Przejdź do głównej zawartości

STÓG Izerski.

Dziś przed nami jeden cel, wejść na Stóg Izerski i przez kilka godzin delektować się górskim powietrzem i pięknem tutejszej natury. Nazwa ta formalnie dotyczy osady zlokalizowanej w miejscu istniejącego schroniska na wysokości 1105 m n.p.m. położonego w pobliżu polsko-czeskiej granicy. 

Na Stóg możemy wejść z kilku kierunków znakowanymi szlakami turystycznymi, leśnymi drogami lub kolejką gondolową. My planujemy podreptać ścieżką edukacyjną Nasze Izery. Niestety, nie łatwo znaleźć początek ścieżki w centrum Świeradowa. W obszarze miasta jest praktycznie nieoznakowana. Dostępna nam mapa wyznacza kierunek, ale i tak kilka razy korzystaliśmy z podpowiedzi przechodniów i zmienialiśmy trasę podejścia.

Gdy w końcu udało nam się obrać właściwy kierunek, minąć ostatnie zabudowania i wejść w strefę czystej natury, zapachu łąk i przyjemnego chłodu drzew, okazało się, że obok mamy mało chcianych towarzyszy jak żmije i osy. Z obawy o jednego alergika i pełnego obaw juniora, nie pozostało nam nic innego jak zawrócić z obranej drogi. Po ponad godzinnej wspinaczce wracamy do Świeradowa, aby skorzystać z usług kolei gondolowej.

Tym razem wystarczyło osiem minut, aby wciągać w płuca wyjątkowo chłodne i nasycone świeżością powietrze Gór Izerskich. Po wyjściu z kolejki, decydujemy się przejść, miejscami dość wąskim i kamienistym, łącznikiem do Polany Izerskiej. Szlak praktycznie nieoznakowany, ale mocno wydeptany przez piechurów. Jedynie tablica na Stogu informuje, że wkraczamy na Obszar Natura 2000 Torfowiska Gór Izerskich. Słońce nieśmiało wygląda zza chmur. Pogoda idealna na górskie wędrówki. Wokół nas już tylko jagodowiska, grzyby, sosny, piękne widoki i niezbyt strome podejścia. Od wysokości 1066 m n.p.m. idziemy jakby szybciej i łatwiej, bo w dół i po ponad dwóch godzinach stajemy na skrzyżowaniu ze szlakiem czerwonym przy Polanie Izerskiej. Przed nami, w oddali, chata leśników, a właściwie stodoła leśnictwa i zwykła wiata przeciwdeszczowa. 

Na Polanie Izerskiej na wysokości 965 m n.p.m była kiedyś osada drwali i gospoda dla turystów. Według źródeł, po 1945 r. osada wyludniała się stopniowo, aż do zaniku. Ludność osady była bowiem wysiedlana decyzją ówczesnych władz, a przez jakiś czas osadą przemytników prężnie działających na polsko-czeskim pograniczu. Ostatnimi stałymi mieszkańcami byli leśnicy, którzy w latach 80-tych usuwali skutki klęski ekologicznej w izerskich lasach.

Przed nami jeszcze kilka godzin górskiej wędrówki, ale tym razem oznakowanym, dość szerokim szutrowym traktem. Jedynie junior mocno zmartwiony, czy aby na pewno zdążymy przed zamknięciem gondolowej kolejki. Nasze zapewnienia na niewiele się zdają, bo pytanie wraca jak mantra. I wreszcie ostatni odcinek. Na pierwszym skrzyżowaniu trzech szlaków odbijamy ostro w prawo. Tym razem w górę po, wyszlifowanych ludzkimi butami, kamieniach. Sił coraz mniej, a schronisko i kolejka wciąż poza zasięgiem wzroku. 

Wreszcie jesteśmy. Przed nami schronisko i kultowe naleśniki na poprawienie nastroju i szybką regenerację sił. Mamy 40 minut do odjazdu ostatniego wagonika kolejki. Zapobiegliwy junior gotowy już wejść do wagoniku, aby tylko nie schodzić pieszo szlakiem do Świeradowa. Siłą perswazji grupy przekonujemy najmłodszego uczestnika wyprawy, aby chociaż na chwilę zawitać do schroniska. Udało się ! Na stole lądują sławne naleśniki i pierogi z jagodami. Bez zbytniego pośpiechu uzupełniamy energię i sycimy wzrok widokami na Świeradów, Pogórze Izerskie i Dolinę Kwisy.

Schronisko na Stogu Izerskim to miejsce mocno osadzone w klimacie PRL, gdzie czas jakby się zatrzymał. Obok nowoczesna stacja gondolowa, dawne polsko-czeskie przejście graniczne oraz nowa wieża widokowa po czeskiej stronie. Ten stylowy, górski zabytek w śląsko-łużyckim stylu lat 20 XX wieku już od 24 października 1924 roku przyjmuje zmęczonych i spragnionych. Pierwszymi gospodarzami schroniska była rodzina Kober, która serwowała zmarzniętym turystom ciepłe posiłki i napoje aż do zakończenia działań wojennych na tym terenie.

UFF ! Szczęśliwi, że mimo dużego tempa wyprawy dotarliśmy do celu bez strat. No, może tylko z mini problemem. Tuż przed schroniskiem jedna stopa łapie zły kontakt z podłożem. Lekko skręcona, ostatnie dwa kilometry marszruty, już w Świeradowie, daje się we znaki małemu pechowcowi. Ale co ważne każdy krok zbliża nas do wypoczynku dzięki m.in potędze umysłu i determinacji w jednym. Brawo Maju!

Do Świeradowa wróciliśmy dość komfortowo, bo kolejką, gdzie zahaczamy jeszcze o polecaną nam pizzerie La Gondola dla uzupełnienia resztek zużytej energii, a na promenadzie zakup niematerialnego deseru czyli lodów. O zmierzchu, w świetnych nastrojach i kondycji, po przejściu blisko 20 kilometrów, lądujemy w parkowym domku na zasłużony odpoczynek i wieczorną partyjkę kierek.


J.28.08.2017











































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.