzaniu tu towarów własnymi statkami. Co więcej, oglądany dom także przypłynął statkiem ze Szwecji, gdzie był w całości wykonany. Trafiamy też do Muzeum wysp Malwinów i Falklandów z ciekawą ekspozycją historii tego regionu.

Pamiętamy, że nazwa "Ziemia Ognista" upamiętnia widok, jaki zobaczyli pierwsi Europejczycy, czyli Magellan i jego żeglarze w 1520 roku, kiedy dotarli do południowego krańca Ameryki Południowej. Na brzegach paliły się ogniska i grzejący się w ich cieple Indianie z plemienia Yamana. Mimo ostrego, zimnego klimatu praktycznie nie nosili ubrań. Ich pożywieniem były skorupiaki, ryby i upolowane ssaki morskie, natomiast sposobem na przemieszczanie i mieszkanie... czółna. To byli tzw. "kajakowi Indianie", w odróżnieniu od mieszkających na lądzie, polujących na lamopodobne guanaka, przedstawicieli plemienia Selknam. Oba plemiona też mają poświęcone im muzeum. Niestety, dziś Indian czystej krwi już nie ma. To biali sprowadzili na nich choroby i tryb życia, który powoli wyniszczał tę populacje. 

Warto wspomnieć o lokalnym cmentarzu, nie tak imponującym jak w Puerto Arenas, wręcz biednym i brudnym. Naszą uwagę przykuwa jednak najpiękniejszy i zadbany monument... grobowiec rodziny o polsko brzmiącym nazwisku....Zaorycki.

Dość zmęczeni przysiadamy na kawę w pięknym, również historycznym budynku z rożnością lokalnych smakołyków, czekolad, tortów bezowych, którym trudno nie ulec. Kawiarenka Ovejitas skutecznie zregenerowała nasze siły, bo niektórzy chcą jeszcze kontynuować wycieczkę śladami historii regionu. My robimy już tylko drobne zakupy i stawiamy na bezcelowe włóczęgostwo, a właściwe celowe...spalić kalorie przed zaplanowaną jeszcze kolacją z przysmakami morza. I znowu muszle, kraby, ośmiornice....ostatnia szansa na warte swojej ceny przysmaki.

A czym zaskoczy nas jutro ? Wiem, że wyjeżdżamy i że dom coraz bliżej.

J. 2.12.2014








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.