Przejdź do głównej zawartości

AGRA.

Wczesnym rankiem ruszamy do Taj Mahal, aby zdążyć przed tłumem. W drodze do Mauzoleum staram się podpatrywać tutejszą codzienność. Może gdzieś zauważę jakiś przejaw buntu czy niezadowolenia? Ja wciąż nie mogę uwierzyć, że są z tym życiem pogodzeni.

Nasz kierowca, co chwilę spluwa czerwono-brunatną flegmą. Jak się później okazało amatorów żucia tytoniu jest tu więcej i spluwania też. Całe grupy mężczyzn uwielbiają tak spędzać czas w cieniu drzew czy murów. 

Dojeżdżamy. Przed wejściem kontrola bagaży. Oficjalnie możemy wziąć butelkę wody, aparat fotograficzny. Kamery dodatkowo płatne. Dla obcokrajowców jest extra kasa i extra wejście, no i oczywiście extra cena.

Wchodzimy ogromną bramą z czerwonego kamienia, a za nią...niebiański Taj Mahal. Zapiera dech i żadne zdjęcie nie jest w stanie oddać piękna, jakie pojawia się przed naszymi oczami. Na końcu szerokiej i długiej alei, świątynia miłości, Taj Mahal w całej okazałości. Cesarz Shahjahan, z dynastii Wielkich Mogołów, zlecił budowę tego cudu na pamiątkę przedwcześnie zmarłej, najbardziej kochanej żonie Mumtaz Mahal. Zmarła w 1631, po trwającym 19 lat związku, przy porodzie czternastego dziecka, w czasie jego wyprawy wojennej do Dekanu. Chociaż sam miał wielki harem to właśnie Mumtaz zawładnęła jego sercem najmocniej, a jej śmierć poruszyła go najgłębiej. 

Siadam na murku i słucham historii magicznego miejsca. Świątynia budowana z jasnego marmuru przez dwadzieścia dwa lata o okresie 1632–1654 r. Ponoć pogrążony w smutku monarcha, po zakończeniu budowy Taj Mahal, miał wydać rozkaz obcięcia kciuków wszystkim budowniczym, aby ci już nigdy nie byli w wstanie zbudować podobnej budowli. Ależ kontrast między tym miejscem a obskurnymi slumsami jakie mijaliśmy rankiem! Przy budowie pracowało około 20 tysięcy robotników, dla których wzniesiono w pobliżu dzielnicę mieszkalną. Nie byli niewolnikami, wykonywali też inne zlecenia, a ich potomkowie mieszkają w Agrze do dzisiaj.

Całe mauzoleum otacza wysokie ogrodzenie i jest dostępne tylko od strony Bramy Saraceńskiej. Wyłożone marmurem drogi prowadzą po obu stronach szerokiego kanału przez rozległe, podzielone na cztery symetryczne części ogrody do oddalonego o 300 m gmachu mauzoleum. Grobowiec o wysokości 74 m stoi na platformie i jest zwieńczony ogromną kopułą w kształcie cebuli, otoczoną czterema mniejszymi kopułami. W jego narożnikach wznoszą się cztery wysmukłe okrągłe minarety. O samej konstrukcji opowiadana jest historia, że Taj Mahal stoi na czymś w rodzaju poduszki, aby przetrwać trzęsienia ziemi. Minarety są lekko pochylone na zewnątrz, aby nie przewróciły się na grobowiec. Sklepione łuki pokrywają mozaiki i wersety z Koranu. Ściany mauzoleum, ozdobiono ornamentami kwiatowymi o przewadze irysów oraz inkrustowano kością słoniową i półszlachetnymi kamieniami jak jaspis, turkus i agat. Po bokach w pewnej odległości zbudowano dwa pawilony. Ten zachodni zajmuje meczet, a wschodni, będący idealną kopią meczetu, sale zebrań. Wewnątrz mieszczą się symboliczne sarkofagi Mumtaz Mahal i Szahjahana. Prawdziwe grobowce znajdują się w podziemiach. Tadż Mahal pięknie odbija się w wodzie. Ponoć zmienia kolor przy wschodzie i zachodzie słońca i rozsławia miasto i pewnie daje potężne dochody...tylko do czyjej kieszeni trafiają? 

W drodze do Czerwonego Fortu mijamy uliczki wąskie, zaśmiecone, przecinane wartkim nurtem rynsztoków i większą ilością krów niż w Delhi. Wszędzie kolorowe riksze, skrzeczące minibusy, hałaśliwe motory, zdezelowane rowery i zaprzęgi konne. Wózki, przyczepy, wyładowane po niebo często ciągnięte nerwowo i szybko przez samych Hindusów. Tylko krowy spacerują ze stoickim spokojem. Może czują swoją świętość? Mnóstwo prymitywnych sklepików, obskurnych jadłodajni, owocowo-warzywnych straganów, krytych papą budek, przed którymi bawią się półnagie dzieci. 

Uliczki żyją swoim codziennym rytmem. Na poboczu ktoś czesze kogoś, inny goli brzytwą swojego klienta siedzącego na zdezelowanym krześle, jeszcze inny coś naprawia czy wyrabia. Małe dzieci w brudnych mundurkach gonią pewnie do szkoły. Na palenisku z cegieł wielki gar z olejem. Smażą chyba samosę, takie nadziewane pierogi. Nad garem zlani potem kucharze zapraszają na poczęstunek. Wokół ogromny zamęt, gwar, ale też esencja tutejszego życia. Często zaczepiają, aby coś sprzedać lub z prośbą o zdjęcie. Ubóstwo mieszane z hinduską pogodą ducha w naturalnym rytmie życia. Duszno, brudno, parno. Słońce ledwo przebija się przez chmury. I nic nie powinno nas dziwić. To jedno z najbrudniejszych i najcieplejszych miast Indii. 

Agra to obok przemysłu także wyroby tradycyjnego rzemiosła jak biżuteria, brokaty i różne pamiątki. Położone na rzeką Jamuny, w stanie Uttar Pradesh, w miejscu przecięcia historycznych szlaków handlowych. Jeden prowadzi z Delhi wzdłuż Jamuny i Gangesu do Benares i dalej do Bengalu, a drugi łączy wyżynę Dekan z przedpolem Himalajów i Kaszmirem. 

Miasto założył na przełomie V i VI wieku najwybitniejszy władca dynastii Wielkich Mogołów, Akbar. Gdy w 1565 roku rozpoczął budowę fortu i uczynił go siedzibą władzy, to Agrę najważniejszym miastem imperium. Tu skupiało się życie polityczne, gospodarcze i kulturalne państwa Wielkich Mogołów. Wznoszono liczne reprezentacyjne budowle pałace, meczety i mauzolea. Liczbę ludności miasta szacowano, na początku XVII wieku, na 750 tysięcy i była to jedna z największych metropolii ówczesnego świata. Z fortem sąsiadowała dzielnica rzemiosła i bazarów Kinari Bazaar, dokąd sprowadzano towary także z Persji i Chin. Oprócz meczetów funkcjonowały świątynie hinduskie, buddyjskie, wyznawców dźinizmu, zoroastrian, a także prowadzony przez Jezuitów kościół katolicki. Po przeniesieniu, w 1658 roku, stolicy do Delhi, Agra zaczęła tracić znaczenie polityczne, pozostając jednak ważnym ośrodkiem kulturalnym i gospodarczym i tak jest do dziś.

Budowa Czerwonego Fortu rozpoczęła się w 1565r i trwała 8 lat. Masywne, podwójne mury z czerwonego piaskowca wznosiły się na wysokość ponad 20 m i miały obwód około 2,5 km. Całość otoczono fosą. Droga do Czerwonego Fortu prowadziła przez monumentalną bramę Amar Singh, która służyła też jako miejsce kaźni....zrzucano z niej skazanych na śmierć dostojników. Początkowo Czerwony Fort pełnił funkcje militarne, a z czasem reprezentacyjne. Zaczęto budować pałace dla potrzeb rodziny cesarskiej. Pałac Akbara zburzyli Anglicy i z tamtych czasów pozostał tylko Pałac Jahangria. W 1857 r w Forcie schronili się, przed pułkami sipajów, przebywający w Agrze Anglicy. To tu zmarł były gubernator Prowincji Północno-Zachodnich i tu go pochowano przed Salą Audiencji Publicznych. Jego grób znajduje się tu do dzisiaj.

I kolejne na naszej drodze miejsce warte odwiedzin, Fatehpur Sikri doskonale zachowany zespół architektoniczny dawnej stolicy Wielkich Mogołów. Jedziemy około 40 kilometrów na zachód od Agry. Fatehpur Sikri to Miasto Zwycięstwa opuszczone około 1585 roku. Zanim zostało przez mieszkańców porzucone Fatehpur Sikri przez piętnaście lat było stolicą ówczesnego państwa mogolskiego. A wszystko zaczęło się od… bezpłodności.

I znowu opowieść wraca do władcy Akbara, który miał spore zmartwienie. Miał bogactwa świata, ale nie miał potomka. Podróżując przez swoje ziemie w miejscu, gdzie dzisiaj stoją pozostałości Fatehpur Sikri, władca spotkał pustelnika Selima Ćisti, który przepowiedział mu rychłe narodziny następcy tronu. Pustelnik zabił własnego sześciomiesięcznego syna, by dusza niemowlęcia odrodziła się w synu Akbara. I tak też się stało. Na cześć mędrca Akbar polecił w tym miejscu wybudować miasto, które w 1571 roku uczynił stolicą swego kraju. Po śmierci pustelnika władca wybudował mu na terenie kompleksu piękny grobowiec z białego marmuru, uznawany dzisiaj za jeden z najdoskonalszych przykładów sztuki Mogołów. 

Fatehpur Sikri cieszyło się tytułem stolicy jedynie przez 15 lat. Z nieustalonych do końca powodów zostało opuszczone, a stolicę przeniesiono do Lahore. Prawdopodobnie przyczyną było wyschnięcie źródeł wody pitnej, co przy gorącu, jakie tu panuje, musiało być zabójcze. Inna wersja mówi, że władca opuścił miasto by walczyć z afgańskimi plemionami i nową stolicą uczynił miasto leżące bliżej spornych terenów. Kompleks podzielony jest na dwie części, świecką i sakralną. W części świeckiej dominuje pałac i sale audiencyjne ze ścianami bogato dekorowanymi motywami roślinnymi. W części sakralnej stoi meczet Jama Masjid i grobowiec pustelnika. Do grobowca nadal przybywają pielgrzymi i modlą żarliwie. W 1986 r. Fatehpur Sikri zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. 

Jak było w Agrze? Męcząco ze smogiem nad głowami i dziwną energią. Agra zachwyca Taj Mahalem, ale jest coś w tym mieście, co mówiło mi... ani jeden dzień dłużej! Te agresywne spojrzenia otaczających nas ludzi, ciągłe zaczepki, jakiś rodzaj napięcia w powietrzu i to coś co wywoływało mój wewnętrzny niepokój. Oni jakby pogodzeni z tym losem, ale chyba nie do końca. Mam wrażenie, że turysta jest dla nich bardziej celem jak darczyńcą. A może się mylę?

J.13.11.2007











 





 

 


 

 






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.