Przejdź do głównej zawartości

W drodze do JALGAON.

Żegnamy Nepal. Wracamy do Indii. Autobusem dojeżdżamy do przejścia granicznego w Sonauli skąd dalej busem do Gorakhpur. Krajobraz za oknem wciąż przyciąga naszą uwagę. Podpatrujemy tutejsze życie i nawet próbujemy jeść w przydrożnych garkuchniach, chociaż widząc ofertę nie łatwo było podjąć decyzje na TAK. 

Na wjeździe do Gorakhpur kosmiczny korek. Cykliści i kierowcy pojazdów różnych jadą wszystkimi pasami drogi nie zważając na kierunek jazdy i znaki drogowe. Plątanina ludzi i pojazdów sprawia, że jezdnia jest praktycznie nieprzejezdna, a jedyna droga wjazdowa do miasta całkowicie zablokowana. Nawet pociąg musiał się zatrzymać na przejeździe, bo tłum kierowców i pieszych "zalał" biegnące wzdłuż drogi tory. Mieliśmy dużo strachu czy zdążymy na pociąg. Do lokalnego dworca i stalowego, pociągowego monstrum na peronie, docieramy krótko przed planowanym odjazdem, aby spędzić w nim kolejne kilkanaście godzin. Przedziały niczym nie zaskoczyły. Wszędzie brudno i tłoczno, ale my po tylu spędzonych tu dniach chyba jesteśmy już odrobinę oswojeni z tutejszą rzeczywistością.

J.26,27.11.2007








 


 










Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.