Przejdź do głównej zawartości

Perła SYBERII.

Rano wypływamy kutrem, aby z wód Bajkału obejrzeć brzeg jeziora z zatopionymi w zatoczkach wioskami i osadami. Jak pogoda pozwoli chcemy dotrzeć do fenomenu Bajkału, ciepłych źródeł, do których chętnie przybywają nie tylko rosyjscy turyści. To lokalne mini "sanatorium" na odkrytym powietrzu.

Pogoda niestety nas nie rozpieszcza. Burzowe chmury, deszcz i silny wiatr, ale właściciel kutra twierdzi, że z jego umiejętnościami powinniśmy bezpiecznie wrócić do portu. Powinniśmy!

Po około dwóch godzinach dopływamy do jednej z widocznych z pokładu wiosek. To jedna z niewielu, w której mamy szanse na zakup napojów i czegoś do jedzenia. Po zejściu na brzeg okazuje się, że sklep ma przerwę, a lokalna piekarnia pracuje tylko od 6 rano do 10.

Podbiega mała dziewczynka, która chce nas zaprowadzić do domu, gdzie możemy kupić.. wódkę. Czyżbyśmy wyglądali na potrzebujących? Okazuje się, że jej rodzina żyje tylko ze sprzedaży bimbru, bo ojciec dawno nie jest w stanie niczego złowić i zarobić na rodzinę.

Wokół bardzo biednie, wręcz beznadzieja, słychać tylko szczekanie psów i widać wyjątkowo smutnych ludzi. Większość żyje z połowów, zbierania tego co znajdą w okolicznych lasach czy pędzenia bimbru. Dobrze, że chociaż słońce wyszło zza chmur, wiatr ustał i lepszy nastrój wrócił.

Rozpuszczamy wici po wiosce, że chleb potrzebny od zaraz. Bardzo nalegamy, aby chociaż jeden bochenek. Jedna z siedzących na ławce kobiet każe nam czekać, bo ktoś już powiadomił piekarzową, że jest poszukiwana. Po godzinie przychodzi właścicielka piekarni, aby potwierdzić, że chleb będzie... jutro rano!. Zgadza się, aby w ramach otarcia łez, pokazać nam wnętrze piekarni. Wrażenie niezapomniane. Drewniane dzieże, formy, które pamiętają pewnie czasy cara, piec węglowy i ręcznie wyrabiane ciasto, które właśnie rośnie, to widok niespotykany u nas od przynajmniej kilkudziesięciu lat. Ku naszej radości otworzyli sklep. Chleba brak, bo chleb sprzedaje tylko piekarnia, ale napoje, słodycze dostępne bez ograniczeń.

Wracamy na kuter. Kierunek ciepłe źródła. Pogoda wciąż daleka od marzeń. Wiatr i deszcz daje się we znaki. Wokół niesamowita, burzowa aura. Fale coraz wyższe. Dopływamy w końcu do Żmijowej Zatoki na drobny relaks. Miejsce z gorącymi źródłami obudowane drewnianymi ściankami. Temperatura wody w jednej z "wanien" około 40 stopni, w drugiej około 50. Zapach zgniłych jaj w powietrzu. Podobno wody doskonałe na reumatyzm, ale my stawiamy na profilaktykę. 

Po wejściu do wyłożonych drewnianymi belkami dziur w ziemi zaczyna padać deszcz, ale była to i tak jedna z najprzyjemniejszych chwil w czasie rejsu. Głowy mokre, ciała rozgrzane do czerwoności, obok towarzystwo rozweselonych i pobudzonych alkoholem kilku rosyjskich kobiet. Nawet szarość nieba złagodniała i wiatr jakby przycichł. Zanurzeni w obudowanych dołach rozgrzewamy ciała wg widocznych na ścianie zaleceń. Kilkanaście minut w gorących wannach i biegiem do zimnych wód jeziora. Niebo zmienia jednak koloryt w imponującym tempie i szanse na spokojny powrotny rejs coraz mniejsze. Szyper przerywa zabawę i zarządza odwrót. Czas żegnać tę piękną część Zatoki Czywyrkujskiej. Wracamy do przystani.

Szyper chętnie opowiada o nieprzewidywalności Bajkału, zmienności pogody i przeżytych w życiu "morskich" przygodach. Ponoć wielokrotnie poznał srogie oblicze "błękitnego oka Syberii" jak nazywają jezioro miejscowi, ale zawsze dobre duchy pozwalały mu wracać do portu. Nie wiem czy świadomie, ale swoimi opowieściami nastroju nam nie poprawił. Fale coraz wyższe, silny deszcz i wiatr, a my schowani pod plastikową nadbudówką kadłuba staramy się nie myśleć o tym co na zewnątrz.

Chcemy czy nie, temat jeziora jednak powraca. Ustalamy kilka prawd. Pierwsze skojarzenie niska temperatura wody. W letnie miesiące na powierzchni Bajkału temperatura sięga zaledwie 8-9 stopni, zaś przy brzegu podnosi się średnio do 15 stopni. Humory jednak dopisują chociaż na pokładzie kamizelek mniej jak pasażerów, co odkrywamy dopiero na koniec rejsu. Pozostaje siła umysłu i co tam jeszcze w nas drzemie. 

Może o zimie? Od jesieni do wiosny zamarznięta powierzchnia jeziora jest na tyle wytrzymała, że jego tafla przekształca się w trasę dla samochodów. Przez jezioro przejeżdżają pojazdy zmechanizowane wszelkiego rodzaju, a w czasie wojny japońskiej zdarzyło się, że przejechały pociągi pancerne. Miejscowi regularnie skracają sobie drogę. Jazda po lodzie pozwala zaoszczędzić kilkadziesiąt, a czasami nawet kilkaset kilometrów. Często rodziny mieszkające po obu stronach jeziora, wiosną mówią sobie " do zobaczenia za rok".

Już wiemy, że Bajkał był i jest miejscem życia różnych kultur. Od osadników rosyjskich przybyłych z Zachodu, Buriatów mieszkających na południowych brzegach i innych syberyjskich ludów żyjących w tym rejonie od setek lat. Każdy lud to inna kultura, inne legendy, wierzenia i opowieści, ale dla wszystkich to święte, budzące respekt wody, to ich życie, nadzieja na spokojną teraźniejszość i lepszą przyszłość. Te wody wyznaczają rytm i poziom życia bez względu na kulturową przynależność, a miejscowi są głęboko przekonani, że Bajkał ma również swojego ducha gospodarza, który zsyła sztormy lub daje powodzenie w połowach.

Jezioro bije też kilka światowych rekordów. Wydłużony, półksiężycowy kształt należy do siódmego co do wielkości na świecie i drugiego w Azji zbiornika wodnego. Długość 636 kilometrów, szerokość 79 kilometrów nie ma sobie równych. Jego wody stanowią 20% wszystkich słodkich wód na kuli ziemskiej. Według ostatnich badań głębokość tego "morza" Syberii wynosi 1642 metry, czyli o 40 metrów więcej niż Śnieżka. Ma 25 milionów lat, co sprawia że jest najstarszym jeziorem na świecie. To niewątpliwie cud natury, perła Syberii i dwa tysiące ton omula bajkalskiego jaki dzięki jego hojności trafia na stoły daleko poza granice Syberii.

Bezpiecznie dopływamy do przystani. Lekko zakręceni i zmarznięci, ale nasze myśli szybko mkną do kolacji, tym bardziej, że dzień nie rozpieszczał nas kulinarnie. 

Gospodyni znów stanęła na wysokości zadania i zapełniła stół smakowitą produkcją własnych rąk. I bania też na nas czeka, i cisza,  i swojska atmosfera, i komary z meszkami odleciały do sąsiada, więc jest szansa na długie Słowian rozmowy.

J. 24.08.2009


  



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.