Przejdź do głównej zawartości

Z niemowlakiem po WIEDNIU, cz.4

Kolejne dni z niemowlakiem mało różnią się od poprzednich. Jedyne co ma wpływ na plan dnia to potrzeba snu czy aktywności ruchowej naszego maluszka i do niej staramy się dopasować termin i długość spacerów. Okolica ułatwia życie rodziców, bo ledwo zamkną drzwi domu, a już można prowadzić wózek wśród zanurzonych w zieleni uliczkach, zapachu lip, krzewów róż czy parkowych alejek.

Znowu podejmujemy kolejną i tym razem udaną próbę dotarcia do Pötzleinsdorf. Przed wejściem do parku korzystamy z głębokiego snu niemowlaka i przysiadamy na drobny lunch w znanej nam już i lubianej przez inne rodziny z dziećmi knajpce Petit Dej. 

Początki parku sięgają XIII wieku. Teren miał kilku właścicieli, ale największy wpływ na jego kształt miał Johann Heinrich Geymüller, założyciel wpływowego wiedeńskiego domu bankowego. Jego ambicje i fantazje sprawiły, że po zakupie terenu w 1797 roku, odnowił miejscowy zamek i uczynił go wraz z parkiem pożądanym miejscem spotkań wiedeńskich elit. W 1801 roku, z inicjatywy właściciela, Konrad Rosenthal, przebudował także park na styl angielski. Na rozległym terenie założył stawy, posadził ogrom nowych drzew i egzotycznych roślin co wzbudzało powszechny wówczas podziw dla tej inicjatywy.

Niestety, w 1841 roku bankowiec H. Geymüller zbankrutował. Zamek wraz z parkiem wystawiono na aukcję. Obiekt przeszedł przez szereg rąk. Park popadał w ruinę, a stan zamku ulegał pogorszeniu. Ostatnim prywatnym właścicielem był przemysłowiec Max Schmidt, który kupił nieruchomość w 1920 roku. Ostatecznie Schmidt przekazał całość testamentem na rzecz Miasta Wiedeń, a ono uczyniło go publicznym.

W czasie II wojny światowej obszar zniszczyły bomby, ale miasto naprawiło powstałe straty i w 1949 roku ponownie otwarto dla odwiedzających. Na głównej drodze do zamku stoją cztery posągi przeniesione tu w 1881 roku ze spalonego Ringtheater czyli śpiewający kwartet Sopran, Alt, Tenor, Bass, a na wzgórzu mała świątynia w greckim stylu.

W listopadzie 2013 roku, zbudowano nową, powiększoną i zmodernizowaną zagrodę dla owiec i kóz. Zwierzęta zyskały dwa tysiące metrów zielonej przestrzeni, a odwiedzający frajdę z ich obserwowania. Wokół piękne ścieżki, wypielęgnowane trawniki, duży plac zabaw dla dzieci, naturalny, miejscami dziki las oraz rozległe łąki zapewniają możliwość całodziennego wypoczynku. 

W ciągu tych kilku dni, nasz czas z niemowlakiem dzielimy na spacery tak parkowymi alejkami jak i okolicznymi uliczkami, które wciąż budzą mój zachwyt, bo miasto dba o ich ponadczasowy wygląd. Zielone ogródki, podwórka, mocno zacienione zaułki i pięknie odrestaurowane kamienice, wille, które wraz z otoczeniem przenoszą w minioną epokę. Cieszy też fakt, że bez trudu można przysiąść w licznych, przyjaznych kafejkach czy restauracjach i złapać oddech przy małym co nieco, gdy tylko niemowlak pozwoli.

Niestety, mój pobyt w Wiedniu dobiega końca. To był piękny czas. Jeszcze tylko najlepsze lody w Wiedniu przy Waeringerstrasse i czas pakować walizkę. A nasz niemowlak? No cóż ma swoje stałe menu i upodobania mało zależne od miejsca, gdzie go dowieziemy. Przed Hanią wciąż mnóstwo miejsc, gdzie jeszcze nie dotarła i miejsc, które za rok będzie miała okazję przemierzać na własnych nóżkach tym bardziej, że już dziś dużo w niej ciekawości świata.

J.2-5.06.2017







































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.