Przejdź do głównej zawartości

iQLANDIA. LIBEREC.

Już od pierwszych dni pobytu w Świeradowie wiedzieliśmy, że czeka nas wizyta w czeskim centrum Kopernika czyli IQlandii w Libercu. Termin wyjazdu uzależnialiśmy od pogody i dnia tygodnia, bo dobrze byłoby tam trafić, gdy temperatura powietrza nie zachęca do innej aktywności, a szansa na mniejszą ilość odwiedzających większa.

Od pierwszych minut po otwarciu trafiamy do nowoczesnego centrum nauki, w którym także dorośli bawią się nauką. Chwilami miałam wrażenie, że jest ich nawet więcej niż dzieci. Na kilku piętrach wielość ekspozycji od TOP Secret, poświęconej treningowi szpiegów po Planetarium przez tajemnice ludzkiego ciała, techniki, gry logiczne, fenomen wody czy złudzenia optyczne. 

Po kilku godzinach interaktywnej zabawy opuszczamy miejsce, w którym czas płynie szybko, bawi i uczy.... czasem także pokory, kiedy obnaża naszą niekompetencję, kiedy człowiek tak bardzo pewny własnej wiedzy czy umiejętności, a tu ups!  Przed wyjściem obowiązkowe zakupy kostek Icube logics przez naszych zafascynowanych nimi skarbów. 

Wciąż chodzą za nami czeskie knedliki czy inne, lokalne smaki kuchni. Miła Czeszka poleca nam restaurację, gdzie gotują ponoć smakowicie i tradycyjnie. Prosto z iQpark obieramy polecany kierunek..ale przed konsumpcją chcemy zobaczyć jeszcze kawałek Liberca. Miasto, dla wielu najpiękniejsze w Czechach i wielu przydomków jak miasto sportu, kultury, miasto rododendronów, architektury czy miasto uniwersyteckie.

Objeżdżamy miasto w iście cesarsko-królewskim stylu i duchu. Tymczasem początki jego istnienia należały do bardzo skromnych. Liberec w XIV wieku był niewielką osadą, która wraz z upływem lat, rosła w siłę, rozbudowywała się przez nadanie herbu w XVI wieku po dziś dzień. Jego prawdziwy rozwój nastąpił w XIX wieku, kiedy to Liberec liczył około. 19 tys. mieszkańców i był drugim co do wielkości miastem Czech. Miasto rozwijało się nieprzerwanie aż do wybuchu I wojny światowej. Na terenie Liberca działało wówczas kilkadziesiąt zakładów tekstylnych, i maszynowych. Ciekawostką jest fakt, że tu właśnie miał swój warsztat, pochodzący z Liberca, Ferdynand Porsche.

Wokół nas wspaniałe neorenesansowe i neobarokowe budynki, które robią naprawdę duże wrażenie. Miasto wygląda, jakby zatrzymało się w tamtych, złotych dla niego czasach ze wspaniałym mieszczańskim duchem unoszącym się gdzieś ponad nim. Jeszcze chwila przed ratuszem, gdzie mieści się siedziba Urzędu Miasta. Bogato zdobiony na fasadach oraz wewnątrz doskonale pokazuje, jakie ambicje miała ówczesna elita Liberca. Zaprojektowany przez wiedeńskiego architekta Franza Neumanna, mocno przypomina wiedeński.

I jeszcze to piękne usytuowanie między górami Łużyckimi, a Izerskimi, w naturalnej kotlinie i na styku trzech krajów Czech, Niemiec i Polski. Może ta lokalizacja w miejscu trzech światów sprawiła, że powstało miasto wyjątkowej urody. Góry, pagórki, wzniesienia, a pośród nich uroczy, neorenesansowy świat. Istny miód i malina.

Liberec zachwycił mnie willami. Kiedy wydawało mi się, że zobaczyłam najpiękniejszą, za kolejnym rogiem pojawiała się jeszcze piękniejsza perła architektury. Ogrody, kwiaty, wieżyczki, drewniane przybudówki, misterne detale i imponujące wille. Objeżdżamy ulice Masarykowa i jej okolice, która zachwyca co każde kilkadziesiąt metrów. Co ciekawe, zaledwie nieliczne popadają w ruinę, większość jest pięknie pomalowana, odnowiona i zachwycająca.

Po strawie dla duszy pora na tę dla ciała. Bardzo głodni trafiamy do polecanej nam restauracji Potrefena Husa. Smacznie i niezbyt tanio, ale warto było zaufać kelnerowi i tutejszej kuchni.

Na koniec dnia, już syci, zrelaksowani i pełni wrażeń obieramy jeszcze jeden kierunek...sklep Tiger. Do dziś nie mogę zrozumieć fenomenu i zachwytu naszej gromadki i szczęścia w ich oczach, że własnie przekraczamy progi czegoś wyjątkowego. Dawno nie widziałam sklepu z taką ilością bezużytecznych i absurdalnych rzeczy. Po godzinie oglądania tej zbieraniny rzeczy dziwnie dziwnych wychodzimy z gumkami do ścierania w kształcie m.in burgera czy gazowanego napoju i w innych dziwnie dziwnych kształtach. Nawet radość dzieciaków z wyboru tych cudacznych zakupów była dla mnie wyjątkowo zaskakująca. No cóż, znak czasów, a może ..?  Oj, przecież nie wszystko muszę rozumieć!

Okolice Świeradowa witają nas pięknym zachodem słońca, a samo miasto spokojnym, ciepłym wieczorem. Nic tylko siadać do kierek w ogrodowej altanie i kończyć  coroczny, rodzinny turniej, bo jutro wracamy już do DOMU. I kto by pomyślał, że tym razem pierwsze miejsce na podium zajmie Maja. Zaskoczenie? Tak, miłe, bo to raptem dwa wakacyjne wyjazdy i taki postęp. Może za rok zmiana lidera kierek, a może nie ? 

J.30.08.2017








































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.