Przejdź do głównej zawartości

IRKUCK, miasto upadłej architektury

Żegnamy transsyberyjską kolej bez szczególnego żalu i z hasłem "pora na zmianę". Witamy odnowiony dworzec Irkuck z mnóstwem podróżnych i tych, którzy gotowi dostarczyć cię pod wskazany adres za sowitą zapłatą. My, na własnych nogach staramy się dotrzeć do miejsca, gdzie przyjdzie nam odpocząć po trudach podróży. Pierwsze wrażenie podczas niełatwej marszruty, brzydko, brudno, chaotycznie.

Bardzo intensywny ruch uliczny. Zakorkowane ulice, szare, zlepione budy, budki i betonowe, odrapane budynki z czasów głębokiego socjalizmu. Przechodząc przez ulicę zachowujemy nadzwyczajną ostrożność i rozglądamy się na wszystkie strony. Kierowcy nie ustępują pieszym, nawet nie próbują zwolnić, gdy jesteś na środku drogi ! Byle szybciej, byle jak, byle do przodu.

W końcu docieramy do prywatnej kwatery, gdzie do naszej dyspozycji oddano okazały dom. Duża kuchnia, salon i kilka pokoi. Wszędzie pełno rodzinnych pamiątek, bibelotów, a wśród nich elegancka, wręcz nobliwa właścicielka gotowa do rozmowy w języku angielskim lub niemieckim. Sposób bycia tej damy nie budził mojej wątpliwości co do jej pochodzenia, a szczególny duch domu sprawia, że szybko regenerujemy siły i wyruszamy na dłuższy rekonesans ulicami miasta.

Irkuck, "stolica" Syberii wschodniej i około 600 tysięcy ludzi o bardzo skomplikowanym pochodzeniu. Oprócz rosyjskiej większości mieszkają tu m.in. Buriaci, Ukraińcy i Tatarzy. W Irkucku istnieje również niewielka społeczność Polaków skupiona w Polskiej Autonomii Kulturalnej "Ogniwo", która prowadzi naukę języka polskiego wśród dzieci i dorosłych czy organizuje obchody polskich świąt narodowych. Irkuck wykorzystał możliwości jakie dawał mu biegnący tu szlak handlowy miedzy Rosją i Chinami. Handel laką, chińską porcelaną, jedwabiem i herbatą, podstawowym napojem Rosjan, sprawił, że miasto rozkwitło. W okresie prosperity dochody z herbaty przewyższały 15 krotnie dochody z przemysłu. Doskonałe zyski dawał też handel futrami i złotem, których dostawcą była syberyjska tajga. Kolej transsyberyjska rozwoziła te dobra poza granice Syberii.

Docieramy do Znamieńskiego soboru, gdzie na pobliskim cmentarzu zachowały się cenne nagrobki z XIX wieku z bogatymi ikonostasami i ładnymi freskami. Cerkiew Kriestowozdwiżeńska zachwyciła przepięknymi, złotymi ikonostastasami, freskami i oryginalnym cerkiewnym wystrojem. Mocno zmęczeni przysiadamy pod katolickim, neogotyckim kościołem z XIX, dziś filharmonia, aby znaleźć siłę na spacer do placu Kirowa. Leżący niedaleko rzeki Angary od ponad 150 lat wyznacza centrum miasta. W XIX wieku plac nosił nazwę Tichwiński, gdzie z inicjatywy irkuckiego kupca i właściciela kopalń złota Kuzniecowa, rozpoczęto budowę soboru Matki Boskiej Kazańskiej. Imponująca budowla miała 60 metrów wysokości i pozwalała na modlitwę pięciu tysięcy osób. W 1932 roku komuniści zburzyli sobór, a gruzami zasypano plac podnosząc jego poziom o jeden metr. W miejscu, gdzie stała świątynia w 1938 roku wybudowano stojący do dziś Dom Sowietów. Plac Tichwiński przemianowano na cześć rewolucjonisty i bolszewickiego działacza Siergieja Kirowa.

Wielką atrakcją jest dla nas rzeka Angara. Jej szerokość i czystość wód robią imponujące wrażenie. Spacerujemy wzdłuż rzeki nadrzecznym bulwarem im. Gagarina i próbujemy objąć wzrokiem zabudowę po obu stronach rzeki. I pomyśleć, że w połowie XVII wieku była tu tylko stanica kozacka, która dała początek miastu. Miejsce bardzo lubiane przez mieszkańców, gdzie z dala od zgiełku dużo spacerujących i biegających młodych i starych. Bulwar rozpoczyna się od placu pod monumentem rosyjskich Pionierów Syberii powstałym w 1908 roku dla uczczenia przyjazdu pierwszego pociągu z Moskwy na trasie kolei transsyberyjskiej. Granitowy monument ozdobiony jest na dole wielkim dwugłowym orłem, symbolem Rosji, a na szczycie od 2003 roku stoi pomnik cara Aleksandra III, wielkiego orędownika budowy kolei transsyberyjskiej. Ponoć obok pomnika często gra orkiestra, a plac wokół zapełnia się wówczas tańczącymi parami.

Trafiamy na starówkę. W przeważającej części została odbudowana kamienną zabudową po wielkim pożarze w 1879 roku. Snujemy się ulicami Marksa, Dzierżyńskiego, Timiriazewa, Dekabrskich Sobytij, Łapina, Marata, gdzie oglądamy domy irkuckich bogaczy, które przetrwały czasy komunizmu. Niestety, większość domów zaniedbana, zakurzona i rozpada się na oczach turystów, mieszkańców i władz miasta. Ponad stuletnie domy są częściowo przebudowywane w nowym stylu, bez zachowania architektonicznych zasad i piękna ich detali. Zaglądamy do środka kilku z nich, gdzie możemy podziwiać bogate wyposażenie w chińską porcelanę, meble, dywany perskie czy książki. Drewniana zabudowa to najbardziej charakterystyczna wizytówka Irkucka. Drewno zawsze było tu tańszym i praktycznym budulcem, a poza tym na Syberii nie brakowało mistrzów ciesielki i snycerstwa. Budownictwo drewniane mieszano latami z bryłami betonowych budynków, którym daleko do uroku tych drewnianych.

Stoimy na przeciwko domu Szastinych przy ulicy Engelsa 21, zwanym "Domem Europy" lub "Koronkowym". To szczególny zabytek architektury drewnianej i duma Irkucka. Powstały na przełomie XIX i XX wieku dwupiętrowy budynek ma nadzwyczaj skomplikowaną formę. Wrażenie robią wieżyczki wieńczące dach oraz jego fasady i wspaniałe obramowania okien. Oglądane przez nas domy to nie tylko budynki jednorodzinne, ale również kilkupiętrowe budowle o złożonej konstrukcji. Szczególną uwagę przykuwają zdobienia obramowań okiennych. To wręcz dzieła sztuki. Niestety, wiele starych drewnianych domów jest w bardzo złym stanie, a niektóre z nich zapadły się poniżej linii ulic, co związane jest z głębokim zamarzaniem i rozmarzaniem gruntu oraz wytyczaniem ulic wg. nowych geodezyjnych pomiarów.

Najstarszy drewniany budynek w Irkucku to dom Szubina z 1781 roku przy ulicy Łapina 23 oraz wyremontowany kompleks zabudowań przy ul. Siedowa. Renowacja podobnych obiektów należy jednak do rzadkości. Powiedziano nam, że te perły budownictwa drewnianego to prawdziwy i wielki problem władz miasta. Najchętniej zrównano by je z ziemią, bo koszt przywracania ich blasku jest bardzo wysoki. Częste pożary i dewastacje tych obiektów zyskują cichą aprobatę władz, bo pomagają lokalnemu budżetowi. Odzyskane działki zabudowuje się obiektami ze szkła i aluminium, które nie uszczuplają kasy miasta, wręcz przeciwnie, zwiększają wpływy. Wiele domów tak z okresu cara jak komunizmu wkrótce bezpowrotnie skończy swój żywot z tą tylko różnicą, że te drewniane budzą swym odejściem smutek i żal, a te betonowe radość z odzyskanej przestrzeni.. ale to tylko subiektywne wrażenia i prognozy na przyszłość.

Do "domu" wracamy tramwajem. Kilka przystanków, a emocji moc. Siedzisz człowieku zmęczony poznawaniem świata i prosisz Boga, aby jak najszybciej osiągnąć punkt docelowy, a tramwaj no cóż ....jakby miał swój plan na końcówkę dnia. Mam wrażenie, że jedziemy czymś, co pamięta cara Aleksandra. Nie próbuje nawet policzyć warstw farby jakie pokrywają poszczególne wagony, wieku torów i zwrotnic. Wokół wszystko skrzypi, charczy, szarpie, woła o pomoc lub wymianę. Każdy skręt wymaga szczególnej troski motorniczego i ręcznych regulacji, aby jechać dalej i dalej. Chwilami jestem mile zaskoczona, że tramwaj wciąż jedzie w wybranym przez nas kierunku chociaż dźwięki wokół nie pozwalają nawet na małą drzemkę.

Moje zmęczenie sięga zenitu. Oby tramwaj szybko i bezpiecznie dowiózł nas do celu, bo czuję, że z każdą minutą tracę kontakt z rzeczywistością, a to prosta droga do bardziej niż subiektywnego obrazu tego miasta. To był kosmicznie trudny dzień, oby jutrzejszy dał szansę na większą swobodę i relaks. Nobliwy dom z nobliwą właścicielką pewnie nie zaśnie bez nowych lokatorów. A my wciąż w tramwaju.

J. 16.08.2009





































































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.