Przejdź do głównej zawartości

Kierunek BANGKOK.

Tym razem wracam do przeszłości, aby opisać wciąż uciekające obrazy, jakie towarzyszyły nam w czasie podróży do Indochin w dniach 8.02-6.03 2010 roku.
Trasa wyprawy to Tajlandia-Laos-Wietnam-Kambodża-Tajlandia. 27 dni egzotyki, bogactwa smaków, barw, zmęczenia i niekończących się obserwacji jakże obcego nam stylu życia. Wylatujemy z Warszawy, aby po zmianie samolotów w zasypanym śniegiem Kijowie wylądować 9 lutego o 10.55 w słonecznym, dusznym Bangkoku. Ahoj przygodo !

Szybkie zakwaterowanie w dzielnicy globtroterów Khao San i mała czarna w przyklejonym do hostelu barze. Po krótkim odpoczynku zajmujemy miejsca w łodziach i płyniemy kanałami Thonburi, gdzie toczy się codzienne życie na wodzie.

Płyniemy drewnianą, długorufową łodzią po mieszkalnej, ubogiej dzielnicy Bangkoku. Wokół tradycyjne domy na palach i kanały zamiast ulic.... Wenecja Wschodu. Co ciekawe w XVIII wieku Thonburi było stolicą Tajlandii zanim król przeniósł urząd, na drugą stronę rzeki, do Bangkoku. Mijamy nie tylko biedne, zbite z drewna i blachy domy, ale mocno turystyczne sklepiki, a wszystko na uroczych, obwieszonych kolorowymi flagami łodziach. Gdzieniegdzie murowane domostwa z mocno zawilgoconymi ścianami i też swoistym urokiem.

Thonburi to miasto w mieście, a dla mnie podróż nie tylko w przestrzeni, ale i czasie, który się tu zatrzymał. Drewniane domki nad brzegami kanałów są prawdziwym skansenem, w którym nie widać śladów nowoczesności tak charakterystycznej dla sąsiednich dzielnic, a leniwy rytm życia mieszkających tu Tajów jakże inny od tych panujących na głównych arteriach Bangkoku. Całe życie koncentruje się wokół kanału, nawet świątynie buddyjskie sprawiają wrażenie wynurzonych z ciemnych odmętów wody. Wyjątkiem jest Wat Arun, przepiękny pod względem architektonicznym obiekt sakralny, który podziwiamy z pokładu naszej łodzi.

Wieczorem plączemy się uliczkami bazaru na Khao San. Moc owoców, warzyw i usług różnych. Smakujemy tutejszych potraw w jednym z wielu lokalnych barów. Zachwytu smakami brak. A może to zwyczajne zmęczenie po wielogodzinnej podróży? A może trzeba było najpierw przysiąść na regenerujący, uliczny masaż stóp lub ciała zamiast na miskę tajskiej strawy ?

J. 8,9.02.2010 r





















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.