Przejdź do głównej zawartości

JAIPUR, różowe miasto.

Z Delhi wyjeżdżamy do Jaipuru w Radżastanie. Wybieramy pociąg, jakimi przemieszczają się miliony Hindusów, a nie skład luksusowy, z którego dość często korzystają turyści. Przed nami 265 km i 5 godzin w przestarzałym, brudnym wagonie. Sieć kolejowa w Indiach jest jedną z największych i najgęstszych na świecie. Pociągi docierają niemal wszędzie, ale niestety są zatłoczone i mało przyjazne.


Jaki tego pozytyw? Jedziemy szybciej niż samochodem, a pociąg podobnie jak dworzec kolejowy daje wielką możliwość obserwacji tej niesamowitej społeczności. W końcu Jaipur! Szybkie rozpakowanie w hotelu i ruszamy dalej z nadzieją, że jak wrócimy tu wieczorem będą czekały nasze bagaże, zaginione na linii Air France. 

Jedziemy 10 km poza Jaipur do górującego nad okolicą Fortu Amber, dawnej stolicy królestwa i symbolu potęgi rodu Kaczwaha. Jeszcze w Jaipurze zatrzymujemy się przy sztucznym jeziorze, a na nim Pałacu na Wodzie. Kiedyś był to Pałac myśliwski maharadżów Jaipuru, obecnie pusty, ale ładny plan na fotografie. W drodze do Fortu, uciekamy przed atakiem handlarzy. Ozdobne turbany, rzeźby hinduskich bóstw, biżuteria, dywany i inne cudeńka w lokalnym kolorycie, które próbują wcisnąć każdemu turyście.

W końcu przed naszymi oczami pojawia się dobrze zachowany kompleks budowli obronnych i pałacowych. Spoglądając na rozległe mury i umocnienia obronne trzeba przyznać, że był to kompleks godny największego króla. Ciekawostką kompleksu obronnego Amber i źródłem sporych dochodów maharadżów była nowoczesna odlewnia oparta na bogatych pokładach rudy żelaza znajdujących się w okolicy. Tu wytwarzano między innymi kule armatnie. W Forcie zachowała się stara ludwisiarnia, gdzie odlewano armaty i największą w Indiach Jai Van o zasięgu 22 kilometry. Odlano ją w 1726 roku, ale nigdy z niej nie wystrzelono. Fort miał także własny system pozyskiwania, transportu i magazynowania towarów. Podobno są tu trzy olbrzymie zbiorniki, z których największy jest w stanie pomieścić 6 mln galonów wody. W latach 1975-77 poszukiwano, bez rezultatu, ukrytego tu skarbu maharadżów i ostatecznie uznano, że skarb został pochłonięty przez budowę Jaipuru. 

Początki miasta Amber sięgają około 1000 roku. Budowa Fortu, w podziwianym przez nas kształcie, rozpoczęła się pod koniec XVI wieku, a jego sukcesywna rozbudowa trwała około 150 lat, do momentu założenia Jaipuru w 1727 przez Jai Singha II. 

Właściwie to powinniśmy mówić o dwóch historiach, Jaipuru i Amberu. Gdy historia Amberu się kończy, zaczyna historia Jaipuru, ale historia rodu Kachhawaha nie skończyła się nawet po odzyskaniu przez Indie niepodległości. Jego przedstawiciele włączyli się w życie niepodległych Indii służąc w armii czy dyplomacji. Okazali się też sprawnymi przedsiębiorcami, efektywnie zamieniając swoje pałace na znakomite hotele. Do dziś część Pałacu Miejskiego jest siedzibą Maharadży, ciekawym i ciągle żywym symbolem dawnej potęgi maharadżów Jaipuru. 

Jaipur zwany jest Różowym Miastem, a kolor różowy w kulturze rajpudżkiej to kolor gościnności. Maharadża Sawai Ram Sing kazał pomalować miasto w tym kolorze na cześć Księcia Walii, który odwiedził miasto w 1853 roku . Zabytkowa część miasta to tzw. Stare Miasto inaczej Miasto w Murach, Pałac Wiatrów, Pałac Miejski i obserwatorium astronomiczne Jantar Mantar. 

Po powrocie do Jaipuru krążymy podworcami Pałacu Miejskiego wybudowanego w latach 1729-32 przez Sawai Jai Singh'a II i udoskonalanego przez jego następców. Początki Pałacu Miejskiego sięgają XVIII wieku, ale nawet na początku XX wieku był on systematycznie rozbudowywany.

Pośród wielu budynków tego kompleksu moją uwagę zwraca siedmiopiętrowy Chandra Mahal, który niezależnie od przemian ustrojowych jakie dokonały się ponad 40 lat temu nadal pozostaje rezydencją rodu Kaczwaha i obecnego maharadży Kumar Padmanabh Singh'a. Łopocząca na szczycie flaga rodu świadczy o obecności maharadży w pałacu co dodaje pikanterii naszemu tu pobytowi. Jego powiewająca flaga ma pięć poziomych pasów w kolorach czerwonym, żółtym, białym, zielonym i niebieskim. W Pałacu znajdują się kolekcje powozów, strojów, broni, nieco fotografii i nawet taka sobie restauracja.

Sawai Jai Singh II, w 1728r, zbudował obok pałacu Jantar Mantar, obserwatorium astronomiczne. Zostało ukończone w 1734 roku i gruntownie odnowione na początku XX wieku. Obserwatorium składa się z 16 obiektów służących m.in. do ustalania azymutu i pozycji gwiazd, określania dat zaćmień Słońca i wysokości nad poziomem morza. Niestety, służyło głównie astrologom i nie dawało innych praktycznych korzyści. Obserwatorium jest największym i najlepiej zachowanym ze wszystkich obserwatoriów zbudowanych przez Sawai Jai Singha II. Oglądamy instrumenty, zegary schodkowe i tarczowy zegar słoneczny, który można używać do bardzo dokładnego określenia pozycji słońca w znakach zodiaku.

Jaipur to także olśniewający Pałac Wiatrów czyli Hawa Mahal, zbudowany dla żon, konkubin i dam dworu maharadży Pratapa Singha. Kobiety zamieszkałe w Pałacu mogły wyglądać na ulicę przez 953 malutkie okienka będąc z zewnątrz niewidocznymi. Tylko władca miał wyłączne prawo cieszenia się ich urodą. Pałac zlokalizowany w dzielnicy bazarów i warsztatów, otoczony mnóstwem ludzi. Jedni pracują, inni zawieszeni w bezruchu, ale wszyscy w świecie biedy i ubóstwa, a nie pałacowego dobrobytu.

Jaipur to nasz trzeci dzień w Indiach i żadnych większych problemów ze zdrowiem. Zmęczenie w normie, żadnych zatruć, wrażeń moc, ale szok wciąż trzyma. Dla mnie najbardziej fascynujący są ludzie ulicy, ich bolesna codzienność, bezradność, specyficzny koloryt, ich aktywność lub całkowita "nieobecność". I te oczy dzieci.. pełne piękna i smutku.

Po całodziennym, wyczerpującym zmaganiu z tutejszą rzeczywistością, pora na relaks, profilaktyczną dezynfekcję organizmu, krótkie podsumowanie wrażeń i co tam jeszcze do głowy wpadnie. Mieszkamy w części muzułmańskiej. Zero alkoholu wokół i nawet całkowity zakaz jego spożywania, ale dla zdeterminowanych nie ma rzeczy niemożliwych. Delegacja najodważniejszych wyrusza do niemuzułmańskiej części miasta w poszukiwaniu odpowiednio zaopatrzonego sklepu. Po godzinie wraca ze szczęściem w oczach i whisky w plecakach. I jeszcze news. Air France dowiózł wreszcie plecaki. Powodów do świętowania przybywa więc lawinowo. Wieczór kończymy na tarasie hotelu przy dobrze zaopatrzonym stole. Żadnego myślenia o tym co przyniesie jutro. Ważne, że jesteśmy, że dajemy radę, że jutro też będzie dzień i że jutro znów zmierzymy się z tutejszą rzeczywistością. 

J.11,12.11.2007





 





















  







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.