Przejdź do głównej zawartości

Miasto utracone. HAWANA.

Po dotarciu do Hawany już wiem, że charakter tego miasta najlepiej odda fotografia, nie słowa, bo jak opisać miasto utracone, miasto, które dziś, na początku XXI wieku przenosi nas w lata 50-te XX wieku? Jak opisać coś co nie istnieje i tylko Twoja wyobraźnia może przywołać, wskrzesić piękno, którego już nie ma, piękno minionej epoki, które rozpłynęło się w tropikalnym, wilgotnym klimacie i komunistycznej ideologii, piękno zahartowanych trudami życia i wciąż uśmiechniętych ludzi, piękno kolonialnej architektury i muzyki, która rozbrzmiewa w każdym, nawet maleńkim lokalu. Bo nie ma tu życia bez gorących rytmów podkreślanych klaskaniem, akompaniamentem bębnów, kastanietów czy instrumentów strunowych w rytmach salsy, rumby, czy mambo. 

Nasz trzydniowy pobyt w Hawanie pozwolił zobaczyć prawie wszystko co warto i co trzeba zobaczyć w tym mieście, co pozwala na podziw, współczucie, radość i smutek, co nie pozwala zapomnieć poznanych miejsc i ludzi stojących w kolejkach z kartkami żywnościowymi w ręku, ludzi żyjących bardzo biednie i tych wydających "grube" dolary na zakupy w tamtejszych "pewexach", ludzi, dla których Che Guevara to bohater, a rewolucja to jasna strona historii kraju, który dziś bez pomocy rodzin z USA zatrzymałby się w bezruchu i niemocy. Ludzi, których żywi ulica i którzy poza domem spędzają dużą część dnia.

Jak zapomnieć pełne ekspresji kobiety o pulchnych kształtach i błyskiem w oku czy mężczyzn o zniszczonych twarzach jakby nieobecnych czy nadmiernie skupionych na prostych nawet czynnościach pozwalających na przetrwanie w tej nierzeczywistej rzeczywistości? Jak zapomnieć to urzekające muzeum motoryzacji? Jak zapomnieć o miejscach, które oczarowały Hemingwaya, Franka Sinatre, Eve Gardner, Marlene Dietrich czy Gary Coopera popijających swoje ulubione drinki w barze EL Floridita? Co dziś zostało z tego piękna minionej epoki? Tylko to, co przywoła nasza wyobraźnia lub zdjęcia z czasów świetności. Tylko tyle i aż tyle.

J. 5-7.11.2008 r

 







































                             

     
  
                             


































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.