Wreszcie opuszczamy Kathmandu. Przed nami Park Narodowy Royal Chitwan. Około 170 kilometrów wyboistych bezdroży w wysokich górach. Po sześciu godzinach przed nami prawdziwa dżungla. Kwaterujemy na obrzeżach parku w bungalowach. Względnie czysto, obiad na stole, zieleń wokół i cisza, której tak ostatnio brakowało.
W czasie tych dwóch spędzonych tu dni odwiedzamy pobliską wioskę i farmę słoni. Przewodnik objaśnia podstawowe różnice pomiędzy słoniem afrykańskim a indyjskim, uczymy się też, jak zachowywać się w obliczu tutejszej natury. O świcie płyniemy łódkami w poszukiwaniu śladów dzikich zwierząt i ptaków. I jeszcze przejazd na grzbiecie słonia, aby znowu zbliżyć się do natury i beztrosko podpatrywać i słuchać życia dżungli i sawanny. Sposób bezpieczny i nawet skuteczny. Płochliwe nosorożce mniej reagują na słonie, dają się zbliżyć na odległość nawet kilku metrów ! Mieliśmy więc szanse na dotknięcie sawanny. Wokół mnóstwo odgłosów i zapachów. Od czasu do czasu coś niespodziewanie przemknie czy zaszeleści. Wycieczki prowadzą strażnicy i jakoś tak bezpieczniej. W parku żyją gawiale czyli krokodyle o długim i wąskim pysku i gaury czyli największe na świecie przedstawiciele dzikiego bydła. Także lamparty, jelenie, jelonki bengalskie, krokodyle błotne, delfiny słodkowodne i mnogość ptactwa. I nam udało nam się wypatrzeć co nieco...nosorożca, krokodyla, jelenie czy ślady tygrysów, ale nasze bezkrwawe safari nie było zbyt obfite w zwierzynę czy ptactwo. I jeszcze kilka godzin spędzonych na obserwacji kąpieli słoni w miejscowej rzece, a nasze baterie naładowane do pełna i odporność na czekające nas jeszcze trudy podróży zdecydowanie większa.
Park Narodowy Chitwan zajmuje powierzchnie 960 km² i już w 1984 został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Leży na zboczach pasma himalajskiego Siwalik. Teren parku jest wyraźnie pagórkowaty i przecięty trzema dużymi rzeki. Niemało tu bagien i podmokłych terenów. Wydarzenia polityczne w Nepalu ostatnich dziesięcioleci odcisnęły swoje piętno także na rezerwacie. W trakcie trwającego 10 lat powstania ludowego, zmalała liczba strażników i załamaniu uległ poziom ochrony zwierząt. Może dlatego nie wypatrzyliśmy ich zbyt wiele.
P.S.
Dziś już wiemy, że po zaprzestaniu działań zbrojnych i ustabilizowaniu sceny politycznej w Nepalu, do normy wróciła sytuacja w rezerwacie. Od czasu obalenia króla w 2008 r. z nazwy parku zniknął przydomek „Królewski”. Dziś to już Park Narodowy Chitwan. Sąd Najwyższy Nepalu nakazał rządowi zintensyfikowanie działań na rzecz ochrony nosorożców. Dziś ich liczba ustabilizowała się na wysokości około 400 sztuk, a w Parku spotkanie z dzikim zwierzem nie należy do rzadkości.
J.24,25,26.11.2007
Komentarze
Prześlij komentarz