Przejdź do głównej zawartości

DELHI cd.

W czasie porannego śniadania na tarasie hoteliku w Starym Delhi, podejmuję próbę przekonania siebie, że nie jest tak źle jak jeszcze wczoraj myślałam. Słońce świeci, hałasy umilkły, a banan i jogurt na śniadanie to nawet dobry pomysł. Jedzenia w Indiach nie brakuje przynajmniej dla tych, którzy mają jakieś grosze w kieszeni i zawsze będzie można gdzieś dojeść. I już byłam bliska przekonania samej siebie, ale po wyjściu na ulicę lęk i przerażenie wróciły. Nie wiedziałam czy to film czy rzeczywistość! Dzień wyglądał jeszcze gorzej niż wczorajszy wieczór, gdyż oświetlił i pokazał ten świat w całej jego okazałości. 

Robimy mnóstwo zdjęć, bo brakuje słów i trudno uwierzyć w to co widzimy. Migawka aparatu ma pomóc utrwalić wszystko wokół nas, aby wieczorem sprawdzić czy to nie sen. Mieszkamy w Starym Dehli i to tu stawiamy pierwsze kroki na trasie naszej wyprawy. Szahdżahan, który założył tą część miasta, nie poznałby tu ani jednego miejsca, bo z czasów dawnej świetności nie pozostał nawet ślad.

Mocno zniszczone, obdarte, brudne, zawilgocone budynki. Ogrom ludzi na ulicach i w bramach. Potężny chaos i hałas. Piesi przemykają pomiędzy zdezelowanymi samochodami, żółto-zielonymi tuk-tukami i popularnymi tu ciągle rikszami. Gdzieniegdzie w cieniu odrapanych murów odpoczywają rikszarze i Ci zmęczeni życiem, pracą, a może bezdomni?. Z budynków na chodniki wylewa się zawartość warsztatów i sklepów. Rzeźnia sąsiaduje z mechanikiem samochodowym czy straganem z owocami. Uliczne gar kuchnie próbują znaleźć klienta. Nad głowami wiszą luźno i bez żadnych zabezpieczeń kable elektryczne, niektóre iskrzą. Na kartonach śpią, leżą ludzie. Wszechobecne krowy jedzą wszystko co im w mordę wpadnie od tektury do skórki banana. Góry śmieci i fekalia wokół przeszkadzają chyba tylko turystom. UFF! Jak przejść przez ulicę i pozostać żywym? Jak poradzić sobie z tymi obrazami wokół? Udawać, że nie widzimy ! Odwracać głowę! Nie da się, bo to niewyobrażalne dla nas ubóstwo otacza nas zewsząd. Jak pomóc niczyjemu dziecku czy bezdomnemu? A ja narzekam chociaż mam dach nad głową i jedzenie. Obiecuję. Żadnych skarg, koniec z marudzeniem!

Delhi to też inny problem, nazewnictwo. Jest Narodowe Terytorium Stołeczne Delhi, powszechnie znane jako Delhi, które jest drugim co do wielkości, po Bombaju, obszarem metropolitalnym. Na jego terytorium znajduje się obecna stolica Indii, czyli Nowe Delhi i Stare Delhi, od którego zaczynamy naszą wędrówkę.

Tuk Tukami dojeżdżamy do Czerwonego Fortu nazwanego tak od czerwonego piaskowca, jakiego użyto do zbudowania jego rozległych murów. To zespół potężnych budowli otoczony 10 metrową fosą łącząca je z rzeką Jamuną i długim na 2.5 km murem. Rozmaite pałace i komnaty audiencyjne wykonano z cennych materiałów, a marmury, srebro i złoto, hojnie używane do wystroju klejnoty, wzbudzały powszechny zachwyt. Wiele tych bogactw z biegiem lat zniknęło, a niektóre z pierwotnych budowli zostały zniszczone. Siedemnastowieczny podróżnik powiedział, że Czerwony Fort „przerasta pałace obiecane w niebie". Na dziedzińcach pluskały wtedy fontanny, a ogrody były prześlicznie zdobione cyprysami. Fort budowano dla szacha Dżehana w latach 1638-1648. Cały ten zespół pałaców i architektura wnętrza fortu miała pokazać potęgę i bogactwo władcy. Do dziś robi wrażenie swoim rozmachem, bo było to w założeniu miasto królewskie. W 1983 roku fort wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Przed bramą wejściową dość długa kolejka Hindusów, ale dla obcokrajowców wejście droższe i bez kolejki. Na drodze do Fortu sklepy pod arkadami. Zwiedzanie w bardzo ostrym słońcu sprawia, że zmęczenie przychodzi wyjątkowo szybko. Przysiadam w cieniu drzewa i czekam na resztę grupy. Z błogiego letargu wyrywa mnie głos z prośbą o zdjęcie. Mocno zaskoczona wyrażam zgodę i obok mojego boku staje staruszek w tradycyjnym stroju hinduskim. Jego opiekun wyjaśnia nam, że dla niego, moje jasne włosy i cera to wspomnienie dobrych, kolonialnych czasów, porządku, jasnych reguł i bezpieczeństwa wokół. Ciekawe doświadczenie na początku podróży.

Jedziemy do Jama Masjid, odskoczni od chaosu Starego Delhi. Oaza spokoju. Kiedy go zwiedzamy nie odbywa się tu żadne nabożeństwo. Jest prawie pusto. To my, biali, stajemy się atrakcją turystyczną. Grupka Hindusów błyskawicznie nas otacza i przypatruje się nam, a my przyglądamy się nielicznym wiernym modlącym się w meczecie. To największa budowla sakralna nie tylko w Delhi, ale w całych Indiach. Może pomieścić nawet 25 000 wiernych. Meczet Piątkowy, jak Stare Delhi, wybudowano na polecenie Szahdżahana. Budowano z czerwonego piaskowca i białego marmuru w latach od 1654-1658r. Do jego wnętrza prowadzą trzy bramy. Ma dwa minarety o wysokości 41 metrów .

Na naszej drodze, jeszcze Brama Indii w Nowym Delhi. Centrum Nowego Delhi to zupełnie inny świat, w którym króluje przestrzeń, względna czystość i zieleń. Nic dziwnego skoro tu kumuluje się całe życie polityczne kraju. Monumentalną Brame Indii, dziś wizytówkę miasta, ufundował w 1921r ówczesny wicekról, Lord Irwin, a zaprojektował Sir Edwin Lutyens, który był głównym architektem Nowego Delhi. Budowę pomnika, poświęconego pamięci 90 tysięcy indyjskich żołnierzy poległych w I wojnie światowej i na wojnach z Afganistanem. Mierząca 42 metry Brama Indii jest położona przy centralnej ulicy Rajpath prowadzącej do Rashtrapati Bhavan czyli Pałacu Prezydenckiego. Brama wygląda imponująco, ale podobno jeszcze piękniej prezentuje się wieczorem, gdy jest bajecznie oświetlona. 

Pałac Prezydencki oglądamy tylko z zewnątrz. Budynek jest obok Bramy Indii najbardziej znanym symbolem Nowego Delhi zbudowanego, na początku XX wieku, przez Brytyjczyków. Wybudowany tu zespół budynków miał swym rozmiarem i wyglądem oddawać prestiż Imperium i łączyć w sobie styl anglosaski i orientalny. Centralnym budynkiem stał się położony na wzgórzu pałac wicekróla, wysłannika Brytyjskiej Korony. Zadanie zaprojektowania budynku powierzono Edwinowi Lutyensowi i stał się największym anglosaskim pałacem w Azji. Pałac Prezydencki jest samowystarczalnym kompleksem mieszkalnym i reprezentacyjnym. Tu odbywają się zaprzysiężenia premiera i członków rządu. Czterokondygnacyjny pałac ma w sumie 340 pokoi. Budowa kompleksu trwała blisko 18 lat.

Pierwszy dzień w Delhi i pierwsza odważna decyzja żywieniowa. Jemy tam, gdzie miejscowi. Klejące od tłuszczu i brudu stoły, sztućce bez wycierania są nie do dotknięcia, ale zapachy i kolory potraw zachęcają. No cóż, trzeba się przyzwyczaić do tej żywieniowej inności. Oby środków do dezynfekcji i higieny wystarczyło nam na cały pobyt. Póki co bagaży wciąż brak. 

J.10.11.2007













 












Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.