Przejdź do głównej zawartości

Taneczne BUENOS.

Prosto z Colonia del Sacramento wracamy promem przez Rio de a Plata do Buenos Aires. Wyjątkowo dużo czasu zajmuje nam argentyńsko-urugwajska odprawa biletowo-paszportowa. Dopiero późnym popołudniem wyruszamy na nasze ostatnie spotkanie z miastem tanga i weekendowej zabawy.

W hostelu ostrzegają nas, że w weekendy w centrum miasta, mają miejsce częste próby kradzieży plecaków czy toreb po uprzednim oblaniu turysty śmierdzącym, czarnym płynem. Jeżeli spotka nas taki nieprzyjemny incydent, nie wolno się zatrzymywać czy próbować czyścić cokolwiek. Należy iść tak długo, aż spotkamy pierwszego policjanta i wówczas poprosić o pomoc. Po tych przestrogach plecaki zostawiamy w hostelu i z minimalnym doposażeniem wyruszamy na ostatni taki rekonesans.

Temperatura powietrza, 36 stopni, nie sprzyja spacerom, ale nasz plan na dziś jest prosty. Na początek odwiedzimy muzeum historii Argentyny, a później przemykając w cieniu wąskich uliczek poszukamy lokalnych, ulicznych atrakcji, aż dotrzemy do poznanej już knajpki Don Ernesto na pożegnalną z Buenos Aires kolację.

Muzeum to godny polecenia adres w Buenos z bogatą i chronologicznie uporządkowaną wiedzą o burzliwej i niełatwej historii kraju. Prezentacja archiwalnych filmów kręconych na ulicach Buenos kilkadziesiat lat temu była wręcz fascynująca . Gdyby jeszcze język angielski był na równi w opisach z językiem hiszpańskim byłoby zdecydowanie łatwiej poznać ich narodowe zawirowania i problemy codzienności. .

Na ulicy Defense tłumy gapiów. Duży jej odcinek zamknięto na czas kręcenia filmu Colonia, z Emmą Watson. Planowana premiera, tego thrillera o czasach dyktatury Pinocheta, planowana jest na listopad 2015. 

Po zakończeniu smakowitej kolacji spotykamy barwny, głośny korowód podążający w przeciwnym do naszego kierunku ruchu. Ale co tam, nastrój chwili i kilka wypitych już lampek wina sprawiają, że z wyjątkową łatwością włączamy się w ten radosny, kolorowy, roztańczony, głośny tłum muzyków i tancerzy. Radość tym większa, że taka parada odbywa się w Buenos tylko dwa razy do roku. W drodze powrotnej do hostelu trafiamy też na narodowy festiwal tanga Milonga 2014. Na kilku platformach przy Av. de Mayo prezentacja umiejętności tanecznych w rytmach tanga. Mnóstwo widzów, kamery TV Said i wywiady z pewnie ważnymi tego wieczoru tancerzami.

Nastrój widowni wręcz podniosły, pełen skupienia, błysku w oku i podziwu dla występujących na scenie tancerzy. Zamknięta dla ruchu samochodowego i zastawiona krzesłami jedna z głównych ulic miasta robi duże wrażenie. Nie ważne jak wyglądasz, ile masz lat. Szczęście, radość pełna samoakceptacja tryska wokół z ogromną siłą Na platformach rotacja par, strojów, umiejętności i poziomu namiętności, a siła wibracji i dobrych emocji niezmiennie wysoka. Publiczność w różnym wieku, w strojach wieczorowych i sportowych. Niektórzy wyraźnie oszczędni w kolorystyce, inni barwni jak motyle. Na scenie elegancja i minimalizm strojów. Żadnych limitów wiekowych. Partner to często rocznik 70+ , a partnerka 20+.

Widownia chętnie i z wielkim uniesieniem śpiewa grane właśnie melodie lub śpiewa refren wraz z występującym na scenie piosenkarzem lub tańczy wprost na ulicy. Tu weekendy należą do tanga, do ludzi zafascynowanych tym rytmem, tą ekspresją, to czas dla każdego, kto da się uwieść tym ponadczasowych rytmom. To czas zabawy, relaksu i zwyżkujących nastrojów.

Rozsądek i zmęczenie każą nam w końcu obrać kurs na hostel. W świetnych humorach, pełni wrażeń i lekko zmęczeni skromnym uczestnictwem w tych uliczno-tanecznych zmaganiach lądujemy w dusznym pokoju i wieczorna modlitwa "wytrwać w tym piekle do rana", kiedy czeka nas, ostatnie już na trasie patagońskiej przygody, pakowanie bagażu. 

W nocy kręcono kolejne, brutalne sceny filmu Colonia. Tym razem pod oknami naszego hostelu, co dla wielu oznaczało bezsenną noc. Ulica przy, której mamy hostel jest zamknięta jeszcze w czasie, gdy wyjeżdżamy na lotnisko Ezeiza. Wciąż kręcą kolejne sceny filmu, ale my nie mamy już czasu na podglądanie planu filmowego. O 14.30 czasu lokalnego startujemy w kierunku Europy. Może w przyszłym roku obejrzę gotowy już film w polskich kinach? Chyba jednak nie, bo ten gatunek filmowy nie należy do moich ulubionych.

To nasz ostatni dzień urlopowej beztroski. Buenos żegna nas zachmurzonym niebem i strugami deszczu. Po obiedzie w Buenos, śniadaniu w Madrycie, kolacje zjemy już w Wiedniu, skąd po krótkim odpoczynku obieramy jedyny słuszny kierunek... DOM, aby kiedyś znowu wyruszyć w nieznane. 

J. 6-8.12. 2014






















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.