Przejdź do głównej zawartości

ZALIPIE, chaty jak kwiaty.

W czasie naszego pobytu w Busku Zdroju staramy się zrobić nie tylko coś dla ciała, ale też dla ducha. Bliższe poznanie Buska pozostawiamy na kolejny dzień, a dziś odwiedzamy Zalipie, które od Buska Zdroju dzieli raptem 30 km. Odległość wydawała się idealna na rowerowy wypad. Niestety, nad głowami mocne słońce na przemian z deszczowymi chmurami. Rowery pozostawiamy więc w hotelu i do Zalipia wyruszamy samochodem.

Zalipie to wyjątkowe miejsce na turystycznej mapie Polski. Wieś położona kilka kilometrów od rzeki Wisły, na granicy województwa świętokrzyskiego i małopolskiego, jest rodzinną wsią Zofii Curyłowej, malarki kochającej wzory ludowe. To ona właśnie, z końcem XIX wieku, zapoczątkowała tradycję malowania wiejskich chałup i sprawiła, że Zalipie jest dziś unikatowym miejscem na szlaku tutejszej architektury drewnianej. 

Po krótkiej i obowiązkowej przeprawie promowej przez Wisłę, dojeżdżamy do Domu Malarek w Zalipiu. W środku spotykamy bardzo miłą pasjonatkę miejscowej tradycji i grupę Pań, które malują dzwonki, garnki i wiją kwiaty z bibuły. Wszystkie zgodnie twierdzą, że do uprawiania tego rodzaju sztuki nie jest potrzebny talent, a cierpliwość, precyzja i doświadczenie zdobywane miesiącami i latami. Umiejętności dekorowania wnętrz i podwórek przekazywana jest tu z pokolenia na pokolenie i nabywana dodatkowo na warsztatach czy zajęciach szkolnych. 

Dom Malarek zachwyca nas bogactwem kolorów i dekoracji. Bukiety kwiatowe zdobią ściany, skrzynie, ławki, siedziska, gliniane kuchnie czy sufity. Półki i gabloty wypełniają malowane przedmioty użytkowe i dekoracyjne. W jednej z sal tuż pod sufitem wisi piękne rękodzieło, wielki żyrandol, pod którym organizowane są spotkania ze smakami lokalnej kuchni. Po krótkiej wizycie i wpisie do Księgi Pamiątkowej, wyposażeni w informacje jak dotrzeć do malowanych gospodarstw, ruszamy na objazd tej wyjątkowej wsi. 

Zalipie nazywane jest wsią malarek, a jej hasło reklamowe brzmi Chaty jak kwiaty. Gospodarstwa zachwycają bogactwem kolorów, pomysłowością dekoracji, a malarki umiejętnościami. Barwne motywy kwiatowe zdobią domy prywatne, studnie, płoty, ściany, stodoły i inne obiekty małej architektury. Malarki Zalipia ozdobiły także tutejszą Remizę strażacką, Dom parafialny i Dom kultury. Promowaniu tutejszej sztuki służy pomalowany kościół parafialny. Świątynia, z szarego i smutnego obiektu, stała się miejscem nie tylko modlitwy, ale także zachwytu nad przepięknie skomponowanymi motywami i harmonijnym wnętrzem. Oprócz malatury kościoła warto zobaczyć szaty liturgiczne wyhaftowane w motywy regionalne.

Lokalne zdobnictwo, które przetrwało do dziś, zaczęło się zwyczajnie. Tutejsze kobiety miały niełatwe zadanie, aby utrzymać czystość w chałupach z okopconymi ścianami, czy w izbach, w których obok ludzi przebywały zwierzęta. Początkowo młode dziewczęta, na pobielonych wapnem ścianach, przy pomocy pędzla zrobionego z prosa lub żyta, robiły nieregularne packi z sadzy rozrobionej w mleku. Ale już w pierwszej dekadzie XX wieku, dziewczęta z Zalipia zaczęły stosować w malowaniu nie tylko packi, ale też kwiatowe wzory i zawijasy. Używały kolorowych, sproszkowanych farb rozpuszczanych w mleku. Farby i sposób malowania podpatrzyły u malarza w kościele parafialnym w pobliskim Gręboszowie.

Malowane ściany domów przypominały kolorową łąkę, a prekursorka malowania Zofia Curyło szybko znalazła liczną rzeszę naśladowczyń, które chciały upiększać swe ubogie chaty i zaczęły dekorować wnętrza kwiatami wykonanymi z bibułki, wycinankami i pająkami ze słomy wiszącymi w oknach czy na sufitach oraz malowanymi na ścianach. Wywiązała się swoista rywalizacja między gospodyniami i coraz więcej budynków w Zalipiu zachwycało barwnymi dekoracjami kwiatowymi. Malowano nawet ziemianki, w których przechowywano zapasy na zimę. 

Prace tutejszych artystek można oglądać nie tylko w Domu Malarek czy zaglądając na podwórka tutejszych gospodarstw, ale także w zagrodzie Felicji Curyłowej, która jest dziś filią Muzeum Okręgowego w Tarnowie. Można tu cieszyć oczy i duszę tymi kwiatami wyobraźni, które tak fantazyjnie zdobią ściany domów, sprzęty, stoły, odzież, obory, studnie, płoty a nawet psie budy. Felicja Curyłowa przez wiele lat była niekwestionowanym liderem malarek. W jej zagrodzie można poczuć atmosferę lat, kiedy to rodzina mieszkała w dwóch izbach i mimo ciasnoty mogła czerpać wiele radości z przebywania w bajecznie kolorowym wnętrzu.

Wszystkie wzory kwiatowe zależą od pomysłu i umiejętności manualnych twórcy, były i są malowane odręcznie bez użycia szablonów. Każdy namalowany bukiet to wizytówka autora kwiatowego obrazu. Współczesne domy mają dużo więcej pomieszczeń, ale zwykle tylko jeden pokój zdobiony jest na ludowo przy użyciu najnowszych, trwałych farb. Każdy twórca ludowy nadal ma swój niepowtarzalny charakter, a jego prace wyróżniają się spośród innych kompozycją bukietów, wyglądem kwiatów oraz kolorystyką.

Z inicjatywy Felicji Curyłowej rozpoczęto budowę Domu Malarek, miejsca spotkań ludowych twórców, wymiany wiedzy i doświadczeń artystów z całego Powiśla Dąbrowskiego i różnorodnej działalności kulturalnej. Malarki ozdabiają tu także duże ilości przedmiotów na potrzeby turystyki. Pomimo swej oryginalności nie cała wieś tonie w fantazyjnych kwiatach. W Zalipiu jest dziś około 20 malowanych domów, od których bije moc dobrej energii bez względu na porę roku czy pogodę. Malowane zagrody rozsiane są po rozległej obszarowo wiosce i podczas przemierzania dróg i dróżek nie sposób ich nie zauważyć w otoczeniu naturalnej zieleni, wierzb, kwiatowych rabat i różnych, czasem mocno kiczowatych ogrodowych ozdób. Trzeba jednak przyznać, że ta wielowymiarowa twórczość ludowa robi wielkie wrażenie. 

J.12.06.2017 r


































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.