Przejdź do głównej zawartości

POKHARA.

Aktywne dwa dni zaczynamy o czwartej nad ranem. Jedziemy na punkt widokowy do wioski Sarangkot położonej na wysokości 1600 m n.p.m, aby podziwiać wschód słońca nad Himalajami. Mamy nadzieję na piękne widoki na Annapurnę i rozświetloną ciepłym światłem dolinę. 

Po dojechaniu do Saragkot, wdrapujemy się na pagórek będący punktem widokowym i stajemy w ciemnościach wśród licznych turystów, których co minutę więcej i więcej. Doskwiera chłód i duża wilgotność powietrza. Wokół wzgórza kolorowe stoiska z różnościami i mini warsztaty tkackie. Sprzedawcy mają nadzieję, że turysta oprócz magii widoków ulegnie magii kramów. Z każdą chwilą robi się coraz jaśniej i góry zaczynają nabierać wyraźnych kształtów i barw. Przed nami piękny widok. Złote łuny rozświetlają szczyty gór, a gęsty dywan z chmur przykrył jezioro. Obłoki sprawiają wrażenie falującej wody. Widok zapiera dech w piersiach. Słońce przesuwa się po szczytach Himalajów. Dostojna Annapurna ukazuje nam swoje piękno w całej okazałości.

W drogę powrotną do Pokhary idziemy już na własnych nogach. Mocno zmarznięci szukamy miejsca, gdzie możemy rozgrzać kości. Przy górskiej ścieżce maleńka chata tuż nad brzegiem skalnego urwiska. Warunki bytowe licznej rodziny wręcz spartańskie. Dwie izby z klepiskiem na podłodze i zbite z desek legowiska. Dziecko odrabia lekcje na stole przed domem. Jedna z kobiet tka na prostych krosnach kolorowe kilimy. Przed domem, bezpośrednio na ziemi, otoczone kamieniami palenisko z wielkim aluminiowym, okopconym czajnikiem. Pytamy czy możemy wypić i zjeść coś ciepłego. Kobieta z uśmiechem na twarzy zaprasza do stołu. Dolewa wody do czajnika, roznieca ogień, a roztarty na kamieniach korzeń imbiru wrzuca wprost do czajnika. Po około godzinie gotowy napój herbaciano-imbirowy smakował wyśmienicie, podobnie jak ciepłe placuszki własnoręcznie przygotowane przez gospodynię.

Odwiedzamy też zawieszoną w górach Stupę Światowego Pokoju. Miejsce warte zmęczenia podczas ostrego wejścia. Na wzgórzu Ananda, na wysokości 1100 m n.p.m. położono pierwszy kamień węgielny wraz z relikwiami Buddy we wrześniu 1973 roku. Niestety, budowla została zniszczona jeszcze przed jej ukończeniem. Po raz drugi kamień węgielny ułożono w 1992 roku, a uroczyste otwarcie świątyni odbyło się 30 października 1999 roku. Stupa ma 35 metrów wysokości i około 33 metry średnicy. Na drugiej kondygnacji znajdują się nisze z posągami Buddy przywiezionymi z różnych zakątków ziemi. Przed Stupą znajduje się grób jednego z japońskich mnichów zamordowanego przez antybuddyjskich ekstremistów podczas wznoszenia obiektu. Tradycję budowania stup w intencji światowego pokoju zapoczątkował w 1947 roku buddyjski mnich z Japonii. Mamy ładną pogodę. Ze wzgórza rozciąga się wspaniały widok na dolinę Pokhary i dumne szczyty Himalajów.

Po krótkim odpoczynku schodzimy w dół. Blaszane i ceglane nieotynkowane budynki, zbite ze wszystkiego domki, które mijamy, sprawiają wrażenie porzuconych. Gdzieniegdzie wokół biednych chałup i na rolnych trawersach pojedynczy ludzie. Jest wciąż chłodno, ale wiemy, że wkrótce upał zaleje dolinę. Schodzimy wąską, krętą ścieżką. Raz góra, raz dół. Barwy doliny i widoki wspaniałe. Piękne trawersy pól uprawnych. Nad jaskrawo zielonymi polami górują idealnie białe postrzępione szczyty Himalajów. Całą dolinę przecinają strumienie i liczne wąwozy. Droga to rozszerza się, to znika w krzakach. Kilkakrotnie przechodzimy przez strumienie, czasem grzęźniemy w błocie czy zmagamy się kamienistym korytem rzeki. Mijamy pojedyncze domki przycupnięte na polach, kępy kwitnących wilczomleczy, domowe zwierzęta i zapracowanych rolników. Dochodzimy do wioski. Wokół ubogie zagrody, biedny sklepik, umorusane i uśmiechnięte dzieci w drodze do szkoły. Biednie, ale przyjaźnie, nawet swojsko.

Sama Pokhara robi bardzo pozytywne wrażenie. Spodziewałam się małego, chłodnego miasta położonego wśród gór. Okazało się, że jest to całkiem duży "kurort turystyczny" malowniczo położony nad jeziorem Phewa Tal z pasmem Himalajów w tle i z całkiem wysokimi, dodatnimi temperaturami. Tak jak podają przewodniki, Pokhara to raj bardziej dla miłośników przyrody niż architektury, bo góry wyrastają wręcz z brzegów jeziora. I trudno się z tym nie zgodzić. Przy głównej ulicy, ciągnącej się wzdłuż jeziora, turystyczne hoteliki, liczne sklepy i restauracje. Wiele z tych sklepików prowadzą Tybetańczycy, którzy osiedlili się tu po aneksji Tybetu przez Chiny. Podziwiamy wyroby tybetańskiego czy nepalskiego rękodzieła, szeroki wybór odzieży sportowej, czy mnogość tanich anglojęzycznych wydawnictw książkowych. Poza tym uśmiechnięci ludzie. Nikt nie goni za Tobą i nie zmusza do zakupu czegokolwiek. Czysto, spokojnie. Mnóstwo kwitnących rododendronów wokół. Swojsko, przyjaźnie i.... świeże powietrze, którego tak bardzo w Indiach brakowało. Cudna odskocznia i zapomnienie o naszych ostatnich zmaganiach z trudną hinduską rzeczywistością.

Odwiedzamy świątynię Binde Basini Bhagwati, poświęconą bogini Durgi. Świątynia ma ciekawy wygląd i króluje na szczycie niewielkiego wzgórza otoczonego parkiem. Chwila refleksji, zadumy i powrót do turystycznego świata Pokhary. 

Jeszcze rejs łódką po jeziorze Phewa, w której przegląda się Święta Góra Macchapucchare. Dopływamy do wysepki z romantyczną, malutką świątynią Tal Barahi. Kolejne chwile spokoju i relaksu zakłócanego gruchotem stada gołębi, których tu nie mniej jak na Krakowskim Rynku.

Około godziny 18 zapada w Pokharze zmrok. Zachód słońca przychodzi dość wcześnie, a z powodu ciągłych przerw w dostawie prądu okolica pogrąża się w mroku. Niektóre miejsca oświetlone świeczkami lub małymi lampkami zasilanymi z awaryjnych akumulatorów. Po raz kolejny przysiadamy w sympatycznej knajpce i sączymy lokalne piwo. Czas pomyśleć o kolacji. Chwilo trwaj!

J.19,20.11.2007r.










 


 

 


 

 


 

 

 



 
















       



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.