Z Aurangabadu w stanie Maharasztra, wyjeżdżamy nocnym pociągiem do Bombaju, stolicy stanu. Nad ranem znowu wita nas bieda, a dodatkowo mamy problem z noclegiem, bo hostel z nieznanych nam powodów zawieruszył naszą rezerwację.
W końcu znaleźliśmy jednak dach nad głową, co prawda dość brudne dwa metry kwadratowe na głowę, ale już nic nas tu nie zaskoczy i nie pogłębi naszego i tak podłego dziś samopoczucia. Przecież zawsze może być gorzej. Nie dajemy się więc zmęczeniu i złym nastrojom...ruszamy podpatrywać to gigantyczne miasto. Mieszkamy niedaleko hotelu Taj Mahal, Bramy Indii, w dzielnicy Colaba i sycimy oczy pięknem architektury, morskiej toni Zatoki Bombajskiej, i zapominamy o niewygodach.
Bombaj to największe, bo 20 milionowe miasto w Indiach, położone w miejscu odgrodzonym górami od wnętrza lądu, nad zatoką, która tworzy głęboki i naturalny port. Nam udaje się zobaczyć jedynie nieznaczną część centrum i obrzeży miasta ze slamsami, których widok dopełnił obrazu Indii i sprawił, że w głowie pojawiła się tylko jedna myśl ...uciec jak najdalej. Dość patrzenia na tę skrajną biedę i ubóstwo, na ogromne dysproporcje społeczne i tę milcząca akceptację wszystkich dla wszystkiego. Od jutra GOA i może tam odpoczniemy od trudów podróżowania i wyciszymy naszą wrażliwość. Już wiem, że pomóc nie możemy w żaden sposób...no może tylko zostawionymi tu pieniędzmi, ale nie wiem czy trafiły do tych co potrzebują, czy do tych co mają.
Sam Bombaj potrafił jednak zaskoczyć. Możemy chodzić ulicami bez większego ryzyka, a to już sukces. Przy brudnych ulicach, europejsko wyglądające sklepy, restauracje, kawiarnie, gdzie można wstąpić ot tak, z marszu. Sami przysiadamy w bardzo europejskich, kosmopolitycznych knajpkach, gdzie nawet mają stoliki z widokiem, a to już pełnia szczęścia! W restauracjach możemy legalnie zjeść danie z wołowiny...kolejna niespodzianka! Na sportowych, trawiastych boiskach nienagannie ubrani gracze w krykieta. Gdzieniegdzie luksusowe kamienice i wystawy sklepów. Zaskoczył mnie dworzec kolejowy Victoria Terminus, wpisany na listę UNESCO i nie tylko architekturą, ale setkami szczurów biegających tu swobodnie i wywołujących przestrach i krzyk tylko obcokrajowców. Moją uwagę zwróciły też ciekawe sklepy z antykami i galerie z dziełami sztuki w dzielnicy Colaba, a także bazary i stoiska pełne egzotycznych towarów, ale niestety także "morze" skrajnego ubóstwa. Przejazd podmiejską koleją dopełnił obrazu biednych Indii i ja już naprawdę chcę stąd wyjechać!
Bombaj jest miastem drogim w porównaniu z innymi miastami Indii. Czuje się ten wielki ośrodek gospodarki, kultury, edukacji, rozrywki. Widać i słychać ludzi różnych narodowości, którzy ściągają tu ponoć w poszukiwaniu pracy ze wszystkich zakątków Indii, a także z zagranicy. Czuje się ten międzynarodowy charakter szczególnie w dzielnicy Colaba, gdzie na ulicach mieszają się ludzie różnych kultur i religii. W dawnych gmachach urzędów angielskich mieszczą się dziś urzędy indyjskie oraz siedziby ważnych firm i instytucji, a na ulicach przeważają osoby ubrane w europejskim stylu, ale też tysiące mieszkających wprost na deptakach....podobnie jak w innych tutejszych miastach.
Trafiamy też do Świątyni Dżynistów tych " ubranych wiatrem". Naścienna golizna i piękny ogród wokół pozwalają złapać inną optykę i znów pomyśleć o Bombaju jako mieście specyficznej atmosfery i wrażeń, chociaż to wciąż obcy nam świat, a ja swoje myśli kieruje nad ocean, który zgodnie z planem powinniśmy powitać już jutro. Oby czas płynął szybciej!
J.29.11.2007
Komentarze
Prześlij komentarz