Przejdź do głównej zawartości

W drodze do CAYA COCO.

Wczesnym rankiem opuszczamy Playa Siboney bez większego żalu. Tylko te boskie homary! Będziemy tęsknić. Mgła. Przy drodze mnóstwo chętnych, aby podjechać byle dalej, byle szybciej , byle jak. Czyżby praca i nauka wymusiła tę szczególną aktywność tubylców? A może to pora na odwiedziny rodziny czy proste zakupy ? Któż to wie ?
Po drodze smakowite śniadanie i obiad w jednym, a kilka kilometrów dalej zjeżdżamy na deser ...sok z trzciny cukrowej. Ważne, że ta spontaniczna decyzja nie opóźniła dojazdu na brzeg oceanu, gdzie ponoć Hemingway odpływał na marliny, a dla nas to miejsce, gdzie spędzamy najbliższą noc z głębokim przekonaniem, że to nie pora przypływu. Na zamknięty atol Caya Coco jedziemy w głąb oceanu groblą długości 30 km, gdzie nasze stopy mogą stąpać po najpiękniejszych plażach Kuby. Atol Playa Pilar nie rozczarował. Cudne miejsce, cudny piasek.. totalne bezludzie i gwiaździsta noc !


J. 13.11.2008


                               








 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.