Przejdź do głównej zawartości

OJ-CHON, słabo zalesione miejsce cd.

Z Chużiru wyjeżdżamy do najbardziej wysuniętego, północnego cypla wyspy. W planach dojazd do przylądka Szunte, Lewyj Choboj, Burchan, do wioski Piesczanaja z zatoką o tej samej nazwie oraz Skały Trzech Braci. Wyspa ma tylko 71 km długości i 11 szerokości więc zanosi się na pełny relaks.

Olchon to jeden z pięciu najważniejszych na Ziemi ośrodków kultury szamańskiej, do którego na coroczne spotkania zjeżdżają szamani z całego świata czyli Ci, którzy są łącznikiem między światem fizycznym i duchowym. Piękna wyspa o wydłużonym kształcie i pofałdowanej, górzystej powierzchni uważana jest przez znawców szamanizmu za jeden z pięciu istniejących na świecie biegunów siły duchowej. Według lokalnych wierzeń miał tu pod postacią białego orła zstąpić na ziemię pierwszy szaman czyli „ten, który wie”. Od czasów Czyngis Chana znajdowali tu schronienie prześladowani szamani z Mongolii, a później z innych rejonów Azji. W 1990 r. na wyspie Olchon miały miejsce pierwsze od wielu lat szamańskie obrzędy, a siedem lat później odprawiono obrzęd przyzywania ducha Bajkału Abaj-hatana. Specjalnie na tę okazję wypożyczono z Muzeum szamański strój i bęben. Obecnie działa kilka stowarzyszeń szamanów, a zapotrzebowanie na "usługi" szamanów jest ponoć coraz większe. Religia przeżywa wielkie odrodzenie.

Po drodze w wielu miejscach wyspy spotkamy miejsca święte, okraszone wstążeczkami drzewa i drewniane słupki z trzema nacięciami. Wierni wiążą wstążki na jednym z nich. Jeżeli na najwyższym to oznacza, że modlą się do bóstwa, na środkowym, za ludzkie troski, a zawiązanie szmatki na najniższym nacięciu oznacza skierowanie modlitwy za zmarłych. Przy słupkach pozostawiają monety, kamyki i inne drobne przedmioty. Święte drzewa pielgrzymi ozdabiają szarfami dobrych życzeń, na których wypisują modlitwy i prośby. Najważniejszym dla szamanów miejscem jest Skała Szamanka, w której według wierzeń mają otwierać się przejścia do innych miejsc na Ziemi i we Wszechświecie.

Jedziemy płaskowyżem, ale miejscami najwyższe wzniesienia przekraczają 1200 m n.p.m. Wokół naturalny step powstały z niedostatecznej ilości opadów i suchego klimatu. Roczna suma opadów nie przekracza tu 200 mm. Dookoła wrażenie ogromnej przestrzeni, odcinkami bezludzia. Mijamy sosnowo -modrzewiowe lasy, zagajniki i kamienisto-piaskowe plaże schowane pod skalistymi brzegami. Na północnym końcu wyspy wybrzeże klifowe, piękne i wysokie na kilkaset metrów. Samochód podjeżdża na odległość zaledwie kilku metrów od przepaści. Stąd roztacza się pełny widok na Bajkał. Widać przeciwległy brzeg. Słonecznie, wietrznie, magicznie.

Od stałego lądu Olchon odgradza tzw. Małe Morze, cieśnina o szerokości około 25km. Stoimy na stromym klifie, gdzie niedaleko od brzegów znajduje się najgłębsze miejsce Bajkału, 1637m. To właśnie tu 1 sierpnia tego roku Putin zanurzył się w batyskafie na głębokość 1.4 km i za pomocą dwóch kamerek eksplorował faunę Bajkału, a wiadomość o sile, wytrzymałości, obserwacjach i odwadze wodza przekazano całemu światu.

Na skalistych przylądkach Trzech Braci rozkładamy wraz z kierowcą cały piknikowy majdan. Na ognisku podgrzewamy gary z zupą uchą, kroimy chleb i sprawiedliwie obdzielamy głodnych i spragnionych. Na koniec kubek gorącej herbaty. Harcerstwo w czystej postaci.

Mocno trzęsie, ale wytrzymałość samochodu i nas na piach, koleiny, bardzo strome zjazdy i kałuże jest spora. W mijanych osadach cicho i spokojnie, pojedyncze ludzkie postaci, bydło chodzi gdzie chce. Po stokach wzgórz biegają dzikie konie. Tu i tam pasą się owce. Wyspę zamieszkują głównie Buriaci pochodzenia mongolskiego, a ich liczba nie przekracza 1500 osób.

Mijamy strefę do niedawna zakazaną, popalone dziś budynki byłej bazy wojskowej. Zatrzymujemy się w miejscowości Piesczanaja, miejscu łagru stalinowskiego funkcjonującego jeszcze w czasach radzieckich. W latach 90-tych zmarł tu ostatni więzień łagru, który po likwidacji obozu pozostał tu na stałe, wybudował dom w bliskim sąsiedztwie obozu. Słabość czy odwaga? Chwila refleksji i zadumy nad okrucieństwem tamtych czasów.

Zmierzch. Wracamy do Chiżuru, a przed oczami nie znikają piękne widoki całego dnia. Mam wrażenie jakby poziom mojego wewnętrznego spokoju wyraźnie zwyżkował, bo nabrałam ochotę na spokojny, odrobinę samotny wieczór i omule. Czy to aby nie sprzeczność?

J. 27.08.2009




 







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.