Przejdź do głównej zawartości

WIŚLICA-PIŃCZÓW, zdążyć przed burzą.

To miał być rowerowy dzień. Niestety, od kilku dni prognozy pogody są dla rowerzystów mało korzystne. Prawdopodobne burze, silny wiatr, a nawet grad nie pozostawiają złudzeń....jeżeli wyprawa to tylko samochodowa. Po porannych zabiegach dla zdrowotności i relaksu oraz pysznym śniadaniu nasze nastroje zwyżkują mimo pochmurnego i chłodnego przedpołudnia.

Tym razem staramy się zdążyć przed burzą i ucieszyć oko, i duszę widokami gotyku w Wiślicy czy renesansu Pińczowa. Trasa dojazdowa wręcz usypia kępami drzew, krzewów, czerwonych maków, pagórków, pojedynczych domostw, łanów zbóż i odcieniami zieleni. Liczba samochodów na trasie bliska zeru i gdyby jeszcze nawierzchnia dróg była mniej wyboista, to byłaby wymarzona strefa komfortu podróży. Mamy jeszcze jeden problem...rozładowana bateria aparatu fotograficznego. No cóż... dziś będzie więcej słów niż obrazów. 

W drodze do Wiślicy zatrzymujemy się w Gorysławicach. Przed nami gotycko-renesansowa bryła kościoła św. Wawrzyńca. Kościół wzniesiony w 1535 roku przez miejscowego proboszcza ks. Józefa Dałowicza. Pierwsze wzmianki, o wówczas drewnianym kościele, pochodzą z roku 1326. I wojna światowa niszczy kamienną już świątynie, ale po jej zakończeniu zostaje odrestaurowana z zachowaniem stylów gotyckiego i renesansowego. Dobrze, że chociaż przez kilka chwil możemy zachwycać się jej majestatem i aurą wokół. Co ciekawe! kościół ten znajduje się na odnowionej trasie małopolskiej drogi św Jakuba z Sandomierza do Tyńca, która odzwierciedla średniowieczną drogę do Santiago de Compostela.

Wiślica, miasto z bardzo bogatą historią. Onegdaj miasto królewskie! Dziś to senna i uboga wieś. Według legendy nazwa osady pochodzi od imienia jej założyciela, księcia Wiślan Wiślimira, który wraz ze swoim otoczeniem miał przyjąć chrzest w 880 roku. Dla części badaczy był to dowód, że w IX wieku istniało silne państwo Wiślan ze stolicą w Wiślicy.

Po zdobyciu przez króla Łokietka korony polskiej, Wiślica stała się jednym z najważniejszych ośrodków królestwa i uzyskała prawa miejskie. Odbywały się tu liczne zjazdy rycerstwa, a w 1347 roku król Kazimierz Wielki zatwierdził tu statuty wiślickie. W latach 60-tych XIV w. wzniósł tu nawet niewielki zamek i otoczył miasto obronnym murem. W XVI wieku miasto było ważnym ośrodkiem rzemieślniczym z 12 cechami, a w 1528 roku za zgodą króla Zygmunta Starego poprowadzono pierwsze wodociągi. To tylko kilka z całego mnóstwa ważnych wydarzeń jakie miały miejsce w Wiślicy. Dziś jedyną uwagę przykuwa kolegiata i gotycki dom kanonika Jana Długosza, który w historii zapisał się jako ojciec polskiej historiografii. 

Stoimy przed bryłą kolegiaty ufundowaną przez Kazimierza Wielkiego. Jej budowę rozpoczęto w 1350 roku, zachowując fragmenty stojącego tu wcześniejszej romańskiego kościoła. Król Kazimierz wzniósł go w ramach pokuty za zabójstwo kanonika Marcina Baryczki. Kościół był w swojej historii wielokrotnie naprawiany i restaurowany. W 1915 świątynia jak i całe miasto, zostały poważnie uszkodzone przez austriacką artylerię. Kościół sprawnie odbudowano w latach dwudziestych XX wieku według projektu Adolfa Szyszko Bohusza i już w 1924 roku przywrócono mu status kolegiaty. Przed kościołem zwraca uwagę potężna dzwonnica wzniesiona z inicjatywy i ze środków Jana Długosza w latach 1460-1470. 

Świątynia Narodzenia NMP posiada na swoim wyposażeniu kilka cennych gotyckich rzeźb, krucyfiks z 1400 r., tablicę erekcyjną z 1450 r. Na sklepieniu kruchty widnieje herb Wieniawa w kształcie głowy żubra, którym pieczętował się Długosz. Na ołtarzu umieszczony jest posąg Madonny Łokietkowej z ok. 1300. Według tradycji przed posągiem modlił się o zjednoczenie kraju ukrywający się w Wiślicy Władysław Łokietek.. Przed posągiem modliła się też królowa Jadwiga z królem Jagiełłą. Aż trudno uwierzyć, że te potężne i dobrze wyglądające obiekty, zostały w 2002 roku wpisane na listę World Monuments Watch jako jeden ze stu zabytków na świecie zagrożonych zniszczeniem. 

W końcu Pińczów i chmury nad naszymi głowami coraz groźniejsze. Rozwój Pińczowa rozpoczął się od kamieniołomu, który istniał już w XII wieku. Bezpieczeństwa górników strzegł niewielki gród obronny zniszczony prawdopodobnie przez Tatarów w 1241. Wiadomo, że w 1424 roku osada stała się własnością rodu Oleśnickich, którzy na Górze Zamkowej wybudowali własną rezydencję, a osadzie ufundowali klasztor Paulinów. W 1428 roku król Władysław Jagiełło na zamku w Lublinie nadał Pińczowowi prawa miejskie. Okoliczni mieszkańcy zajmowali się wówczas głównie rolnictwem, sadownictwem, uprawą winnej latorośli i hodowlą bydła. W I połowie XVI w. dzierżawcą miasta był burgrabia krakowski Jan Tęczyński, ale w 1546 roku Pińczów powrócił w ręce rodu Oleśnickich.

W punkcie informacji turystycznej wskazują nam miejsca, które powinniśmy zobaczyć i zdążyć przed nadciągającą burzą. Szybkim marszem idziemy na górę św. Anny, ale po drodze trudno nie zatrzymać się przed Pałacem Wielopolskich. Na stoku Góry Zamkowej, nieco na północ od Rynku wynurza się piękny, barokowo-klasycystyczny pałac z lat 80-tych XVIII wieku. Zbudowano go u stóp dawnego zamku Oleśnickich, który nie był na tyle wygodny, by sprostać oczekiwaniom Wielopolskich. Według kronikarza Jana Długosza był to najwspanialszy prywatny zamek w Królestwie Polskim.

Dziś pałac Wielopolskich, z klasycystyczną fasadą zdobioną płaskorzeźbami inspirowanymi mitologią oraz herbem margrabiego Franciszka Wielopolskiego, wygląda wyjątkowo dobrze. Oprócz pałacu, w zabytkowym parku widoczny renesansowy pawilon z końca XVI wieku, projektu Santi Gucciego, zwany Basztą Ogrodową.

Z pod ręki tego samego projektanta, na wzgórzu, wybudowano w 1600 roku renesansową kaplice św. Anny. Jej fundatorem był marszałek wielki koronny, Zygmunt Myszkowski. Kaplice zbudowano z miejscowego kamienia tzw. pińczaka, z którego zbudowano też ogromną część zabytkowych budynków miasta. Kamień był też powodem, dla którego pracownię kamieniarską w Pińczowie miał Santi Gucci. Ze wzgórza św. Anny podziwiamy piękny widok na miasto, meandrującą rzekę Nidę, klasztor franciszkanów reformatorów na Mirowie oraz mocno burzowe chmury.

I jeszcze rzut oka na kościół i dawny klasztor Paulinów, którego przeorem, w połowie XVII wieku był ks.Augustyn Kordecki, słynny dowódca obrony klasztoru na Jasnej Górze podczas potopu szwedzkiego. Obecnie w zabudowaniach klasztornych mieści się Muzeum Regionalne. 

Na skwerze przed muzeum naszą uwagę przyciąga pomnik Adolfa Dygasińskiego, polskiego pisarza, publicysty, pedagoga i wiodącego przedstawiciela naturalizmu w literaturze polskiej. Urodził się w pobliskich Niegosławicach, początkowo uczył się w Pińczowie, potem w Wyższej Szkole Realnej w Kielcach. Monument jest dziełem artysty rzeźbiarza Zygmunta Kaczora. Pisarz trzyma na ramieniu klatkę z gołębiami, a obok postać jego psa. Na postumencie napis Adolfowi Dygasińskiemu lud Ponidzia.

W skład zespołu klasztornego Paulinów wchodził także stojący na rogu rynku kościół św. Jana Apostoła i Ewangelisty. Pierwotnie gotycki, w XVII wieku przebudowany w stylu manierystycznym. Przed kościołem barokowa dzwonnica z zachowanymi gotyckimi dzwonami.

W kroplach deszczu docieramy do najstarszej w regionie nekropolii, bo jak nam powiedziano w informacji turystycznej, warto. Cmentarz założono w końcu XVIII wieku na stoku wzgórza przy ulicy Grodziskowej. Najstarsze zachowane nagrobki pochodzą z początku XIX wieku, a lapidarium rzeźby nagrobkowej, które powinnismy zobaczyć, znajduje się w jej najstarszej części. Uwagę zwraca skromny nagrobek z francuskim napisem, gdzie w 1818 roku pochowano dwuletnią dziewczynkę, hrabiankę Wandę Morand, córkę generała napoleońskiego.

Każdy z nagrobków wykonano z wielkim kunsztem i pietyzmem, ale wszystkie mocno dziś zniszczone i jakby zapomniane. Do nekropolii przylega cmentarz wojenny blisko tysiąca żołnierzy z okresu I wojny światowej, ale deszcz zmusza nas do powrotu, a właściwie nie deszcz, a ulewa i burza z piorunami, która swoje apogeum ma w czasie naszego powrotu do Buska Zdroju. No cóż, prognozy pogody czasem się sprawdzają i dobrze, że tylko czasem. 

J.16.06.2017r


                                





       









     














Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.