Przejdź do głównej zawartości

Trekking ..LAGUNA TORRE

El Chalten to stolica trekkingu. Małe, górskie miasteczko na skraju Parku Narodowego Los Glaciares, między grzbietami górskimi, w miejscu gdzie rzeka Fitz Roy wpada do Las Vueltas. Osadę zbudowano w 1985 roku w celu zabezpieczenia spornej granicy z Chile. Dziś istnieje z turystyki i dla turystyki. Nazwa "Chaltén" pochodzi od słowa "Tehuelche". Indianie wierzyli, że to wulkan na szczycie góry zasłania ją swoim dymem przez większość czasu.

Dla potrzeb branży turystycznej założono kilka restauracji i sklepów, a niektóre miejsca noclegowe mają nawet dostęp do internetu . Miasteczko jest mimo to dalekie od normalnego przepływu wiadomości i komunikacji, nawet w sezonie miedzy listopadem i lutym, czego mieliśmy okazję doświadczyć. To jednak najlepsza baza wypadowa pod dwa najsłynniejsze szczyty Andów Patagońskich....Cerro Torre 3.102 m n.p.m. oraz Monte Fitz Roy, 3.405 m n.p.m.

Dziś wyruszamy do Lago Torre z widokiem na Cerro Torre. Wchodzimy na jeden z dwóch dobrze oznakowanych szlaków w centrum El Chalten. Po dziewięciu godzinach wracamy tym drugim na obrzeżach miasteczka. Łącznie 20 km górskiej drogi. Szlak jest bardzo dobrze oznakowany, z silnym motywatorem czyli informacją ile godzin zostało nam do celu wyprawy.

Idziemy z wachlarzem krajobrazów wokół, zboczem góry, doliną rzeki i buków patagońskich. Droga kamienista, odcinkami piaszczysta, pełna korzeni i powalonych drzew. Raz w promieniach słońca, raz w cieniu lasu wśród tysięcy małych, złośliwych muszek zachwyconych zapachem naszego potu.

W końcu jest Lago Torre. Jesteśmy na wysokości zaledwie 635 metrów n.p.m. a zmęczenie widoczne na twarzach wielu piechurów. Ostatni odcinek szliśmy wyjątkowo wolno. Pod nogami tysiące granitowych okrąglaków, a w nogach czuć mocne zmęczenie. Przed nami ciemnoniebieska toń mroźnego jeziora karmionego lodowcem. Na powierzchni pływają oderwane od białego cielska lodowe fragmenty kry. Siadamy na kamienistej plaży i wzgórzu. To stąd pochodzi najsłynniejszy widok na iglicę Cerro Torre. Jezioro jak jezioro, ale nad Lago Torre piękna, górska panorama. Sinoszara, skalna iglica wznosząca się na wysokość 3133 m n.p.m. robi wrażenie gigantycznej makiety. Dokładnie tak, jak na zdjęciach jakie oglądałam wcześniej z charakterystyczną, ośnieżoną półką w dwóch trzecich ściany. 

Szczęście, że dopisuje nam bezchmurna pogoda i Cerro Torre nie znajduje się we mgle stratusów. My łapiemy oddech, uzupełniamy płyny i energię przed trudniejszą drogą powrotną, trudniejszą, bo część grupy straciła świeżość ruchów przynajmniej dwie godziny wcześniej i ja niestety też. Resztkami sił wracamy do miasteczka, a wzrok błądzi już tylko za szyldem z napisem "restauracja". W końcu jest! O 18-tej siadamy w knajpce w El Chalten, a właściwie nie wiem czy to prawidłowe określenie naszej pozycji przy stole. No cóż, ważne, że wyszłam, doszłam i wróciłam. I nie chcę myśleć, że dziś to była ta łatwiejsza trasa, bo strach się bać!

J.23.11.14





































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.