Wracamy do Argentyny. Już o 9 rano zajmujemy miejsca w dalekobieżnym autobusie na minimum 12 godzin z opcją nawet 20 godzin spędzonych w podróży.. Wszystko zależy od pogody, która "zarządza ruchem" w Cieśninie Magellana.
Po drodze czeka nas znowu odprawa graniczna, karteczki, prześwietlanie bagażu, a do czasu przekroczenia granicy, po raz kolejny, trzeba zjeść kupione na drogę owoce, warzywa i kanapki przygotowane własnoręcznie wczesnym rankiem.
Za oknem nic nowego, wiatr, pastwiska, step i surowe szczyty gór. Chłodno. Pierwsze prostowanie kości czeka nas podczas przeprawy promowej w bliżej nieokreślonym czasie. Tymczasem pogoda znowu jest dla nas łaskawa. Po dwóch godzinach wjeżdżamy na prom Patagonia w Punta Delgada. W czasie 30 minut spędzonych na promie podziwiamy skaczące delfiny czarnogłowe.
Cieśnina Magellana okazała się jednak wyjątkowo przyjazna. Jedziemy w kierunku chilijsko argentyńskiej granicy. Często te przeprawy promowe, przy sztormowej pogodzie, wydłużają drogę do Ushuaia nawet o kilkanaście godzin. Ale my, dzieci szczęścia, sprawnie, szybko przekraczamy cieśninę i dalej szutrową już drogą dojeżdżamy do granicy chilijskiej i za kolejne 15 km do argentyńskiej. Tym razem nie było prześwietlania bagażu.. Może niedobór kadrowy, bo to niedziela ? Dość wietrznie, ale piękne słońce, bezludzie i te owce takie jak w Chile. Po stronie argentyńskiej wreszcie asfalt. Krajobraz za oknem niezmienny....płaskowyż z owcami w tle.
Po kolejnych 3 godzinach jazdy, krajobraz i pogoda zmienia się wyraźnie. Większy chłód, powiało zimą. Ośnieżone stoki gór, zielone drzewa, woda skrząca w promieniach słońca po jednej stronie, po drugiej zachmurzone niebo, miejscami ogromne przestrzenie i cmentarzyska uschniętych i połamanych drzew. Wjeżdżamy w wysokie góry i zamykam oczy, gdy autobus krąży ostrymi serpentynami nad urwiskami . Czasem zerkam wokół. W dole kanion rzeki ..pięknie i groźnie. Wreszcie Ushuaia. Czas naszego przejazdu to tylko 9 godzi zamiast planowych 12 czy proroczych 20. Miasteczko na końcu świata, przybywamy tu 100 lat później niż pierwsi osadnicy.
W Ushuaia bardzo wietrznie i zimno...Temperatura z około 21 stopni w Chile spadła do kilku powyżej słupka rtęci, a przy tym bardzo silny wiatr. Tak niska temperatura sprawia, że próba zakwaterowania nas w hostelu z zewnętrznymi łazienkami budzi nasz zdecydowany opór i ...w końcu trafiamy do miejsca, gdzie widok z okna na oświetloną zatokę Beagle, rekompensuje nam wszelkie niewygody wieloosobowego pokoju. Wieczorem ucichł wiatr, zdejmujemy nawet kaptury z głów. A może to nie pogoda, a smakowita kolacja z krabami w roli głównej i winem uwolniła to nasze wewnętrzne ciepło?. Może? Ja już nie szukam odpowiedzi tylko łóżka. Jutro znowu trekking, a sił jakby mniej !
J. 30.11.2014
Komentarze
Prześlij komentarz