Kończymy nasz relaks w Vang Vieng Jedziemy do stolicy Laosu, położonej nad Mekongiem tuż przy granicy z Tajlandią. W języku laotańskiem oznacza "miasto otoczone murem", ale dziś używane jest określenie "miasto drzewa sandałowego."
Vientiane, w porównaniu z innymi miejscami Laosu, jest nieźle skomunikowany. Biegnie tu droga krajowa przebiegająca z północy na południe i łączy granicę Chin z granicą Kambodży. Kilkanaście kilometrów od Vientianu, w dół Mekongu wybudowano w 1994 r. Most Przyjaźni tajsko-laotańskiej, który jest głównym drogowym przejściem granicznym między tymi krajami.
Rok przed naszym tu pobytem, w marcu 2009 r. otwarto pierwszą w Laosie linię kolejową łączącą, położone ok. 10 km od Vientianu, Thanaleng z położonym, po tajlandzkiej stronie Mostu Przyjaźni, miastem Nong Khai, skąd można podróżować dalej do Bangkoku. Łączność ze światem i ważniejszymi miastami kraju zapewnia także port lotniczy Wattay, z którego odlecimy do Hanoi. Trzeba więc przyznać, że w porównaniu z resztą kraju jest łatwo dostępnym miastem.
Architektura miasta to połączenie stylów, kolonialnego i nowoczesnego przeplatanego biednymi blaszanymi, odrapanymi chatami. Różne style są widoczne nie tylko na fasadach budynków, ale także w stylu bycia mieszkańców. Na ulicach także mix... młodzi ludzie tzw. styl finansowo-urzędniczo-korporacyjny czyli garnitury, skórzane teczki, klasycznie ubrane eleganckie panie czy osoby z bagażami na plecach, przywiązane do tradycyjnych kijów czy ubrani na pomarańczowo mnisi.
Odwiedzamy świątynie Wat Si Saket, znaną z setek figur i figurek przedstawiających Buddę. Najstarsza świątynia w Vientianne, jako jedyna przetrwała okupację tajską, prawdopodobnie dlatego, że zbudowano ją w stylu podobnym do tajskich świątyń. Zwraca uwagę centralnie położony sim, czyli hala modlitewna, która posiada pięciopoziomowy dach odnowiony przez Francuzów przez co posiada europejski styl.
Zawitaliśmy też w świątyni Pha That Luang tzw. Wielka Stupa, symbol narodowy Laosu i jedna z najważniejszych świątyń tego kraju. Jej początki sięgają III wieku, do dziś w samej świątyni znajdują się prochy królów Laosu i najważniejszych mnichów. Stupa jest miejscem, gdzie odbywa się trzydniowy festiwal religijny Thatluang i późniejsze siedmiodniowe zabawy trwające dzień i noc. Thatluang to najważniejsze buddyjskie święto, w którym uczestniczą mnisi oraz ludzie z całego Laosu.
Zatrzymujemy się także przy Patuxai, czyli Vientiańskim Łuku Triumfalnym. Łuk zbudowano w połowie XX wieku na cześć walczących o wyzwolenie spod panowania francuskiego i ozdobiono wieloma figurami mitologi buddyjskiej. Patuxai ufundowali Amerykanie, którzy zamierzali wybudować w Laosie lotnisko, aby ułatwić sobie działania wojenne w Wietnamie. Ponoć cement przeznaczony na budowę lotniska został zużyty do budowy łuku.
Na koniec pobytu w Vientiane siadamy w knajpce i jak zwykle z dużą starannością wybieramy coś do zjedzenia tym bardziej, że nie wiadomo kiedy pojawi się następna możliwość. Nasze dotychczasowe doświadczenia potwierdzały, że to raczej kuchnia łagodna i dobrze doprawiona. Bliska sercu osoba, spragniona ostrych smaków, zamówiła to coś z karty w wariancie " na ostro po laotańsku" Kelner przyjął zamówienie z lekkim uśmiechem. Cóż, klient nasz Pan także w Laosie. Pierwsza łyżka strawy mocno zaskoczyła tego fana ostrości. Do dziś pamięta pierwszy kontakt z tym laotańskim czymś, łzy ciekły same, a w gardle "żywy ogień". Ponoć jeszcze nic Przed, ani nic Po nie było tak ostre jak to Coś !
Lotnisko robi niezłe wrażenie. Szybka odprawa na lot do Hanoi i żegnamy Laos, kraj biedy, bylejakości i piękna jednocześnie.. Mam wrażenie, że tu wskazówki zegarków cofają się każdego dnia, bo mówić, że czas się tu zatrzymał to mało.
Zdecydowanym atutem Laosu jest jego piękno naturalne, choć także dobra kuchnia, antyczna architektura oraz kultura. Laos to jeden z tych krajów, gdzie można zaszyć się w cichej wiosce nad Mekongiem, zamoczyć się w polu ryżowym koło bawołów i zapomnieć że czas w ogóle istnieje. Niestety, w kraju bliskim powierzchni Wielkiej Brytanii tylko 4% powierzchni nadaje się na uprawy rolne. Większość pól wykorzystywanych jest na uprawę ryżu i w 77% populacja jest w tym zakresie samowystarczalna. Podróżując po Laosie łatwo jest zauważyć, że na nizinach pola ryżowe ma praktycznie każda rodzina. Prawdopodobnie Laos ma największą ilość rodzajów ryżu w całym dorzeczu Mekongu.
Dlaczego więc o Laotańczycy są biedni? Mówią, że "oni słuchają jak rośnie ryż, a Wietnamczycy bogaci, bo go sadzą" Ciekawe czy nasze wietnamskie obserwacje to potwierdzą. Jednak polecam Laos i myślę, że nikt nie będzie zawiedziony urokami tego kraju, jeżeli jest gotowy na niewygody.
J.18.02.2010
Komentarze
Prześlij komentarz