Przejdź do głównej zawartości

WAKACJE z niemowlakiem.

Zaraz po narodzinach Hani w Wiedniu zaplanowaliśmy jej pierwsze wakacje w Polsce. Czas przyzwyczajać ją do myśli, że swoje życie będzie dzieliła między światem mamy i taty, i swobodnie poruszała się w obu z nich, jak na polsko-austriackiego obywatela przystało.

Wielką zagadką było zachowanie Hani w czasie, jej pierwszego po urodzeniu, tak długiego przejazdu. Jak zniesie podróż nasz trzymiesięczny niemowlak ? Jak często będziemy musieli robić postoje ? Czy pogoda będzie łaskawa? Czy uda się dojechać do domu bez korków, czy innych drogowych niespodzianek ? Czy zapowiadane bardzo gwałtowne burze w całej Polsce ominą naszą trasę ? Kiedy będziemy na miejscu?

Do przejechania mamy raptem 620 km, które zwykle pokonujemy w osiem godzin z kawową przerwą. Ta podróż będzie jednak inna niż dotychczasowe, a jej rytm i czas mocno uzależnia kondycja i nastrój dziecka.

Wyjeżdżamy o 9 rano. Maluch smacznie śpi w samochodowym foteliku. Jesteśmy przekonani, że po tradycyjnie krótkiej drzemce czeka nas pierwszy postój lub inna atrakcja. Tymczasem Hania, ku naszemu zaskoczeniu, smacznie śpi, aż do polskiej granicy. Pierwszą, ponad godzinną przerwę robimy na polskim Orlenie, gdzie miły Pan, na nasza prośbę, wyłącza miejscowo klimatyzację. Uśmiech i dobre samopoczucie Hani daje nadzieję, że kolejny etap też powinien być łaskawy tak dla niej jak i współtowarzyszy podróży.

Na zewnątrz doskwiera kosmiczna temperatura powietrza. 36 stopni, zero wiatru, wzmożony wakacyjny ruch samochodowy i liczne pielgrzymki podążające do Częstochowy głównymi drogami. Łatwo nie jest, ale cel wyprawy coraz bliżej. 

Kolejny postój robimy w ciekawszym otoczeniu niż ten pierwszy. Cień drzew, knedle ze śliwkami na talerzach, chłód jaki dają ogrodowe zraszacze przydrożnego zajazdu Hubertus w Jaronowicach oraz dobry nastrój Hani, sprawiają, że kolejną przerwę wydłużamy do blisko dwóch godzin. I wreszcie dom, i głęboki oddech, że było bezproblemowo, że maluch dał radę i radość, że będzie z nami ponad dwa tygodnie.

Każdy dzień w Polsce to krótsze i dłuższe wyprawy piesze i samochodowe z naszym maluchem. Jej spotkania i zabawy z rodzeństwem, rodziną czy rówieśnikami, zakupy z mamą, wspólne wizyty w salonach piękności, spanie, jedzenie, śmiech, a czasem smutna minka. Hania, z ogromną ciekawością przygląda się wszystkiemu co wokół. W dużym skupieniu chłonie świat i wciąż zachwyca się biedronką, pszczółką...bohaterkami ulubionych książeczek czy ruchem i barwą liści drzew.. brzozy, wierzby czy ogrodowych roślin.

Co z tego zapamięta? Pewnie nic. Ważne, że swojej mamie pozwala cieszyć się przespanymi nocami, krótkimi chwilami tyko dla siebie czy urokami rodzinnych miejsc i wciąż zaskakuje nowymi umiejętnościami. Cudnie, że Hania każdego dnia ofiaruje domownikom wisienkę na torcie czyli szeroki uśmiech, słodkie minki, głośny śmiech, krótsze lub dłuższe pogaduchy w znanym sobie języku i ....nie pozwala na nudę.

J.11.08-25.08. 2017























Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.