Jedziemy przez środkową Kube mijając miasteczka, wioski i gospodarstwa rolne jakby z innej epoki. Obserwujemy, podpatrujemy i staramy się zrozumieć ten, tak inny od naszego świat. Przejeżdżamy prze góry Sierra Maestra, które w latach 1956-57 były schronieniem dla Fidela Castro i Che Guevary. Docieramy też do najświętszego sanktuarium na Kubie ..El Cobre, a na plażach Siboney odpoczywamy po trudach podróży, by kolejnego dnia powitać Santiago.
Wieczorem znowu lobster, szum fal, kamienista, bardzo nieprzyjazna plaża, ale kto by się tym przejmował. Wokół kolorowo, leniwie, biednie, ale radośnie. Wszystkie obowiązkowe punkty programu zaliczone od Muzeum Karnawału, Rumu, koszar Moncada i XVI wiecznego domu Velazqueza i Corteza. Czego chcieć więcej? "Banan" na twarzy, mojito w ręku i mały klubik muzyczny wyznawców Santerii, w którym bawiliśmy się do późnej nocy, dopełnił wrażeń dwóch ostatnich dni.
J. 10,11.11.2008 r
Komentarze
Prześlij komentarz