Przejdź do głównej zawartości

Wzdłuż MASKALISU.

To nasz kolejny dzień w Busku Zdroju. Po dwudniowej wyprawie rowerowej w okolicach miasteczka, postanawiamy przejść, polecanym przez informatory turystyczne, szlakiem drewnianego budownictwa sakralnego.  Opisana trasa zachęca do odstawienia rowerów, ubrania wygodnych butów i w drogę wzdłuż rzeczki Maskalis.

Z hotelu ruszamy w kierunku zabytkowego kościółka Św. Leonarda. W XVII wieku, na zachodnim skraju starego Buska, obok drogi wiodącej do Pińczowa, wzniesiono drewniany kościół, który mimo wielu kataklizmów pozostał nienaruszony. Kościół św. Leonarda jest najstarszym buskim zabytkiem, który zachował pierwotny kształt. Stoi on prawdopodobnie w miejscu dwunastowiecznego kościoła mającego tego samego patrona. Obecny kościół zbudowano w 1699 roku. Już z daleka dostrzegamy piękną, modrzewiową bryłę kościoła otoczoną potężnymi kasztanami. Wokół kościoła stary cmentarz grzebalny otoczony kamiennym murem. Na cmentarzu kilka nagrobków, a my próbujemy odczytać zniszczone czasem napisy. Wśród nich wyjątkowym kunsztem wyróżnia się pomnik nagrobny z kartuszem herbowym, zmarłego w 1829 roku, Pawła Sołtyka, dziedzica Siesławic, po którego dawnych włościach przebiegać będzie trasa naszej wędrówki. Uwagę przyciąga także stela grobowa rodziny Rzewuskich, z której wywodził się założyciel buskiego kurortu Feliks. 

Cmentarz zamknięto w II połowie XIX wieku, ale Kościół św. Leonarda długo pełnił funkcję kościoła parafialnego, a jego najbliższe otoczenie, w latach świetności Buska, nosiło nazwę Krakowskiego Przedmieścia. Po utracie rangi kościoła farnego na rzecz przyklasztornego kościoła Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny, świątynia opustoszała i powoli niszczała. W latach sześćdziesiątych XX wieku przeprowadzono kapitalny remont z przeznaczeniem na kaplicę przedpogrzebową, której opiekunkami były mieszkające w pobliżu siostry albertynki. Swoją funkcję sprawowały do 1987 roku, czyli do wybudowania kaplicy na nowym cmentarzu. Każdego 6 listopada w dniu patrona kościoła, odbywają się w nim msze odpustowe, a raz w miesiącu zabytkowe wnętrza udostępnione są turystom.

Po zamknięciu furty cmentarza, idziemy wąską ulicą Siesławską. Mijamy potok Maskalis, który w tym miejscu płynie pod ziemią. Dalej już tylko szutrowa droga w stronę Siesławic, gdzie wita nas kamienny krzyż z 1882 roku. Wieś wydaje się mało atrakcyjna i przemierzamy ja szybkim marszem. Mamy jednak coraz więcej wątpliwości czy aby na pewno idziemy w kierunku Chotelka, gdzie na gipsowym wzgórzu czeka na nas Kościółek Św. Stanisława. 

Niestety, nasza mapa okazała się mało precyzyjna. Próbujemy dopytać o właściwy kierunek, ale ulice i dróżki puste. Wokół żywej duszy, a na kolejnym skrzyżowaniu dróg wita nas.... figura Św. Floriana. Widok miły, ale nie pogadasz! Cel naszej wyprawy wciąż gdzieś tam. Mijamy kolejny staw, maleńki, płynący przez wieś potoczek, dochodzimy do drogi Busko-Skorocice i..znowu szukamy kierunku na Chotelek. Żadnych drogowskazów czy chociażby tablicy z nazwą miejscowości.

Po przejściu kolejnego odcinka, uruchamiamy intuicje i po raz kolejny staramy się czytać dostępny nam opis trasy z większym zrozumieniem. Przed nami teren tutejszych osobliwości geologiczno-florystycznych Karabosy. Ponoć możemy tu obserwować unikalne w skali kraju zjawiska krasu gipsowego i bogatą roślinność. Piszę ponoć, bo my marzymy już tylko o Chotelku i odrobinie cienia. Słońce praży, pragnienie i zmęczenie doskwiera nam dość mocno. Wciąż żadnego człowieka wokół. Busko Zdrój i hotel gdzieś hen, a Kościół Św. Stanisława nie wiadomo, w którym kierunku.

Po kolejnym kilometrze w końcu jest! Na gipsowym wzgórzu, wśród drzew wynurza się ażurowa wieża i dwuspadowy dach poszukiwanego kościółka. Piękny, magiczny, wybudowany w 1624 roku, otoczony drzewami, które dają nam krótką ochłodę i odpoczynek po długiej wędrówce. Budowla jest w wyjątkowo dobrym stanie technicznym dzięki wielokrotnym remontom jakie wykonywano tu od jego powstania. Przy kruchcie widoczna pozostałość cmentarza czyli płyta nagrobna Anny z Gostyńskich Gniewoszowej z 1630 roku. Niestety, tabliczki z nazwą miejscowości Chotelek próżno szukać także tutaj!

Czas na powrót do Buska. Przed nami jeszcze kilka kilometrów drogi. Wracamy wzdłuż rzeczki Maskalis, częściowo polnymi drogami, do kolejnego kościółka, neogotyckiej kaplicy zdrojowej Św. Anny wybudowanej ze składek kuracjuszy w 1888 roku w Parku Zdrojowym. Władze rosyjskie nie wyrażały zgody na budowę katolickiej świątyni. Determinacja ludzi sprawiła jednak, że podczas trzy tygodniowej nieobecności dygnitarza rosyjskiego w Busku, wybudowano kaplicę. Po powrocie uznał kaplicę jako fakt dokonany. Do dziś ta ówczesna mobilizacja ludzi uchodzi za wzór organizacji pracy, uporu i głębokiej wiary.

Maskalis to lewy dopływ Nidy o długości 24 km. Pośród łąk wiją się ciemne wstęgi, czasem wypełnione wodą, czasem porośnięte drzewami, a niekiedy widoczne jedynie jako zagłębienia terenu. Źródłem wody są cieki Buska Zdroju, która w dolnym odcinku zasila liczne tu stawy ryb.

UFF! Wreszcie zasłużony odpoczynek i wymarzone zimne napoje w dłoniach. Za nami trzy piękne kościółki z historią w tle. Trasa warta trudu, ale polecanie jej w ramach spaceru nie jest dobrym pomysłem. Przeszliśmy ponad 12 km, a wystarczyło wsiąść na rower....łatwiej, szybciej i zmęczenie mniejsze.


J.15.06.2017r

























Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.